niedziela, 12 października 2025

Hope S. Ward - "Everything I want"

 

Autor: Hope S. Ward

Tytuł: Everything I Want

Wydawnictwo: Kreatywne [współpraca reklamowa]

Data wydania: 2025

Ilość stron: 504

Ocena: 5/10


Opis:

On nie wierzył w miłość, ona kochała go od zawsze…

Zander Kane – bezwzględny biznesmen w perfekcyjnie skrojonym garniturze. Onieśmielający, surowy i arogancki. Trzydziestoletni milioner, którego świat dotychczas kręcił się wyłącznie wokół jego firmy i pięknych kobiet.

Lea Rhodes – dwudziestodwuletnia studentka psychologii na Uniwersytecie Columbia i – jak na złość – młodsza siostra najlepszego przyjaciela Zandera, całkowicie poza jego zasięgiem.

Wszystko jednak się zmienia, gdy Lea szuka pracy i pojawia się w firmie ojca Kane’a.

A potem los, jakby kpiąc z postanowień mężczyzny, stawia mu ją na drodze raz jeszcze – w Elysium, klubie, do którego nigdy nie powinna była wejść.

Byli swoim całkowitym przeciwieństwem, niczym…

Światło i mrok.

Anioł i diabeł.

Ale nawet diabeł może zapragnąć anioła… i zrobić wszystko, by go przy sobie zatrzymać.

 

Recenzja:

Motywy mnie zaintrygowały, opis był ciekawy, a okładka jest genialna - więc sięgnęłam po tę historię i bardzo chciałam ją poznać. Ostatecznie okazało się jednak, że w sumie to "Everything I want" wywołuje we mnie dużo mieszanych uczuć: i ogólnie to uważam, że książka wyszła raczej przeciętnie niż genialnie, ale autorka potencjał do rozwoju definitywnie ma.

Lea studiuje psychologię - wbrew swoim rodzicom, którzy twierdzą, że to prędzej ona sama wyląduje w szpitalu psychiatrycznym, gdy będzie zadawała się z osobami chorymi psychicznie. Nie do końca wiem, jakim cudem dziewczyna ma czas, by podejmować pracę w większym zakresie - ale właśnie to planuje robić. Tyle, że przyjaciel jej brata robi wszystko, by Lea nie dostała jednak zatrudnienia u swojego ojca: niby kierując się szlachetnymi pobudkami, a później Zander wręcz staje na rzęsach, żeby załatwić dziewczynie inną robotę, wykorzystując przy tym dług, który wisi mu jedna z najlepszych organizatorek imprez w Nowym Yorku.

Lea od czasów dzieciństwa właściwie jest zakochana w Zanderze - ale on się nigdy nią nie interesował, a jej brat prędzej by ich udusił, niż pozwoliłby im być razem. Obecnie po zachowaniu Zandera, który właściwie bardziej myśli o Lei niż o swoim wielomilionowym (może miliardowym?) biznesie, trudno byłoby jednak powiedzieć, że czuje on do niej obojętność: chociaż w rozdziałach związanych z jego narracją faktycznie wydawać by się mogło, że on nawet nie zdaje sobie sprawy ze swoich uczuć. Uczyć, które są bardzo widoczne od samego początku.

Właśnie dzięki problemowi przedstawienia emocji i dzięki problemowi z ich opisem w taki sposób, żeby trafiały do czytelnika, uważam, że "Everything I want" to książka dosyć przeciętna, o której łatwo można po przeczytaniu zapomnieć, bo w sumie nic bardziej nie zapada w pamięć. Ludzie zwykle kojarzą coś, co wzbudza w nich jakieś odczucia - te pozytywne lub negatywne - a o tytule, który dziś dla Was recenzuję właśnie można powiedzieć tylko: nic powyżej średniej, takich książek czytałam już mnóstwo.

