czwartek, 24 grudnia 2015

Tomasz Młot - "Te i Mo"

Tytuł: Te i Mo
Autor: Tomasz Młot
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 264
Ocena: 8/10

Opis:

Mo uczęszcza do elitarnej szkoły Przymierza ponad Przeciętnością, a jego codzienność jest starannie uporządkowana i zaplanowana. Wszystko się zmienia, kiedy chłopiec poznaje pewną nietypową dziewczynkę. Dzięki niej życie Mo staje się niezwykłą przygodą, a on sam dowiaduje się, co jest w nim naprawdę ważne.


Recenzja:

Książka Te i Mo zwróciła moją uwagę przede wszystkim okładką, na której widnieje sympatyczna ilustracja z iście dziecięcego zeszytu. Te skojarzenie, prostota oraz delikatne barwy sprawiły, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Poczułam się, jakbym wróciła do wczesnoszkolnych zajęć plastyki, które tak uwielbiałam! Musicie wiedzieć, że nie sposób odmówić sobie lektury, która już na pierwszy rzut oka wywołuje w czytelniku tyle pozytywnych emocji. W ten oto sposób ta niby bajeczka leży przede mną, ciesząc me oczy – i nie tylko. Wnętrze także mnie zachwyciło.

Akcja powieści rozgrywa się w jednym miasteczku, a rozpoczyna ją poznanie się tytułowych bohaterów. Ich spotkanie nie należy do najbardziej udanych, jednak mimo to Mo, który jest niezaprzeczalnie główną postacią, postanawia za wszelką cenę odnaleźć Te. Z początku uważałam go za nieco rozpieszczonego dzieciaka – bogactwo, sytuowana rodzina, elitarna szkoła – jednak z czasem zrozumiałam, że Mo jest bardzo nieszczęśliwym dzieckiem. Chłopiec żyje stale pod presją i jest przytłoczony wymaganiami ojca, dodatkowo jego życie okazuje się pełne kłopotów.

„Mali chłopcy (…) powinni mieć małe problemy. Nie wiedział tylko, czy problemy myślą w ten sam sposób.” 

Nawet jego relacje z kochającą matką wydają się nie takie jak powinny. Marzycielska kobieta zdaje się być przytłoczona życiem, które wiedzie z surowym mężem, przekładającym perfekcyjność nade wszystko. Jedynie sam na sam z synem pozwala jej na drobne odstępstwa, jak pozwalanie mu na siedzenie na blacie kuchennym czy niedoskonałe rozmowy. Być może dlatego tak bardzo spodobała się chłopcu Te, która zdaje się być kompletnym przeciwieństwem doskonałego życia, do którego Mo jest zmuszany.

Obrazuje to nieco sytuację w niektórych współczesnych rodzinach, gdzie rodzice pragną doskonałego dziecka, nie zważając na jego predyspozycje czy marzenia. Bliskich, którzy odważą się przełamać granicę i podążyć własnymi ścieżkami odtrącają, trzymając jak najdalej od swojego potomstwa. W dzisiejszych czasach często oryginalność i odmienność postrzegana jest jako zło, a czarne owce zawsze będą odpychane. Tak samo jak ludzie źle sytuowani, a przede wszystkich biedacy, którym przykładem jest Cuchnący. Mężczyzna, choć zdaje się być inteligentnym człowiekiem pokrzywdzonym przez los, jest odpychany nawet przez Mo, ze względu na swój paskudny zapach. Jaką więc szansę na przetrwanie ma przyjaźń chłopca z (pozornie) idealnego domostwa z nietypową dziewczynką, lubującą się w dużych torbach?

- Spotkałem wczoraj Twojego znajomego. (…) 
- Którego? (…) 
- Cuchnącego. – Kiedy skończył to mówić, wyraz twarzy Te zmienił się gwałtownie. 
- Jak go nazwałeś?! Cuchnący?! A co ty o nim wiesz?! A dla mnie jakie masz przezwisko? Torbiara? No, nie wstydź się. Powiedz – Te zerwała się na równe nogi. 
- Poczekaj, Te. – Mo wiedział, że zachował się głupio. – Przepraszam. 
- Mnie przepraszasz?! (…) To jego przeproś. Nie mnie. (…) 
- Co mam zrobić? – pytał bezradnie. – Nie chciałem go skrzywdzić. 
- Jego? (…) To siebie krzywdzisz, Mo; siebie, nie jego. On jest szczęśliwy, a ty? 

Na szczęście Mo przechodzi metamorfozę. Naturalnie nie możemy wymagać przemiany rodem z Dziadów Mickiewicza, zmiany zachodzą bowiem w chłopcu, nie mężczyźnie. Jest ona jednak bardzo ciekawie przedstawiona i autor bardzo mile mnie nią zaskoczył. Jestem pewna, że żaden czytelnik nie zawiedzie się w tym aspekcie.

Poza Te, Mo i Cuchnącym napotkamy tutaj prawdziwą rozmaitość bohaterów, bardziej lub mniej ważnych dla fabuły. Mnie uwiódł kot, Stara Ryba, którego pojawienie się zawsze przyprawiało mnie o szeroki uśmiech na twarzy. Chyba przez miłość do tych zwierząt zwracam uwagę na ich występowanie w literaturze i myślę, że – niezależnie od wieku – każdy czytelnik polubi tego futrzaka. Nie brakuje tutaj także momentów grozy, gdzie tytułowi bohaterowie walczą z karmiącym się strachem Festmordą oraz rodzinnych tajemnic, które zmienią życie Mo na zawsze.

Mimo szalonych przygód, niesamowitych wydarzeń, urokliwego motywu przyjaźni i wspaniałego przekazu nie jestem pewna, czy Te i Mo można nazwać literaturą dziecięcą. Autor posiada prawdziwy kunszt pisarski, na kartach książki spotkamy piękne metafory i ciekawe nawiązania, jednak nie jest to styl przyjazny dziecku. Myślę, że po tę książkę powinna sięgać młodzież i dorośli, bowiem młodziutki człowiek zwyczajnie męczyłby się tą lekturą. Wypróbowałam ją na mojej siostrzenicy, która była zarówno zaciekawiona, jak i zniechęcona licznymi opisami.

W związku z powyższym, Te i Mo polecam przede wszystkim dojrzałym osobom, choć nie chcę zniechęcać młodszych czytelników. Książka jest przemyślana i wspaniale napisana. Naprawdę warto po nią sięgnąć. Porusza wiele współczesnych problemów, a jej urok przewyższa nawet czar okładki.

Tę książkę zrecenzowałam dla Was dzięki Stowarzyszeniu Sztukater. :)

2 komentarze:

  1. Wydaje się naprawdę ciekawa, chciałabym jednak przeczytać ją zrozumiale.
    Pozdrawiam ciepło i wesołych świąt! Jestem tutaj pierwszy raz, ale będę wpadać częściej :) Zapraszam do mnie,
    countrywithbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Sądzę, że jest to ciekawa i mądra książeczka, wprost idealna dla nastolatków i ich rodziców. :)

    OdpowiedzUsuń