Autor: Sarah Prineas
Tytuł: Złodziej magii
Wydawnictwo: Jaguar
Data wydania: 22 września 2010
Liczba stron: 400
Ocena: 6/10
Opis:
Kiedy Conn, sierota i złodziejaszek, postanawia okraść napotkanego w ciemnym zaułku starca, nie ma pojęcia, na jak wielkie naraża się niebezpieczeństwo. Nvery okazuje się bowiem potężnym magiem, a wyciągnięty z jego kieszeni locus magicalius - to nieodłączny atrybut czarodzieja, który wzmacnia i koncentruje magię, a każdego intruza, który waży się go tknąć... zabija. Conn opiera się jednak morderczej sile locusa, co tak zadziwia starca, że postanawia przygarnąć chłopaka i dać mu szansę...
Czy Conn i jego mistrz zdołają ocalić życiodajną magię, która z niewiadomych przyczyn znika z ich rodzinnego miasta?
Recenzja:
Tak wiem, Dzień dziecka już był i tak wiem, ja już nie jestem dzieckiem, ale jak zobaczyłam tę książkę za 10 zł w Matrasie, to nie mogłam się oprzeć i musiałam ją kupić. Za taką cenę to aż grzech nie wziąć.
Teraz w literaturze jest wysyp nastoletnich bohaterów, którzy żyją sobie swoim codziennym życiem i naraz okazuje się że posiadają jakiś super talent i to właśnie oni są wybrani do jakiś wyższych celów. Autorka kieruje swoją historię do młodszych czytelników, którzy mogło by się wydawać, że są mniej wybredni i wystarczy im postać mniej więcej w ich wieku, aby byli zadowoleni. Nie do końca jest to prawdą, ale przecież nie o tym mam Wam dzisiaj pisać.
Książka jak na lekturę dla dzieci jest dość obszerna w stronach, ale za to dość niewielka wielkością. Jej mocną stroną jest kolorowa okładka, która przyciąga wzrok i zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych pozycji na półkach w księgarni. Jej kolejnym ogromnym atutem są ilustracje. Każdy początek rozdziału posiada swój obrazek, który sugeruje nam o czym będziemy mogli przeczytać.
Fajnym smaczkiem na końcu książki może być kilka rzeczy. Po pierwsze spis postaci z krótkim opisem i ilustracjami. Po drugie opis miejsc, także z ilustracjami. Ponadto jest jeszcze spis liter alfabetu runicznego i jest jeszcze coś co mnie urzekło już zupełnie. Jest to przepis na biszkopty, którymi zajadał się główny bohater, a do tego ten przepis jest także w jego wykonaniu.
Książka jest z narracją pierwszoosobową, co genialnie pasuje do książki. Po niektórych rozdziałach jest też umieszczony dziennik Czarodzieja Nevery'eo, gdzie na końcu każdej notatki jest kilka linijek napisanych pismem runicznym prze Conna.
Jeśli chodzi o postaci, to jestem bardzo zadowolona z tego jak autorka ich wykreowała, nie mogę nawet wybrać kogo najbardziej polubiłam nie licząc głównego bohatera.
Bardzo podoba mi się sposób w jaki autorka wszystko opisuje, poprzez narrację pierwszoosobową, to co się dzieje dookoła. Ta książka wciąga i czyta się ją błyskawicznie. Nie ma zbędnych opisów, akcja się nie przeciąga ani nie jest zabójczo szybka. Jest taka jak być powinna.
Fabuła nie jest jakoś specjalnie odkrywcza czy innowacyjna, ale młodszym molom książkowym na pewno przypadnie do gustu.
Poprzez historię o magii, autorka opowiada nam o lojalności i przyjaźni, co może być niezwykle edukujące dla dzieci.
Na okładce jest napisane 10+, ale jestem pewna, że zarówno młodsi jak i starsi czytelnicy znajdą coś dla siebie, a ja na pewno sięgnę po pozostałe dwie części, tym bardziej że one także kosztują po 10 zł za sztukę.
Z gorącymi pozdrowieniami,
Klaudia
Książka może być ciekawa, ale nie jestem jej do końca pewna. Jeszcze muszę się zastanowić. A propo Matrasa, to chyba muszę tam częściej bywać :P
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że przeczytałam recenzję, zanim zamówiłam ta książkę. ;)
OdpowiedzUsuńPodaruję sobie, nie przepadam za książkami dla młodszych czytelników, niestety nie potrafię się w nich odnaleźć.