To, co dla mnie jest zastanawiające, to fakt, że początek tej książki był praktycznie kanciasty. Czytelnik obijał się o nieoszlifowane elementy i zastanawiał się czemu on to sobie robi i czemu on właściwie czyta historię, która zapowiada się bardzo sztampowo - ale też bardzo opornie rozwija jakąkolwiek fabułę pod kątem dynamiki akcji. Jest impuls - jest od razu działanie i odpowiedni efekt, bo pieniądze i koneksje są w stanie załatwić wszystko. Rozumiem też, że jakoś trzeba było zacząć tę opowieść, zrobić tło i wytłumaczyć skąd się mogą wziąć pewne podstawy do historii miłosnej - ale naprawdę odnosiłam wrażenie, że tylko Zander nie zdaje sobie sprawy z własnych uczuć i czytelnik wiedział to przed nim. Autorka nie do końca była w stanie chyba inaczej to przedstawić: ale nie wiem czy to kwestia braku innego pomysłu, wprawy czy przeoczenia, że pewne rzeczy są zbyt oczywiste.

Ale, ale! Jak już jesteśmy w co najmniej połowie historii, coś bardziej zaczyna nabierać tempa. Warsztat autorki bardziej się rozwija, jest więcej sensownych dialogów, opisów i nawet całkiem w porządku opisanych scen erotycznych. Nie jest to co prawda najwyższy możliwy poziom, ale widać już było przebłysk tego, co jest w stanie pokazać Hope S. Ward, jak będzie dalej ćwiczyć i praktykować. Wydaje mi się, że każdy kolejny rozdział jest coraz lepszy - jestem ciekawa jak się to rozwinie w drugim tomie (bo miejcie świadomość, że to dopiero początek) - ale mam wrażenie, że będzie lepiej niż w "Everything I want".

Przede wszystkim pokazuje to, że Hope S. Ward skrywa w sobie więcej talentu niż widać to na początku tej historii - i że warto przebrnąć przez pierwsze rozdziały "Everything I want" i dać jej szansę, by udowodnić, że ta powieść nie jest zwykłym gniotem. Wydaje mi się, że autorka dalej musi ćwiczyć, praktykować sztukę pisania - i może znaleźć sobie dobrych beta czytelników, aby pewne rzeczy wytykali jej na bieżąco, już podczas pisania - aby jej pomysły były bardziej spójne, sensowne i logiczne.

"Everything I want" to mimo wszystko świetne połączenie motywów, które sprawia, że wielu czytelników znajdzie w tym swoje guilty pleasure. Bo nie wątpię, że książka może się podobać - i że niektórzy podczas lektury się będą dobrze bawić. Dla mnie jednak nie powodowała ta pozycja efektu "wow" i wbicia mnie w fotel podczas czytania. Była przeciętna, a miała szansę być na dużo wyższym poziomie, gdyby tylko popracować nad pewnymi aspektami.

Nie jest to więc najlepsza historia, jaką poznałam w październiku. Ale myślę, że kontynuacja będzie lepsza - mam ku temu kilka przesłanek, więc mocno w to wierzę. I czekam na to, by Hope S. Ward udowodniła mi, że się nie mylę, a ona potrafi mnie zachwycić swoją twórczością.

Podsumowując: zadecydujecie czy chcecie przeczytać!

 

5 komentarzy:

  1. Ciekawa recenzja 😊 książki na dzień dzisiejszy nie mam w planach

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam tej ksiqzki w planach😅

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie planuje czytac. Ale opinia ciekawa 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. "Everything I want" nie jest to historia która pozostaje z czytelnikiem na długo a szkoda bo potencjał ta historia miała. Na ten czas nie mam planach tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  5. To ponad 500, ja po takiej akcji już bym pewnie po 50 stronie zrezygnowała... Zdaje się, że tu też nikt nie dopracował książki, nikt z zewnątrz. Chociaż rzadko się zdarza, by to początek był niedopracowany... W sumie nie wiem, co tu zaszło. Znowu sztampowy milioner, koniecznie w dobrze skrojonym garniturze. Bowaryzm mi się przypomina xD taka fantastyka bardziej

    OdpowiedzUsuń