Autor:
Magdalena Knedler
Wydawnictwo:
Novae Res
Rok
wydania: 15 lutego 2017
recenzja przedpremierowa
Liczba
stron: 380
Ocena:
7/10
Opis:
W
pewien styczniowy poranek w domu prawie stuletniej Nataszy Silsterwitz zjawia
się młody Anglik, Artur Adams. Przywozi ze sobą kopertę wypełnioną starymi
fotografiami i srebrną piersiówkę, na której widok Nataszę ogarnia panika.
Kobieta ma pewność, że ten mężczyzna przynajmniej w części zna jej dramatyczną
przeszłość. Przeszłość, o której nie powiedziała nikomu – nawet najbliższej
rodzinie.
Adams
z determinacją dąży do rozmowy z nestorką, a ona wie, że nie będzie w stanie
przed nim uciec. I oto – u schyłku życia – przyjdzie jej wyjawić prawdę o
sobie. Przed Arturem, ale i przed własną wnuczką, gdyż to właśnie ich Natasza
zabiera w pełną napięcia podróż do przeszłości - na przedwojenną Wileńszczyznę
i skutą lodem Syberię.
Recenzja:
W 2016 recenzowałam Klamki i
dzwonki Magdaleny Knedler. Było to moje pierwsze i niestety nie do końca
udane spotkanie z autorką, dlatego z lekką rezerwą podeszłam do Dziewczyny z daleka. Na szczęście
wystarczyło kilka stron, żeby przekonać się, że to zupełnie inna i wcale
niepodobna do Klamek i dzwonków
książka i prawie nie ma w niej elementów, które denerwowały mnie w poprzedniej
powieści Knedler.
Z tego co widziałam, wynika, że autorka nie trzyma się żadnego
konkretnego gatunku literackiego. Były już kryminalne komedie, kryminały i
powieści obyczajowe – teraz przyszedł czas na powieść „z wielką historią w tle”.
Co prawda pierwsza scena z książki ma jeszcze znamiona kryminalnej komedii, ale
obyło się bez trupów – w każdym razie w teraźniejszości.
Pewnego styczniowego poranka Lena, która przyjechała odwiedzić swoją
prawie stuletnią babcię, Nataszę Silsterwitz, przed jej domem znajduje pod
krzakiem sztywne ciało. Szybko wychodzi na jaw, że należy ono do młodego
Anglika, Artura Adamsa, który jednak nie umarł, a jedynie porządnie się
wyziębił. Gdy trafia do szpitala, okazuje się, że ma przy sobie plik fotografii
i srebrną piersiówkę, na widok której Natasza panikuje. Zabiera jednak Adamsa
ze szpitala i po namowach oraz dramatycznym epizodzie zgadza się zrobić to, po
co przyleciał Anglik – i opowiada swoją historię.
Akcja powieści toczy się w związku z tym dwutorowo. Całość poznajemy
głównie z perspektywy wnuczki Nataszy, Leny i to ona jest główną bohaterką we
fragmentach z teraźniejszości. Gdy Natasza zaczyna opowiadać, przenosimy się na
przedwojenną Wileńszczyznę, a potem na skutą lodem Syberię. Muszę przyznać, że
motyw syberyjskich zesłańców, który postanowiła wykorzystać autorka, był
niezwykle ciekawy. Ludzie, którzy przeżyli wojnę, powoli już umierają, ale
ciągle może się okazać, że nasi dziadkowie skrywają jakieś mroczne historie i
że wcale nie są tymi, za kogo się podają. Tak było z Nataszą Silsterwitz, która trzykrotnie zmieniała
nazwisko, a jej przeszłość została naznaczona tragicznymi wydarzeniami. Nie
myślcie sobie jednak, że Natasza była wyłącznie ofiarą wojny. Nie, autorka
zadbała o to, żeby jej postać nie była jednowymiarowa, chociaż ostatecznie ja
nie potrafiłam jej potępić. Owszem, zemściła się okrutnie na bliskich, którzy
ją zranili, ale była to po części wina okoliczności (okazja czyni złodzieja, a
wojna… z nią już nie jest tak prosto).
Pozostali bohaterowi już mniej autorce wyszli, Lena była irytująca, Artur
ciapowaty i taki jakiś nieszczególny, a z kolei policjant Wojtek, który wyszedł
całkiem sensowny, okazał się zbędną postacią – dowód na to jest taki, że
wcześniej nie było potrzeby, żeby o nim wspominać. Akcja nic by nie straciła na
jego nieobecności. Czuję, że znalazł się w książce tylko po to, żeby Lena miała
dwóch adoratorów. Ale biedak i tak zostaje z niczym, czego kompletnie nie
rozumiem, bo kto normalny wybierze – żeby się posłużyć porównaniami autorki – Martina
Freemana, jak ma pod ręką Michaela Fassbendera?? (Tak przy okazji, czy tylko
mnie ten Freeman denerwuje? Gdyby tak serialowego Watsona podmienić na
filmowego, byłby serial idealny, a tak ta jego irytująca twarz wszystko psuje…)
Jeśli chodzi o element historyczny – autorka o swoich fascynacjach poruszonym tematem pisze
dość szeroko w posłowaniu, podaje też bibliografię, z której korzystała. Tak
naprawdę cała historia dostaje nam się w tej książce z drugiej ręki, poprzez
opowiadanie Nataszy i z jednej strony to dobrze, bo nie trzeba za wielu
szczegółów, żeby całość wyszła w miarę wiarygodnie, ale z drugiej – emocje
związane z opowiadaniem Nataszy też są trochę z drugiej ręki. Cóż, coś za coś.
Dziewczyna z daleka, jak
napisałam już na początku, podobała mi się o wiele bardziej niż Klamki i dzwonki i z czystym sumieniem
mogę wam ją polecić. To dobra książka, która powinna się spodobać wszystkim
fanom powieści obyczajowych i historycznych.
Egzemplarz przedpremierowy dostałam od wydawnictwa Novae Res
Bardzo ładna okładka książki, bardzo mi się podoba. Ale co do fabuły, to nie jestem pewna, a i powieści historycznych raczej nie czytam często i obawiam się, że trochę bym się zanudziła :) Niedopracowanie bohaterów też trochę działa na niekorzyść, bo ostatnio zwracam sporo uwagi na tę kwestię. Powieść raczej nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam