Autor: Gillian Flynn
Tytuł: Zaginiona dziewczyna
Wydawnictwo: Burda Publishing
Data wydania: 2014
Ilość stron: 652
Ocena: 9/10
Opis:
Jest upalny letni poranek, a Nick i Amy Dunne obchodzą właśnie piątą rocznicę ślubu. Jednak nim zdążą ją uczcić, mądra i piękna Amy znika z ich wielkiego domu nad rzeką Missisipi. Podejrzenia padają na męża. Nick coraz więcej kłamie i szokuje niewłaściwym zachowaniem. Najwyraźniej coś kręci i bez wątpienia ma w sobie wiele goryczy – ale czy rzeczywiście jest zabójcą? Z siostrą Margo u boku próbuje udowodnić swoją niewinność. Jednak jeśli Nick nie popełnił zbrodni, gdzie w takim razie podziewa się jego cudowna żona?
Recenzja:
Dziewczyna spotyka chłopaka.
Tak to się wszystko zaczęło. Od zwykłego przypadkowego spotkania.
Historia Nicka Dunne i Amy Elliot to nie jest typowe love story, do jakich
przyzwyczaiły nas media, a także autorzy. Jak to się mówi, trafiła kosa na
kamień, a w tym wypadku trafił Zdolny Nick na Niezwykłą Amy.
Pewnego dnia żona znika. Idąc tropem powszechnie znanych
rozwiązań, oczywiście całą winę ponosi mąż, a przynajmniej wini go opinia
publiczna, która staje się nieoficjalnym katem. A jednak policja ma
wątpliwości, ponieważ każdy najmniejszy
szczegół się zgadza. Wszystko składa się w doskonale zrekonstruowaną zbrodnię,
zbyt doskonale..
Tak naprawdę,
czytelnik nie ma w tej książce do czynienia z dwoma głównymi bohaterami,
Nickiem i Amy. Podział jest trochę inny, a więc mamy Nicka, Amy z Dziennika
oraz Amy. W czym tkwi różnica? Musicie się przekonać sami. Faktem jest, że
autorka wykazała się ogromnym talentem do kreowania postaci, które wydają się
bardzo rzeczywiste.Ja zauważyłam w tej powieści jedną ważną rzecz, na którą
chciałam zwrócić uwagę. W pewnym sensie żadna z przedstawionych postaci nie ma
stałej puli cech charakteru, a jest dynamiczna, non-stop się zmienia i odkrywamy
jej nową twarz. Jeśli w każdej do tej pory książce, z jaką się spotkałam,
miałam swoich ulubionych i znienawidzonych bohaterów, tutaj nie mogłam się
zdecydować. Amy z 10 strony nie jest tą samą Amy z 49 ani ze 234 strony, ani z
żadnej innej. Nick z 50 strony to nie ten sam Nick, który występuje na stronie
483. Moja teoria jest dość zawikłana, ale myślę, że załapaliście. Autorka
wytworzyła swego rodzaju nowy typ bohatera, naprawdę warto sięgnąć po „Zaginioną
dziewczynę” chociażby ze względu na to.
"Jeśli ktoś nas zdradza, wiemy, jakie słowa wypowiedzieć; gdy umiera ukochana osoba, wiemy, jakie słowa wypowiedzieć. Jeśli chcemy odegrać ogiera, cwaniaczka albo głupka, wiemy, jakie słowa wypowiedzieć. Wszyscy korzystamy z tego samego wyświechtanego scenariusza.
W tych czasach bardzo trudno być sobą, po prostu prawdziwą, rzeczywistą osobą, a nie zbiorem cech charakteru wybranych z pojemnego automatu z charakterami.
A skoro wszyscy odgrywamy jakieś role, nie może istnieć coś takiego jak bratnia dusza, bo przecież nasze dusze nie są oryginalne.
Doszło do tego, że wydaje się, jakby nic nie miało znaczenia, bo nie jestem prawdziwą osobą i wszyscy inni tez nie."
