Autor: Mariana Zapata
Tytuł: Drogi Aaronie
Wydawnictwo: Niezwykłe [współpraca reklamowa z Woblink]
Data wydania: 2025
Ilość stron: 553
Narracja: pierwszoosobowa
Ocena: 7/10
Opis:
Autorka powieści Kulti oraz Od Lukova z miłością!
Dwudziestotrzyletnia Ruby Santos postanawia wziąć udział w programie, w którym raz w tygodniu wysyła się listy lub e-maile do żołnierzy przebywających na misji.
Ruby wybrała trzydziestoletniego Aarona Halla i podeszła do sprawy z ogromnym zaangażowaniem. Chciała dowiedzieć się o nim jak najwięcej i zdradzić mu jak najwięcej o sobie, aby mogli lepiej się poznać. Wysyłała mu nawet paczki, chociaż nie miała obowiązku.
Na początku jej listy przechodziły bez echa, jakby pisała do kogoś zupełnie fikcyjnego. Po pewnym czasie Aaron zaczął jednak odpisywać. Ruby myślała, że wie, czego się spodziewać po tym przedsięwzięciu, lecz nie miała pojęcia, że zacznie się zakochiwać w facecie czytającym jej listy.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Recenzja:
Kocham twórczość Mariany Zapaty - chociaż przyznam szczerze, że "Drogi Aaronie" to nie jest moja ulubiona z jej książek. Zwykle oceniam jej twórczość na więcej niż osiem: często zdarzały się nawet dziesiątki. A tutaj? "Skromna" siódemka - bo chociaż to dalej wyżej niż przeciętnie, to wiem, że pisarkę stać na dużo, dużo więcej - i trzymam kciuki, żeby kolejne powieści były właśnie na jeszcze wyższym poziomie: jaki sama sobie w sumie autorka ustawiła, bo przyzwyczaiła czytelników do tego, że tworzy hity.
Ruby ma dwadzieścia trzy lata, jest młodą dziewczyną, jednak już trochę doświadczoną przez los. Jej brat był żołnierzem, jednak z uszczerbkiem na zdrowiu (jednak wciąż żywy!) wrócił z pola bitwy - Ruby wiedziała od niego, jak bywa tam strasznie i samotnie, więc postanowiła wziąć udział w programie, który polega na tym, że wymienia się wiadomości z nieznajomym żołnierzem, aby go trochę wesprzeć, co jakiś czas może mu nawet podesłać jakąś paczkę z dobrociami. Takim właśnie sposobem dziewczyna trafia na Aarona - chłopak początkowo nawet nie odpisuje na jej wiadomości, ale później nagle bierze się do roboty i przeprasza za to, że ostatnio był w kiepskim nastroju i że nie chciał być rozmówcą.
Rozmowy toczą się bardzo długo. Można powiedzieć, że gdzieś trzydzieści procent książki (co najmniej) to same wymiany wiadomości. Jest to długi i monotonny proces, bo dowiadujemy się o bohaterach strzępków informacji, a czasami odnoszę wrażenie, że było to dosłownie totalnie niepotrzebne (w sensie niektóre informacje). Mimo wszystko rozumiem, jaki klimat chciała oddać autorka - że gdy ma się bliskich na froncie, czasem to jedyna bardziej sprawna metoda komunikacji. Ba, Mariana Zapata dodaje też dużo różnych anegdotek z wojny (typu sikanie do butelek czy opowieści o tym, co ile się zmienia skarpety).
W pewnym momencie okazuje się, że Ruby dosłownie czuje coś do swojego korespondencyjnego przyjaciela, chociaż oni nawet nie znają się na żywo. Dziewczyna ma jednak świadomość, że Aaron zna ją najlepiej na świecie, jest powiernikiem chyba wszystkich jej sekretów, a co więcej: że jest także pewnego rodzaju jej wsparciem i doradcą życiowym, który dba o to, aby Ruby nie dała się wykorzystywać, nawet przez bliskie sobie osoby.
Nie da się ukryć, że zakończenie książki "Drogi Aaronie" wyszło według mnie średnio - to znaczy trochę za krótko, chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej po tak długim wprowadzeniu i po tak długim slow burnie (relacja rozwijała się naprawdę małymi kroczkami).
Wydaje mi się, że spora część bohaterek książek tej autorki to kobiety, które mają dobre serca, ale czasem nie za wiele inteligencji: zwykle zajmują się one bardziej codziennymi, przyziemnymi sprawami, nie mają jakichś bardzo wysokich stanowisk i trochę w tym życiu muszą zawalczyć o siebie i mieć wyższe poczucie własnej wartości i własnej skuteczności. Często pisarka zestawia ich z mrukami - ale w tym wypadku Aaron mrukiem nie był, prędzej bym powiedziała, że był słodziakiem po przejściach.
Całość książki miałam okazję czytać na Woblink - i trochę mi przeszkadzała tam kwestia tego, że trzeba było przeczytać właściwie kilka e-maili, aby w liczniku podało, że się przeczytało jedną stronę. W tym wypadku pewnie papierowe wydanie rządzi, ale pod każdym innym względem doceniam to, że "Drogi Aaronie" czytałam w wersji e-booka: bo byłam w stanie skończyć tę książkę w momencie, gdy leżałam w łóżku i czułam się totalnie koszmarnie (nie miałabym siły na to, by trzymać cegiełkę i przewracać jej strony). E-book w takich sytuacjach totalnie mnie ratuje: a patrząc na to, że chociażby na Woblinku trwa teraz akcja Czytaj_PL (gdzie można sobie przeczytać w tym miesiącu jeszcze jeden z udostępnionych osiemnastu tytułów za darmo), to zachęcam Was do tego, żebyście sobie zobaczyli w takiej formule, że aplikacja Woblink jest naprawdę jasna, przejrzysta i łatwo się z niej korzysta, jest bardzo funkcjonalna.
Podsumowując: "Drogi Aaronie" to nie jest moja ulubiona książka od Mariany Zapaty, ale będę ją i tak polecać, bo jest dobra: po prostu. Jeśli ktoś ma ochotę na trochę żołnierskich klimatów i slow burn, to definitywnie może się przy czytaniu dobrze bawić (i tego właśnie Wam życzę!).

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz