Autor: Stephanie Garber
Tytuł: Alchemia tajemnic
Wydawnictwo: Poradnia K [współpraca reklamowa]
Data wydania: 2025
Ilość stron: 376
Narracja: trzecioosobowa
Ocena: 6/10
Opis:
Recenzja:
Autorkę uwielbiam z jej poprzednich powieści, ale sama na ostatnich kartach tej pozycji, w tych kilku zdaniach od siebie, przyznała, że "Alchemia tajemnic" to pozycja, którą jej się trudno pisało. I myślę, że pod koniec to czuć - bo przez ponad połowę tej pozycji dosłownie czytelnik tak wsiąka, że czyta i płynie z nurtem (a trzeba dodać, że tam co chwilę coś się dzieje!).
Holland interesuje się mitami i legendami. Chociaż na świecie prawie nikt nie zna jej prawdziwej tożsamości, bo piętnaście lat temu zmieniła ona nazwisko, dziewczynę ciągle coś przyciąga do tajemnicy z przeszłości: do śmierci swoich rodziców. Jeśli te miejskie historie okazałyby się prawdą, Holland przynajmniej miałaby na kogo zwalić winę - i powiedziałaby, że za śmierć jej rodziców odpowiada sam diabeł. Tyle, że nie jest to wcale tak łatwo udowodnić...
Okazuje się jednak, że inna legenda wręcz puka do życia Holland, a ona trafia na Zegarmistrza - osobę, która jest w stanie zdradzić jej datę śmierci i wskazówkę, co musi zrobić, żeby przeżyć. Tyle, że to, co słyszy nasza główna bohaterka sprawia, że włos się jej jeży na głowie: ma kilkanaście godzin życia, a jeśli nie chce umrzeć, musi odnaleźć Alchemiczne Serce.
Czym jest owo Alchemiczne Serce? Holland nie wie, ale dosyć szybko dowiaduje się, że po pierwsze: jej siostra bliźniaczka, która obecnie podobno jest w Hiszpanii, ma mnóstwo tajemnic, po drugie: nie wie komu ufać - bo zarówno groźny Gabe, jak i czarujący Adam mają momenty, w których nie jest wiadome, jaki jest ich prawdziwy cel, a po trzecie: że Alchemiczne Serce jest tak rzadkim magicznym reliktem, że może się okazać, że dosłownie nie istnieje, albo że Holland jednak nie będzie go w stanie zdobyć na czas. A zegar bije.
Rozpoczyna się wyścig i walka z czasem, a przede wszystkim walka z wątpliwościami: bo naprawdę trudno powiedzieć, komu nasza główna bohaterka powinna zaufać. Jedno jest pewne - gdy nie zaufa nikomu i nie będzie miała nikogo do pomocy, prawdopodobnie i tak zginie...
"Alchemia tajemnic" to nie jest żadne romantasy, chociaż kilka księgarni internetowych próbowało mi to wmówić. Owszem, jest kilka scen pocałunków, które zajmują jakieś trzy zdania każda. Czy można to nazwać wielkim wybuchem płomiennej miłości, skoro czas akcji to trochę ponad doba, gdzie główna postać stara się skupić jednak na własnym przeżyciu, a nie na jakichś romantycznych ekscesach?
Co ważne, dalej odnoszę wrażenie, że zakończenie z jednej strony nie jest do końca jasne, a z drugiej: że nie jest do końca przemyślane. Nie spojlerując - Holland niby od dziecka rozwiązywała zagadki, ale za dobra w to rozwiązywanie zagadek to ona chyba jednak nie jest: szczególnie po tym, jakich faktów dowiadujemy się na koniec.
A tu delikatnie tylko zaznaczę, że ja chętnie przeczytałabym jakąś książkę o January - bo jednak o niej wciąż wiemy mało, jest jedną wielką tajemnicą, a jej opowieść i "Alchemia tajemnic" nie musiałyby być nawet bardzo ze sobą powiązane, skoro January nawet nie umie odebrać telefonu od siostry, której zostało bardzo niewiele życia... Jedynie kwestia wspominek to bardziej łączy niż cokolwiek innego. Gdyby nie ze dwie sytuacje, w których przydało się to, że Holland miała siostrę, to nie wiedziałabym nawet, czemu wprowadzili postać siostry bliźniaczki...
Trochę żałuję tego zakończenia. Dalej odnoszę takie wrażenie, jakby czegoś mi w nim zabrakło, jakiejś takiej iskry, która w pewien magiczny sposób zaspokoi całą moją rozbudzoną ciekawość. Bo bez wątpienia Stephanie Garber ciekawość rozbudziła na maksa - a stworzone przez nią mity i legendy, a nawet sama postać Nauczycielki, która im to wykładała, były wprost genialnym posunięciem strategicznym.
Podsumowując: według mnie "Alchemia tajemnic" miała potencjał - i dalej ma, bo liczę na swego rodzaju kontynuację pomysłu - ale dało się odczuć, że pisanie było dla autorki wyzwaniem, a zakończenie oberwało przy tym chyba szczególnie mocno. Mimo wszystko uważam, że jest to jedna z bardziej magicznych książek, jakie ostatnio czytałam - i jestem wielką fanką tego, by zaklasyfikować ten tytuł jako fantastyka w nurcie young adult!
Jeśli macie ochotę: życzę Wam miłego czytania i żeby klimat wciągnął Was tak, jak mnie (i to już od pierwszych stron)!
PS. Właśnie doczytałam na social mediach autorki, że ma być drugi tom (nie wiadomo kiedy, nie wiadomo o kim, nie wiadomo nic) - ale i tak się cieszę!

Na ten moment nie planuje tej książki
OdpowiedzUsuńNie mam w planach tej książki
OdpowiedzUsuńMoze kiedys się na to skuszę
OdpowiedzUsuń