W tych czasach bardzo trudno być sobą, po prostu prawdziwą, rzeczywistą osobą, a nie zbiorem cech charakteru wybranych z pojemnego automatu z charakterami.
A skoro wszyscy odgrywamy jakieś role, nie może istnieć coś takiego jak bratnia dusza, bo przecież nasze dusze nie są oryginalne.
Doszło do tego, że wydaje się, jakby nic nie miało znaczenia, bo nie jestem prawdziwą osobą i wszyscy inni tez nie."
Dodatkowo, autorka prezentuje wyśmienity sposób, w jaki można połączyć elokwencję w mowie i wyrażanie ekspresyjne emocji. Uwielbiam tę panią za wplatanie do książki słów, które może nie każdy zna, typu lingua franca lub aprowizacja. Oczywiście w książce nie brakowało wulgaryzmów, jednak pani Flynn zadbała o odpowiednie proporcje, aby nie drażnić oczu czytelnika, a stosowała wulgaryzację w odpowiednich sytuacjach. Wielki plus, ponieważ nienawidzę, kiedy autor nadmiernie używa tego typu słów. Język polski to nie tylko przekleństwa. Powtórzę kolejny raz: to nie jest cool, drogi autorze.
Jak można podsumować „Zaginioną dziewczynę”? Ja bym powiedziała,
że ta książka to zbiór szczegółów, zmieniających zwykłą historię w genialną. Gdyby
któryś z tych czynników został usunięty, niestety powieść by ucierpiała. Poznałam
po tym utworze Gillian Flynn, że jest perfekcjonistką, kiedy pisze. Chcę poznać
jej inne książki i dać się kolejny raz zaskoczyć. Nie obiecuję Wam dobrej zabawy, podczas czytania, ale mogę
obiecać ucztę wyobraźni. Mogę obiecać również, że nigdy już nie spojrzycie tak
samo jak do tej pory na instytucję małżeństwa. Ryzykowne, ale to gra warta
świeczki.
Wasza Ariada :)
Książka czeka na swą kolej na mojej półce. Po Mrocznym zakątku apetyt czytelniczy mam ogromny :)
OdpowiedzUsuńSkoro warto sięgnąć po tę książkę, to chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPrzerażają mnie gabaryty tej powieści i chyba to jedyny aspekt, który jak na razie skutecznie utrzymuje decyzje o odpuszczeniu sobie tego tytułu xD
OdpowiedzUsuńAleż tomiszcze... niby wydaje mi się ciekawa, ale jakoś nie poczułam tego czegoś, że muszę mieć i koniec :/ nie wiem, zastanowię się nad nią :)
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się bardzo ciekawa, a ponadto dość regularnie pojawia mi się przed oczami albo ona sama, albo jej ekranizacja ;)
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytam, ale mam nadzieję, że nie "spaczy" mi postrzeganie małżeństwa ;)
Koniecznie muszę to przeczytać ; )
OdpowiedzUsuńByłam zachwycona tą książką, teraz poluję na pozostałe pozycje autorki. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka była dla mnie strasznie wyczerpująca emocjonalnie, to co autorka robiła w pierwszej połowie ksiażki - kompletnie mnie rozbiło, dopiero w drugiej zostałam ustawiona do pionu..
OdpowiedzUsuńTeż dałam 9/10 książce (w sumie filmowi też:) Polecam i to i to. Ja akurat zaczęłam od filmu, ale nie żałuję. Książkę i tak się świetnie czytało.
OdpowiedzUsuńTeż zaczęłam od filmu i pomyślałam, że muszę przeczytać tę książkę ;D
UsuńTo jest mój MUST HAVE jeśli chodzi o przeczytanie, ale nie o zakup. Widziałam na promocji u mnie w sklepie, gdzie jestem co tydzień, ale na razie jeszcze nie kupiłam. Może jednak się skuszę.
OdpowiedzUsuń