Autor: Iliana Xander
Tytuł: Kocham, mama
Wydawnictwo: Filia [współpraca reklamowa z Woblink]
Data wydania: 2025
Ilość stron: 424
Narracja: pierwszoosobowa (różne narracje)
Ocena: 7/10
Opis:
LOVE, MOM – BESTSELLER, KTÓRY PODBIŁ ŚWIAT!
Nic nie jest takie, jak się wydaje. Nie ufaj nikomu!
Mackenzie Casper to córka autorki bestsellerowych, mrocznych thrillerów. Kiedy jej matka ginie w wypadku, fani na całym świecie pogrążają się w żałobie, a śledczy zaczynają zadawać pytanie:
Czy to na pewno był wypadek?
W dniu ceremonii upamiętniającej pisarkę dziewczyna otrzymuje pierwszą tajemniczą kopertę, podpisaną:
Od największego fana. XOXO
W środku znajdują się strony z pamiętnika matki, zaczynające się od słów:
Chcesz poznać sekret?
To, co czyta, wprawia ją w osłupienie.
Ale potem nadchodzi drugi list.
I trzeci…
Mackenzie rozpoczyna własne śledztwo i natrafia na tajemnice, które jej rodzina skrywała przez lata.
Szybko zdaje sobie sprawę, że droga jej matki do sławy była wybrukowana mrocznymi kłamstwami.
Wkrótce Mackenzie przekona się, że istnieją rzeczy straszniejsze od morderstwa…
Dla sławy można zabić. A nawet zrobić coś gorszego.
Recenzja:
Musiałam dać sobie kilkanaście godzin na ułożenie w głowie pewnych rzeczy już po tym, jak skończyłam czytać "Kocham, mama". Tytuł, który dziś recenzuję z jednej strony czytało mi się tak dobrze, że dosłownie pożerałam każdą stronę wzrokiem, a z drugiej: miałam wrażenie, że to nie jest nic nieoczywistego, a niektóre elementy wydawały się mocno naciągane. Muszę mimo wszystko przyznać, że ostatecznie daję notę siedem na dziesięć - bo jestem w stanie przymknąć oko na to, że pewne rozwiązania fabularne mnie nie zaskoczyły, bo Iliana Xander okazała się to tworzyć w taki sposób, że całość historii czytało się bardzo przyjemnie.
W tej książce mamy pewien podział na trzy części. Pierwszy z nich odnosi się do aktualnej sytuacji Mackenzie, córki zmarłej niedawno (w wyniku nieszczęśliwego wypadku) pisarki mrocznych powieści. Tuż po pogrzebie zaczęła ona dostawać ręcznie napisane listy, które, jakby się mogło wydawać, zostawiła jej zmarła. Wiadomości zawierają dużo różnych przerażających informacji z przeszłości - ale pozostawiają też wiele pytań, na które Mackenzie bardzo chciałaby poznać odpowiedź. W drugiej części mamy pewien przeskok - i czasowy, i narracyjny (nie są to rozdziały tworzone z perspektywy Mackenzie), ale dosyć szybko przechodzi to w trzecią część, której zadaniem jest wyjaśnienie pewnych tajemnic już w taki sposób, aby nie było więcej niedomówień (i w trzeciej części znowu głównie poznajemy spostrzeżenia oczami córki pisarki).
Czy według mnie taki podział narracyjny to był dobry zabieg? Myślę, że najlepszy możliwy - i że całkiem dobrze, że w głównej mierze najwięcej o świecie dowiadywaliśmy się oczami Mackenzie. Co prawda miałam wrażenie, że oprócz bardziej tajemniczych spraw rozgrywa się w tle wątek miłosny, którego tylko główna bohaterka nie widzi (lub ignoruje) - i też wychodzę z założenia, że już wciskanie takich fragmentów, które pojawiły się pod koniec, z perspektywy thrillera psychologicznego, nie miały za wiele sensu: bo bez zaproszenia kogoś na randkę też byśmy się wszystkiego dowiedzieli, a naprawdę mnie osobiście życie miłosne Mackenzie bardzo mało obchodziło w szerszym kontekście...
Samych bohaterów jednak dosyć polubiłam. Przynajmniej tych, których dało się lubić. Ci, którzy mieli wyjść na złych, oczywiście wyszli na potwory - i bez wątpienia ich zachowania bywały na tyle okrutne i odrażające, że w tej kwestii pisarka wykonała bardzo dobrą robotę: bo stworzyła antybohaterów, którzy faktycznie spełnili swoje funkcje.
"Kocham, mama" to thriller psychologiczny, który zaczęłam sobie czytać na Woblinku - i ściągnęłam, jako "coś lekkiego do czytania", bo słyszałam, że ma dobre opinie w internecie, a miałam ochotę na odskocznię gatunkową (zwykle jednak uwielbiam motywy romantyczne - nie oceniajcie). Teraz aplikacja w moim telefonie pokazuje, że spędziłam wczoraj dobre kilka godzin na czytaniu - i to był możliwie najlepiej spędzony czas, jaki w ogóle mogłam wczoraj mieć. Jeszcze super, że wyjazd do mamy na długi weekend - a ja nie zabieram ze sobą dodatkowego papierowego obciążenia, bo super hity jestem w stanie czytać gdziekolwiek chcę i kiedy chcę!
Iliana Xander ma pewien specyficzny styl - chociaż może to też trochę kwestia tłumaczenia - gdzie pewne rzeczy brzmią trochę kanciasto, jakby nieporadnie, odstają od reszty. Przeszkadzało mi to trochę na początku, ale dosyć szybko się przyzwyczaiłam, że sposób pisania jest w "Kocham, mama" po prostu trudniejszy do przejścia niż w przeciętnym thrillerze psychologicznym.
Myślę sobie, że mimo minusików był to jedna z lepszych książek w tym gatunku, jakie miałam okazję czytać w tym roku. Przede wszystkim napięcie było odczuwalne od samego początku do samego końca. I chociaż niektóre plot twisty nie były jakieś bardzo oryginalne i niespodziewane, a kilka wątków mogłoby mieć bardziej sensowne i logiczne wyjaśnienie, to "Kocham, mama" czytało mi się bardzo dobrze: i jest to niezaprzeczalny fakt.
Czasem trzeba mieć odskocznię od tego, co się zwykle czyta - i w moim przypadku tytuł, który właśnie dla Was recenzuję, okazałą się strzałem w dziesiątkę: a raczej strzałem w siedem na dziesięć, ale to dalej bardzo fajny i przyzwoity wynik. Jestem więc w stanie napisać tylko tyle, że jak macie ochotę, to czytajcie. Oczywiście mam świadomość, że ta historia nie spodoba się każdemu: ale jak czujecie, że mogłaby się spodobać Wam, zaryzykujcie!

Mnie ta książka jakoś specjalnie nie porwała
OdpowiedzUsuń