Autor: Shain Rose
Tytuł: Między zobowiązaniem a zdradą
Wydawnictwo: Zysk i S-ka [współpraca reklamowa]
Data wydania: 2025
Ilość stron: 448
Ocena: 2/10
Opis:
Gorący romans – sensacja TikToka!
Wspólnik mojego ojca zrobi wszystko dla imperium, które wspólnie zbudowali... Gotowy jest nawet mnie poślubić
Declan Hardy, obiekt kobiecych westchnień, miliarder i były gwiazdor NFL, jest moim całkowitym przeciwieństwem. Rządzi, gdy ja współpracuję. Jest spontaniczny, gdy ja działam rozważnie. Głośny, kiedy ja milczę. Jedyne, co nas łączy, to fakt, że nasze nazwiska znalazły się w testamencie mojego ojca. On odziedziczy imperium fitnessu i hotelarstwa, a ja zachowam to, co jest dla mnie najcenniejsze. Z zastrzeżeniem, że go poślubię – na określonych warunkach.
Rok fałszywego małżeństwa. Rok wspólnego mieszkania. Rok udawania, że pasuję do jego luksusowego stylu życia.
Ale warunki nigdy nie są takie proste. Zwłaszcza gdy nie wiem, czy jego pocałunki są udawane, czy to ja udaję, kiedy je odwzajemniam. A gdy pojawia się coraz więcej warunków, staje się jasne, że istnieje cienka granica między zobowiązaniem a zdradą... i żadne z nas nie wie, gdzie ta granica przebiega.
Shain Rose to bestsellerowa autorka romansów pełnych namiętności. Między zobowiązaniem a zdradą to pierwszy tom z serii „Miliarderzy z klanu Hardych”.
Recenzja:
Cóż, to definitywnie jedna z najgorszych książek tego roku - przynajmniej w moim rankingu. Po tym opisie spodziewałam się wiele: i to wiele dobrego, a cóż, dostałam trochę chaosu, frustracji, braku logiki i sensu... Mimo to nie daję jednej gwiazdki (a mogłabym), chociażby za to, że mimo wszystko Shain Rose pokazała, że warto zawalczyć o siebie, gdy było się kiedyś w przemocowym związku (ale nie wszystkie przedstawione w "Między zobowiązaniem a zdradą" rzeczy, które miały za zadanie "wypędzić" przemocowca z życia Everly pochwalam...).
Książka zaczyna się od tego, że Everly chce zacząć na nowo - wyprowadza się więc od matki, nie kończy studiów obroną dyplomu, za to po raz pierwszy od lat ma styczność ze swoim ojcem: który kiedyś ich zostawił - i który jest miliarderem zarządzającym doskonałą siecią siłowni, klubów fitness i tak dalej. Everly zaczyna pracować jako instruktorka jogi oraz prowadzi też zajęcia z samoobrony, a przy okazji co jakiś czas spotyka się z Wesem - czego tak bardzo nie jest w stanie znieść jej ojciec, że wysyła swojego wspólnika (niczym chłopca na posyłki), który dosłownie siłą wyciągał główną bohaterkę z imprez. Pewnie nie o to ojcu Everly chodziło, ale w międzyczasie Declan Hardy - bo tak nazywa się wspólnik i międzynarodowa gwiazda sportu, obecnie już na emeryturze - chciał się Everly dobrać do majtek: i to raczej z pozytywnym skutkiem, mimo że sądził on, iż na poważnie spotyka się ona z Wesem (przynajmniej ja tak to obierałam).
Tragizm zaczyna się w momencie, w którym ojciec Everly umiera - z dnia na dzień, ale zostawia oczywiście testament, w którym wymaga on, aby Everly wzięła ślub z Declanem, bo to by pomogło zmienić jej reputację (tej, której spotyka się z Wesem znanym z tego, że jest playboyem???). Inaczej matka głównej bohaterki straci swoje studio jogi, a Declan nie będzie miał decydującego głosu w zarządzie swojej własnej spółki (która dosłownie nazywa się HARDY). Mają być w związku rok, po czym mogą się rozejść, ale wiadomo jest, że za trzy miesiące zmarły przedstawi jeszcze jakieś warunki, które odczytane im zostaną dopiero wtedy i koniec kropka, które też będą musieli spełnić. Więc Everly i Declan dosłownie biorą ślub kilka minut po zapoznaniu się z testamentem, gdzie dla mnie pewna ważność prawna jest wątpliwa, bo z tego co wiem, nikt szantażem nie powinien zmusić kogoś do zawarcia takiej przysięgi... Ale co ja tam wiem!
Nie chciałabym opisywać dalej, żeby Wam już większych akcji nie zaspojlerować, ale odniosę się tylko do tego, że skoro Declan miał kosę z Wesem, to dosłownie Everly mogła sobie to wygooglować w każdej sekundzie dnia i nocy, a tego nie zrobiła - czekała, aż ktoś jej wytłumaczy o co między nimi poszło. Wkurzało mnie także to, jak Declan usunął swoimi własnymi palcami, w swoim własnym łóżku, wkładkę antykoncepcyjną, którą miała założona Everly - bo why not, przecież mógł.
Nie polubiłam się więc z bohaterami - bez wchodzenia w kolejne szczegóły i zawiłości. Samo zakończenie, gdzie on zmienia zdanie w kwestii własnych uczuć, bo cośtam, bo to był jakiś ewidentnie wyższy plan, to też sprawiało, że miałam ochotę dosłownie rzygać, bo jeśli to nie była swego rodzaju manipulacja emocjonalna, to ja nie wiem, co nią jest...
Przykładów, co mi się w tej powieści nie podobało, jest wiele. Gloryfikowanie przemocy - kosztem tego, że jestem bogaty, więc nic się nie wyda, bo odpowiedni ludzie się o to zatroszczą - jest wisienką na samym czubeczku tortu.
Więc jak mnie zapytacie czy warto dać szansę "Między zobowiązaniem a zdradą" to odpowiem Wam, że czujcie się ostrzeżeni, że według mnie najlepszą część tej książki stanowi opis (mega kuszący) oraz okładka. W samej fabule, w kreacji bohaterów, w relacjach postaci nie znalazłam zbyt wiele plusów (a właściwie bazowałam na samych minusach).
Nie jest to książka dla mnie, chociaż jestem grupą docelową (dorosłą kobietą). Może jednak zbytnio potrafię się szanować, żeby zrozumieć Everly?
Podsumowując: dla mnie jedna z najgorszych książek tego roku.
Książka po opisie i okładce zapowiadała się naprawdę świetnie, a tu niestety przykra niespodzianka. Szkoda, ale dziękuję za szczerą recenzje. Lepiej wiedzieć, po co warto sięgać, a po co nie. Tej książki nie mam w planach do czytania...
OdpowiedzUsuńOkładka fajna, opis fajny, ale po waszej opinii nie mam w planach 🙈 dziękuję za szczerość 😊
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to miała być taka pochwała przemocy, pochwała bogaczy, ich kasy i możliwości łamania wszystkich zasad za darmo. Nawet mam nadzieję, bo jeśli autorce wyszło to przez przypadek, to... Przekre. Zresztą, sam pomysł na książkę i jego realizacja, opis, cóż... Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego to wydano. Jest to całkowicie pozbawione sensu i powinno być spalone na stosie, by oczyścić literaturę. Dlatego właśnie nie czytam romansów, nie znam takiego, który choć w pary procentach byłby dobry. Porażka.
OdpowiedzUsuńPatrząc na ocenę i twoją opinię nie będę czytać tej książki
OdpowiedzUsuń