niedziela, 6 grudnia 2015

Konkurs #7


1. Organizatorem konkursu są recenzentki Naszego Książkowiru, a sponsorem jest Wydawnictwo Zysk i S-ka
2. Niniejszy konkurs trwa 06.12.2015 br. do północy. Zgłoszenia, które zostaną nadesłane po wyznaczonym terminie, nie będą brane pod uwagę.
3. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone do 7 dni po zakończeniu konkursu. 
4. Zasady udziału:
a) Każdy komentarz musi zawierać: chęć zgłoszenia, nick pod jakim obserwuje bloga oraz e-mail,a także odpowiedź na zadanie konkursowe.
b) Zwycięzcy zostaną wybrani przez recenzentki.
c) Po wyłonieniu zwycięzcy, czekamy 2 dni na adres kontaktowy, który proszę wysłać na e-mail: nasz.ksiazkowir@onet.pl. Jeśli zwycięzca nie odezwie się w ustalonym terminie nagroda przepada na rzecz innej osoby. 
d) Każdy uczestnik powinien mieszkać na terenie Polski - jednocześnie jest to zgoda na przetwarzanie danych osobowych w celu wysyłki książek. 
e) W konkursie mogą brać udział osoby, które posiadają bloga oraz osoby, które bloga nie posiadają, jednak w zgłoszeniach anonimowych bardzo proszę o podanie imienia i nazwiska.
f) Proszę o dodanie banerka konkursowego podanego powyżej na swojego bloga/fanpage'a - nie jest to jednak wymóg konieczny! :)
g) Będzie nam miło, jeśli dodacie nas do obserwowanych, G+, polubicie fanpage Nasz Książkowir na Facebooku, naszego Twittera, Snapa: bookshelfie oraz yt - oraz na innych portalach społecznościowych (zakładka na blogu po prawej stronie)
h) Zastrzegamy sobie prawo do zmiany regulaminu.


Zadanie konkursowe:

Temat: Mikołajkowe wyznanie randkowniczki przy rzece świątecznych zbrodni. 
Macie pełną dowolność w wypowiedziach :)

10 komentarzy:

  1. Zgłaszam się
    obserwuję jako: Iza Czyta
    email: iza380@o2.pl

    " I znowu to samo... dlaczego ci faceci są tacy nieodpowiedzialni. Piąta randka w przeciągu dwóch tygodni i kolejna klapa. Co za idiota! Myślał, że na randkę przyjdę na kolację do jego mamy i zachwycę się kaczką z jabłkami w jej wykonaniu! Trzydziestopięcioletni facet i mieszka z mamą. Jakoś na portalu randkowym o tym nie wspomniał. A zapowiadało się tak pięknie (otwierając notes) Brunet, metr dziewięćdziesiąt wzrostu, praca w banku i co jeszcze... a tak mam zapisane chciałby mieć trójkę dzieci i dom z ogródkiem. Na co ty się dziewczyno nabierasz. Kolejny raz te same banały. Kolejny do rzeki ( wyrywa kartkę z notesu i wrzuca do wody) Boże mam nadzieję, że nikt tego nie widział. W końcu zanieczyszczam rzekę marnymi facetami !

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgłaszam się! Obserwuję jako Ewelina Jabłońska. E-mail: ewelinaja1992@gmail.com

    Wszędzie pełno ludzi, dużo krzyku, więc to bez wątpienia przeddzień Mikołajek. Powariowali ludzie, żeby na ostatnią chwilę po centrach handlowych ganiać... Gdyby nie ten przeklęty obcas w bucie, który nie miał kiedy mi się złamać, nigdy nie weszłabym do miejsca z tysiącami ludzi, biegającymi niczym mrówki w mrowisku. Miałam poobijane ciało, bo kilka razy dostałam od kogoś z łokcia. I szłam jak pokraka... Jak pech, to pech... Przed wejściem do sklepu obuwniczego musiałam skorzystać z toalety. I gdzie weszłam? Oczywiście do męskiej toalety, gdzie moim oczom ukazał się całkiem niezły widok :) mimo tego spaliłam raka i z cichym "przepraszam" opuściłam toaletę. Ile jeszcze gaf dzisiaj zaliczę? Pomyślałam, że już limit pecha wykorzystałam. Kupiłam buty, stare wyrzuciłam i gdy z delikatnym uśmiechem na ustach szukałam w torebce telefonu, poczułam nagłe zderzenie ze ścianą. Ale nie, to nie była ściana. To muskularna klata przystojniaka, którego widziałam wcześniej w męskiej toalecie. Czy wspominałam już coś o pechu? Normalnie już byśmy się umówili na spotkanie, ale w sytuacji, gdy widziałam pewne aspekty jego ciała zanim w ogóle zamieniliśmy kilka słów, czułam się na straconej pozycji. Ale co to? Koleś się uśmiecha do mnie. Nie widzę złości, że go staranowałam. Chociaż w sumie, patrząc na jego budowę, to pewnie odczuł to jak powiew wiatru. Co innego mój nos, ale jakoś chwilowo czułam się znieczulona. Góra mięśni zaśmiał się i stwierdził, że jestem mistrzynią niespodziewanych wejść. No cóż, ciężko nie przyznać mu racji. Nie jestem z natury nieśmiała, więc zaprosiłam go na kawę, w ramach zadośćuczynienia za szkody moralne i cielesne. Zgodził się z radosnym błyskiem w oku i już wiedziałam, że sprawiłam sobie właśnie najlepszy mikołajkowy prezent ever! :)
    Ale czekaj, czy ja już coś wspominałam o pechu? No jak ja, głupia, mogłam myśleć, że to się wszystko może udać? Gość był przystojny, dobrze zbudowany, z poczuciem humoru. Ideał na pierwszy rzut oka. Nic bardziej mylnego! Był nudny jak flaki z olejem, siorbał przy piciu kawy, nakrzyczał na kelnerkę, bo zamiast liścia na kawie, miał kwiatka, a on woli liścia. Nie wiedziałam, gdzie mam się ze wstydu schować. Miałam ochotę się zabić, albo zabić jego, byleby ten koszmar się skończył... A ten, wielki gentleman, uparł się, ze musi mnie odprowadzić, żebym sobie krzywdy nie zrobiła. Nie miałam wyjścia, bo nijak nie dało się od niego uwolnić. Dobrze, że nie miałam daleko do auta. Wystarczyło przejść na tyły centrum handlowego, minąć małą rzeczkę i byłam przy aucie. I tak idąc koło tej rzeki, słuchając wielce interesującej historii o odżywkach i ćwiczeniach, jakie mięśniak wykonuje na siłowni, miałam ochotę utopić go w tej rzece... Pewnie nic by mu się nie stało bo mimo dobrego wrażenia okazał się być pusty, więc pewnie wyparłoby go na wierzch wody... Nie byłaby to więc zbrodnia doskonała...
    P.S. Wszelka zbieżność sytuacji jest przypadkowa, to tylko wytwór mojej chorej głowy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgłaszam chęć udziału obserwuję jako Marta daft martadaft@wp.pl odpowiedź : jak on mógł pomyśleć że się na to zgodzę. Rozumiem że nie jestem zbyt szczupła ale miałam nadzieję że nadrabiam inteligencja a on stwierdził że mnie kocha ale nie jestem Dla niego odpowiednią dziewczyną z która mógłby iść na każdą galę.teraz siedzę tu sama nad rzeką i ludze się ze kazali mu tak powiedzieć i przyjdzie tu do mnie .

