wtorek, 30 grudnia 2025

Kristen Callihan - "Coś na osłodę"

Autor: Kristen Callihan

Tytuł: Coś na osłodę

Wydawnictwo: MUZA [współpraca reklamowa z Woblink]

Data wydania: 2023

Ilość stron: 416

Narracja: pierwszoosobowa (dwie perspektywy)

Gatunek: romans

Ocena: 5,5/10


Opis:

Czarujący, emocjonalny romans o odnajdowaniu nowej drogi i nieoczekiwanej miłości, autorstwa bestsellerowej Kristen Callihan

Emma była sławna, a fani szaleli na jej puncie. Ale to już przeszłość. Jej życie właśnie stanęło na głowie. Świat zna ją jako księżniczkę Anyę, postać z popularnego serialu, która niespodziewanie zostaje zabita. Dziewczyna straciła rolę życia. Na domiar złego Emma znajduje swojego chłopaka w łóżku z inną. Potrzebuje przerwy. Bezpieczną przystań odnajduje w Rosemont, urzekającej posiadłości w Kalifornii, która ma jej zapewnić spokój i odpoczynek.

Tam poznaje równie urzekającego wnuka właścicielki, byłego hokeistę i pustelnika Luciana Osmonda, w którego oczach Emma dostrzega odbicie własnego bólu i pożądania.

Lucian, na ogół czarujący, ale niekiedy również tajemniczy i ponury, otacza się murem, podobnie jak Emma. Choć coraz bardziej ich do siebie ciągnie, wolą się unikać.

Jednak po spontanicznym wspólnym pluskaniu się nago w basenie i pysznych, domowych wypiekach Luciana, które on dostarcza pod jej drzwi, Emma znowu ma ochotę rozsmakować się w życiu…

Próba utrzymania dystansu kończy się umocnieniem więzi. Może się bowiem okazać, że chociaż oddzielnie cierpią, gdy są razem – wzajemnie się dopełniają.

 

Recenzja:

To nie jest zła książka, chociaż daję jej ocenę 5,5 na 10 możliwych gwiazdek. Po prostu wiem, że ta autorka ma dużo lepsze powieści, które dosłownie wyrywają z butów: a tutaj tego nie było, stąd i taka ocena. "Coś na osłodę" to lekkie czytadełko, przy którym idealnie można się odprężyć i odpocząć - dokładnie tego ostatnio potrzebowałam - i dokładnie to dostałam. Nie jest to powieść, o której się nie będzie w stanie zapomnieć i która w jakiś sposób zmieni komuś życie, ale naprawdę można spędzić z nią dobry czas.

Można powiedzieć, że w tej pozycji poznajemy dwóch ludzi, którzy zostali ostatnio postawieni w pewien sposób przed faktem dokonanym: że ich życie niebawem nieubłaganie się zmieni. Po pierwsze: Lucian, mimo że kocha hokej, musi zaprzestać uprawiania tego sportu - bo kolejne wstrząśnienie mózgu może zakończyć się jego śmiercią. Od tego czasu zaszył się w pensjonacie babci i pomaga, robiąc remont domków i dbając o to, by móc w spokoju zająć się wypiekami, w których jest naprawdę dobry. Po drogie: Emma, która dowiaduje się, że na ostatnim odcinku nowego sezonu serialu, który jest mega popularny, jej postać zginie - a ona sama będzie musiała szukać nowego angażu. Ona także zaszywa się w domku przyjaciółki babci, gdzie już od samego początku wie jedno: że kocha dostarczane tu wypieki, chociaż nie ma pojęcia, kto je tak naprawdę tworzy...

Emma i Lucian spotykają się już na starcie, bo babcia Luciana bardzo chciałaby ich zeswatać. Starsza kobieta robi dosłownie wszystko, by jej wnuk wyszedł ze swojej skorupy, chociaż obecnie bardziej zachowuje się jak mruk niż cokolwiek innego. Bez wątpienia jednak zarówno on rzucił czar na Emmę, jak i Emma rzuciła czar na niego, bo od samego początku coś ich do siebie bardzo ciągnie - a wydawać by się mogło, że naszej głównej bohaterki nie obchodzi nawet to, że czasem Lucian jest w stanie zachować się jak prawdziwy dupek, tylko umie to znieść i sobie z tym poradzić: często przy tym stawiając go do pionu.

W tej pozycji jest dużo o cukiernictwie i wypiekach - o połączeniu różnych smaków, o różnych technikach. Czytelnik w pewnym momencie może dosłownie zrobić się głodny i nikt nie powinien go za to winić, ale na nieszczęście ani w papierowej wersji, ani w ebooku (bo ja czytałam książkę na platformie Woblink), nie dorzucają słodkości gratis.

W pewien sposób zakończenie mnie zadowoliło, ale droga, która do tego prowadziła, w pewien sposób była dla mnie drażniąca - i wydawało mi się, że można byłoby zrobić lepsze poszanowanie uczuć tej drugiej osoby, jak się jest w związku. Niby ostateczne rozwiązanie było takim miłym akcentem i trochę to wszystko pomogło zrównoważyć, ale... no właśnie, można było od początku dać trochę więcej rozsądku, a mniej uporu.

"Coś na osłodę" czyta się w ekspresowym tempie. Od razu dodam, że są oczywiście sceny erotyczne - a patrząc na to, że od początku między bohaterami jest chemia, to nie powinno nikogo zdziwić, że pewne fragmenty pojawiają się w miarę szybko, chociaż później rozwój relacji nie jest taki "hop-siup", tylko jednak mają trochę więcej okazji się poznać, nim w ogóle dochodzi do większych fajerwerków.

Myślę sobie, że jak macie ochotę się odstresować i przestać myśleć o jakichś problemach, to "Coś na osłodę" będzie dla Was idealnym wyborem. Dla mnie tak to właśnie było, więc pod tym kątem jestem w stanie rekomendować ten tytuł dniem i nocą. Wydaje mi się, że pod takim aspektem swoje zadanie ta powieść spełnia w pełni.

Znam dużo lepsze książki Kristen Callihan - z większą dawką ognia i jakiegoś takiego czaru. Mimo wszystko nie jestem w stanie powiedzieć, że powinniście sobie "Coś na osłodę" odpuścić: bo moja ocena wynika tylko i wyłącznie z tego, że wiem, na co stać autorkę - i jak podobały mi się jej wcześniejsze tytuły. Gdyby nie to, być może dałabym nawet jedną gwiazdkę w nocie więcej.

Podsumowując: jak macie ochotę na dosłownie słodki romans - bierzcie i czytajcie! 

2 komentarze:

  1. Nawet mam tą książkę na półce, kiedyś się na nią skuszę

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię książki autorki i tą kiedyś przeczytam 🙆🏻‍♀️

    OdpowiedzUsuń