Tytuł:
Honor Złodzieja
Autor:
Douglas Hulick
Cykl:
Opowieść o kamratach (tom 1)
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Literackie
Rok
wydania: 2012
Liczba
stron: 484
Ocena: 8/10
Opis:
Przygodowa powieść fantasy na miarę Brenta
Weeksa i Scotta Lyncha.
Ildrekka to niebezpieczne miasto. Jeśli
brakuje ci sprytu i przezorności, marny twój los. Na szczęście Drothe nie musi
się tym martwić. Od wielu, wielu lat jest członkiem Kamratów, zna na wylot
każdy najciemniejszy zaułek miasta, a złodzieje i mordercy to jego codzienne
towarzystwo. Pracując jako informator dla szefa przestępczej organizacji,
Drothe natrafia na ślad śmiercionośnej intrygi. Ten, kto wejdzie w posiadanie
prastarej magicznej księgi, zawładnie światem…
Recenzja:
Takie teksty na okładkę jak „książka na miarę [i tu znany tytuł/autor]”
bywają zwykłymi chwytami marketingowymi, przekonałam się o tym już nie raz. Nie
czytałam jeszcze Brenta Weeksa, ale ze Scottem Lynchem miałam wątpliwą
przyjemność i trochę się bałam, że Honor
złodzieja będzie podobny do Kłamstw Locke'a Lamory (tym bardziej, że
bohaterem u Lyncha był podobny oszust i złodziejaszek). Na szczęście okazało
się, że Hulick stworzył coś innego. Osobiście dorzuciłabym do Weeksa i Lycha
jeszcze nazwisko Trudi Canavan, bo Ilderekka przypominała mi trochę Imardin z Gildii magów, a cała ta zbieranina
łotrzyków z książki Hulicka była podobna do Złodziei z trylogii Canavan. Ale
tylko do pewnego stopnia, bo Hulick poszedł dalej – pisał swoją powieść przez
dziesięć lat i dopracował ją w szczegółach.
Drothe pracuje na ulicach Ilderekki jako Długi Nos, jego głównym zadaniem
jest zbieranie informacji, odsiewanie plotek od prawdy i… cóż, z grubsza
wykonywanie wszystkich poleceń, jakie dostanie od swojego szefa. A jego szefem
jest nie byle kto, bo jeden z najbardziej wpływowych ludzi w mieście. Jak każdy
Kamrat, Dorothe nie pogardzi zajęciem na boku. Jego kłopoty zaczynają się z
chwilą, gdy przyjmuje zlecenie odnalezienia relikwii. Coś, co zapowiadało się
niewinnie (w każdym na tyle niewinnie, na ile może takie być odnalezienie
relikwii, czyli przedmiotu pożądanego przez wszystkich), przeradza się w
znacznie poważniejszą sprawę. Dorothe zostaje wplątany w coś, co go przerasta –
ale podążając całkowicie na ślepo, obijając się po drodze i ufając instynktowi,
który niestety często zawodzi, radzi sobie całkiem nieźle… aż w końcu w jego
posiadaniu znajduje się magiczna księga, której szukają wszyscy – nie tylko
jego szef chciałby ją mieć, pazurki ostrzą sobie na nią również Szarzy Książęta
– czyli osoby, z którymi nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby zadzierać.
Ale to nie wszystko, poluje na nią także Imperium. Skrytobójcy, wojna gangów, w
końcu obalenie imperatora – słowem, Dorothe wdepnął w niezłe bagno.
Honor złodzieja jest debiutem,
ale prawdopodobnie nikt by się tego nie domyślił, gdyby nie napis na okładce.
Takie powinny być debiuty – choćby trzeba było pracować nad nimi dziesięć lat.
Hulick stworzył własny świat z wyrazistymi i całkiem realnymi postaciami, w
zasadzie akcja w jego książce zaczyna się na pierwszych stronach i potem nie
zwalnia już nawet na chwilę. Intrygi, niespodziewane zwroty akcji, humor, magia
i całkiem zaskakujące zaskoczenie – ta książka ma wszystko, co powinna mieć
dobra powieść fantasy.
Wydawnictwo Literackie zostawiło oryginalną okładkę - całe szczęście, bo ma w sobie coś takiego, co zdecydowanie przyciąga wzrok. Biały papier, na którym książka została wydrukowana, jest elegancki,
ale sprawia, że Honor złodzieja
ciężko utrzymać w ręce, bo ma prawie 500 stron i swoje waży.
Komu polecam? Wszystkim fanom dobrej fantastyki. Sądzę, że książka
szczególnie spodoba się panom, ze względu na bohatera i brak wątków miłosnych.
Za książkę dziękuję
Wydawnictwu Literackie
Genialna okładka i intrygująca fabuła! :D Będę musiała mieć ten tytuł na oku :)
OdpowiedzUsuńOkładka zdecydowanie przyciąga, kocham książki z magnetyczną okładką :D Skusiłabym sie xD
OdpowiedzUsuń