Tytuł:
Klinika Pana B.
Autor:
Sara Leiss
Wydawnictwo:
Novae Res
Rok
wydania: 2015
Liczba
stron: 308
Ocena:
7/10
Opis:
POWIADAJĄ, ŻE JEŚLI POSTRADAŁEŚ ZMYSŁY, TO
POWINIENEŚ ICH SZUKAĆ W DOMU WARIATÓW.
Zrządzenie opatrzności kieruje M., młodego,
zagubionego we współczesnej rzeczywistości lekarza, do tajemniczej kliniki.
Złośliwy, ale zbójecko inteligentny karzeł, Księżycowy Kot i Trzy Cnoty Boskie
to tylko niewielka część ekipy, z którą przyjdzie mu się zmierzyć. W tytułowym
ośrodku pacjenci i terapeuci często zamieniają się rolami, a odpowiedzialny za
cały ten burdel jest... No właśnie, kto?
Czy wrony jedzą kasztany? Jakie prawdy życiowe może
zdradzić pająk pomieszkujący w twojej łazience? Czy warto kraść gołębie
sąsiadowi i czy to prawda, że Anioł Stróż ma w nosie pierze? Na te i inne,
znacznie trudniejsze pytania, będzie musiał znaleźć odpowiedzi główny bohater
tej zabawnej książki.
„Klinika Pana B.” to utrzymana w surrealistycznym
klimacie, wielowarstwowa i kontrowersyjna powieść, na pograniczu kilku
gatunków. W dowcipny i inteligentny sposób podnosi istotne kwestie, odwołując
się do ponadczasowych dylematów. Budzi nadzieje i niepokoi.
Recenzja:
Klinika Pana B. to książka, w
której zarazem dzieje się wiele i niewiele. Jeśli miałabym w kilku zdaniach
streścić fabułę, napisałabym tak: główny bohater, M. jest degeneratem,
erotomanem i dentystą. Pewnego dnia podczas dyżuru trafia na mściwych
pacjentów, którym nie spodobało się to, jak zostali potraktowani. Sprawa kończy
się w sądzie, przed którym M. staje oskarżony o spożywanie alkoholu w pracy i
molestowanie seksualne pacjentki. Pacjentka sama przyznaje, że jej nie
molestował, ale w przypadku alkoholu brak twardych dowodów. M. zostaje wysłany
na sześciotygodniowy odwyk do kliniki Pana B. Ale czy to wszystko dzieje się
naprawdę? Czy K., dziewczyna M., jest realna? Więcej, czy jego kot Bond istniał
naprawdę? M. poznaje w ośrodku wielu ludzi z problemami, poznaje też terapeutów
– lepszych lub gorszych. Poza ośrodkiem zawiera znajomość z M. N. – skrót ten
można łatwo rozszyfrować jako Matkę Naturę (która przy okazji chce zniszczyć
całą ludzkość, bo nie podoba jej się to,
w jaką stronę zmierza). Ale kim jest Pan B.? Czy to Pan Bóg?
Książka jest utrzymana w surrealistycznym, trochę niesamowitym klimacie.
Czasem czytelnikowi wydaje się, że z całą pewnością może stwierdzić – to, o
czym czytam teraz, dzieje się w głowie bohatera. Ale czy na pewno?
Podobał mi się obraz kliniki, który stworzyła autorka. Wbrew pozorom był
całkiem realny. Terapia grupowa, rozmowy z pacjentami, ich problemy, zachowanie
– wszystko to wydawało się niezwykle prawdziwe… dopóki nie pojawiał się karzeł,
który potrafił czytać w myślach i pająk, który dawał dobre rady. Och, był
jeszcze D. – diabeł, za nim nie warto było podążać.
Porównania do prozy Kafki, o których można przeczytać w innych
recenzjach, mogą być nieco odstraszające dla osób, które nie lubią surrealistycznej
prozy. Ale Klinikę Pana B. czyta się
szybko i bez większych zgrzytów. Co prawda ten „humor”, o którym można
przeczytać o opisie, nie jest aż tak wyraźny, ale nadal, książkę czyta się
dobrze i można to przypisać sprawności pisarskiej autorki. Z racji tego, że
ukryła się pod pseudonimem, można tylko zgadywać, czy to debiut czy nie. Jeśli
tak, bardzo udany.
Najbardziej nie podobało mi się urwane zakończenie. M. pozostaje w
klinice, ale czy uda mu się wyzdrowieć? Tego dowiemy się z drugiego tomu, o ile
kiedyś się pojawi.
Klinika Pana B. to dobra
powieść, która porusza wiele egzystencjalnych tematów i często udziela
odpowiedzi, których czytelnik wcale się nie spodziewał. Warto się z nią
zapoznać.
Książkę
dostałam od wydawnictwa Novae Res
Oj nie, nie. Z pewnością nie odnalazłabym się w tej powieści, to zupełnie nie w moim stylu xD
OdpowiedzUsuńNie mój klimat, zdecydowanie nie dla mnie i podziękuję:)
OdpowiedzUsuńCiekawy artykuł. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń