Wizjonerów to ja zjadam na śniadanie!
Dzisiejszy Aritime będzie znów polemiką z wszelkimi
zasadami, które rządzą naszym pięknym światem. Pomysł na ten post wpadł mi do
głowy w miejscu, które mogłabym nazwać współczesną świątynią dumania, a
przynajmniej wiele osób bez prywatnego środka lokomocji mi to przyzna. Tym
miejscem jest oczywiście każdy środek publicznego transportu, w moim przypadku
autobus. Kiedy tak człowiek jedzie przez ponad dwadzieścia minut i nie ma gdzie
oczu podziać, w jego głowie panuje istna burza!
Właśnie, gdy tak dumałam, przerwano mi to w dość brutalny
sposób, zmuszając do prowadzenia rozmowy. Z początku byłam dość pesymistycznie
nastawiona i nawet nie wysilałam się na wyszukiwanie ciekawych tematów do
omówienia, mało oryginalnie wszystko sprowadzało się do szkoły, a szczególnie
do aktualnej lektury. Stwierdziłyśmy, że to dość smutne, że jesteśmy w
mniejszości, która jednak czyta lektury.
Pytanie jest, w czym tkwi problem? Oczywiście, większość lektur to książki o
tematyce patetycznej, przedstawiającej wydumane problemy, z którymi współczesny
uczeń na pewno nie spotyka się codziennie. Czemu więc nie czytamy książek,
które są naprawdę wartościowe dla młodych ludzi?
Dla jasności, nie krytykuję wszystkich książek z kanonu,
bowiem zdarzają się prawdziwe cudeńka. Podstawowym zarzutem wobec większości
lektur szkolnych jest to, że są nie do przebrnięcia. Większość ludzi spuentuje to krótkim: "nie rozumiem ich
geniuszu". Czy to od razu musi być geniusz? Czy te książki naprawdę są
wybitne? Czytając niektóre te powieści,
nigdy w życiu nie pomyślałabym o tym, że autor naprawdę mógł mieć to na myśli!
Doszukujemy się tam patosu i gruszek na wierzbie. Oczywiście, książki te
zostały zinterpretowane już tyle razy przez nieskończoną ilość osób, że tak
naprawdę z opracowań moglibyśmy napisać nową powieść. A czy naprawdę nasze
domysły muszą być prawdą? Na pewno są w jakiejś części dobre, ale w pewnych
kwestiach możemy się mylić. Ostatnio dowiedziałam się „ciekawej” rzeczy o
Lewisie Caroll, którego oczywiście powinniśmy kojarzyć z piękną baśnią „Alicja
w Krainie Czarów”. Czy jednak naprawdę to bajka dla dzieci? Otóż nie, a autor
był pedofilem, który napisał książkę, w której zawarł swoje fantazje z udziałem
małej dziewczynki! W przedmowie do „Władcy Pierścieni” Tolkien napisał bardzo
ciekawą polemikę z wszelką interpretacją wielkich dzieł literackich. Powołam
się na niego, ponieważ uważam, że lepiej bym sama tego nie ujęła.
„Można by wymyślić rozmaite inne warianty zależnie od gustu
i poglądów osób lubujących się w alegoriach i aktualnych aluzjach. Ale ja z
całego serca nie cierpię alegorii we wszelkich formach i zawsze jej unikałem,
odkąd osiągnąłem z wiekiem przezorność, która umożliwia wykrywanie jej
obecności. Wolę historię, prawdziwą lub fikcyjną, dającą czytelnikowi możliwość
różnych skojarzeń na miarę jego umysłowości i doświadczeń. Zachowuje on w
takich wypadku pełną swobodę wyboru, podczas gdy w alegorii autor świadomie
narzuca swoją koncepcję. Oczywiście, autor nie może wyzwolić się całkowicie od
wpływu własnych doświadczeń, lecz są one niejako glebą, w której ziarno opowieści
rozwija się w sposób niezmiernie skomplikowany; wszelkie próby określenia tego
procesu są w najlepszym razie tylko hipotezami opartymi na niedostatecznych i
wieloznacznych świadectwach. Fałszywe również, chociaż oczywiście pociągające
dla krytyka żyjącego współcześnie z autorem, są przypuszczenia, że nurty
umysłowe i wydarzenia bieżącej epoki wywierają nieuchronnie najpotężniejszy
wpływ na dane dzieło.”
Jestem obecnie na etapie przygotowań do egzaminu
maturalnego, więc postanowiłam przyjrzeć się głównie lekturom szczególnie
ważnym dla maturzystów.
Na pierwszy ogień idzie Mickiewicz ze swoimi "Dziadami" i "Panem Tadeuszem". Jestem zdania, że o ile, "Dziady" można uważać za dzieło znaczące, o tyle drugi utwór poza tym, że autor musiał nieźle się nagimnastykować, pisząc trzynastozgłoskowcem, niestety potraktowałabym tę powieść jako straszak dla przedszkolaków. Utwór bije na głowę sławetnego Boboka. "Pan Tadeusz" traktuje w wielkim uproszczeniu o wielkiej uczcie, zabijaniu niedźwiedzia, sporze dwóch zgryźliwców o ruiny, znów polujemy, dość osobliwym czworokącie miłosnym i to by było na tyle.Uważam, podobnie jak wielu innych, że Mickiewicz jak na prawdziwego romantyka przystało nie był zupełnie normalny. Pomijając jego skłonność do kobiet, jako wybitny umysł musiał czuć się dość niezrozumiany przez zwykłych śmiertelników.
Gombrowicz ze swoim "Ferdydurke" po prostu rozwala
system. Można go kochać lub nienawidzić, ale trzeba przyznać, że aby napisać
taką książkę, trzeba mieć niewiarygodną wyobraźnię. Ja należę do grupy
uwielbienia tego autora przede wszystkim dlatego, że przeciwny obóz to fandom
Mickiewicza, którego szczerzę nie trawię. Styl Gombrowicza to coś niezwykłego,
w tej książce znajdziemy nawet problem współczesnej młodzieży, jednak opakowany
w tak skomplikowane pudełko, że naprawdę mało który uczeń zada sobie trud, aby
je odpakować. "Trans-Atlantyk" to podobna para kaloszy. Ogólnie,
choćbym chciała, nie mogę znaleźć zarzutów do tego autora, oprócz jego trudnego
języka i wszechobecnego symbolizmu, odrzucającego młodzież.
Schulz i „Sklepy Cynamonowe”. Znając tego autora także jako
plastyka, jestem w stanie powiedzieć o nim wszystko. Ekscentryk, z fetyszem
stóp (!), który napisał książkę z masą opisów. Dominuje oniryzm, który
doskonale znamy ze względu na znajomość „Procesu” Franza Kafki (?). Tak, czy
inaczej, książka jedna wielka wizja, a czy z sensem, tu warto polemizować.
Przedstawieni dotychczas autorzy i ich dzieła mają ze sobą
wiele wspólnego. Łączy ich wszystkich fakt, że nie można być tak po prostu
wielkim wizjonerem literackim i nie ucierpi na tym Twoje zdrowie psychiczne.
Ewentualnie odwrotnie, napisanie wizjonerskiego utworu wymaga szczypty
nienormalności. Obstawiałabym jednak tę drugą opcję.
Jestem zdania, że klasykę znać trzeba i choćbym miała czytać
daną książkę dziesięć lat, to i tak ją w końcu przeczytam. Powiem szczerze
jednak, że znam wiele współczesnych utworów, które mogłyby zostać przedstawione
na lekcjach języka polskiego jako alternatywa. Byłyby o wiele ciekawsze dla
ucznia. Powiedzmy o tym „Panu Tadeuszu”, ale na innej lekcji powiedzmy też o książce
może z nieco krótszą historią, jednak ciekawszą, zawierającą istotne wartości i
morale. Aktualne, a nie obowiązujące za czasów powstania listopadowego…
Oczywiście czekam na Wasze propozycje „alternatywnych lektur”, z uzasadnieniem!
Wasza Ariada :)
Daria, kocham Cię. Nikt do tej pory tak świetnie nie ujął tego co od dawna wałęsa sie gdzieś w mojej głowie :D Mówić tez trzeba otwarcie , ze wielcy romantycy, nie rzadko byli pod wpływem wszelakich środków odurzających :)
OdpowiedzUsuńCzuję się zazdrosna! XD Ale fakt - to jest szczere. Większość lektur mi się nie podoba, zdecydowanie wolałabym czytać coś innego. Przecież współcześnie też są książki, które mają jakieś wartości. Nie jest mi do tego potrzebny np. "Pan Tadeusz"...
UsuńHaha, Klaudia ;D Czuje się zaszczycona ;))
UsuńJa wolę współczesne ksiązki. :)
OdpowiedzUsuńhttp://sapphireblog1.blogspot.com
Ferdydurke :D tego nie da się zrozumieć, to trzeba zaakceptować ;D a na serio ciekawe rozważania;)
OdpowiedzUsuń