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgłaszam chęć udziału,
    Obserwuję jako Mama-AsiaLM (yt, twitter, insta, g+, pinterest, fb plus profil prywatny na fb).
    Odp:
    No tak, mogłam przypuszczać, że to się tak skończy, dlaczego niby 6 grudnia miałby być wyjątkiem? Marzenia o księciu z bajki na białym koniu spełzły na niczym, pozostał tylko TEN obraz. Ten, który staram się wyrzucić z pamięci za wszelką cenę. Otóż kto by przypuszczał, ze umawiając się z kimś na kolacje oznacza to kolację w mojej kuchni! Umawiając się pierwszy raz i jeszcze nic o tym nie wiedząc. No ale mogłabym to spokojnie pominąć, gdyby nie to, że randka jak dotąd kojarzyła mi się z byciem sam na sam ... na cóż ON i jego 7 kolegów, przecież nie umawiałam się z Królewną Śnieżką i jej siedmioma krasnalami (dosłownie, nie wiem skąd on ich wytrzasnął). Dobrze, że chociaż zakupy sami zrobili. Ale z drugiej strony nie ma zbytniej filozofii w przygrzaniu kilku pizz i usmażeniu frytek, no cóż ... lepsze to niż nic. Ale najlepsze miało dopiero nastąpić ... otóż około 20 zadzwonił dzwonek a po drugiej stronie stała ... śnieżynka, (tak dosłownie, okazało się że jest to JEGO laska przebrana za jakiś głupi płatek śniegu - jakby na dworzr było ich za mało). Nie wiem co on sobie wyobrażał, ale jak nie trudno się domyślić wpadłam w taką wściekłość, że każdy z "moich gości" uciekał w popłochu szybciej niż się zabierał za jedzenie ... Z tego wszystkiego nie patrząc która jest godzina nałożyłam płaszcz, kozaki i poszłam przed siebie. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się nad rzeką ... i to nie byle jaką, bo wśród okolicznych mieszkańców nazywana jest rzeką zbrodni. Dlaczego? tego nie wiem?. Sięgając do kieszeni znalazłam jakiś liścik - skąd on się tam wziął? nie przypominam sobie, żebym go wcześniej widziała. W kopercie znalazłam dziwną informację, że powinnam jak najszybciej wrócić do domu ... o co tu chodzi? Aż przeszły mnie ciarki po plecach, tym bardziej, że w oddali ujrzałam jakiś cień ... chyba cień mężczyzny, który w dodatku co prawda powoli, ale przemieszczam się powolnymi krokami w moim kierunku. Wolę nie dowiedzieć się na własnej skórze skąd ta nazwa tej rzeki, zatem czym prędzej wolę znaleźć się w domu...

    Przekręcając klucz od drzwi coś mi nie pasowało, czułam się jakoś nieswojo i wydawało mi się, że czuję na sobie jakiś wzrok ... sięgałam do włącznika, aby zaświecić światło, ale już w mroku dostrzegłam jakby ruch, tylko kogo? Nie zastanawiając się ani chwili włączyłam nocną lampkę (bo ta stała najbliżej), a moim oczom ukazał się ... kurcze Święty Mikołaj! No nie taki prawdziwy, tylko to był ON ... w przebraniu! Co on sobie wyobrażał, że go nie poznam, czy jak? Nawet się nie zorientowałam kiedy zaczęła lecieć nastrojowa muzyka, a ON bez słowa podszedł do mnie i wręczył mi kolejny liścik o treści: "Jak wytrzymałaś tyle na pierwszej randce, to jesteś idealną Panią Mikołajkową (Śnieżynka to moja siostra)", po czym (również nie wiem kiedy) wyjął piękny bukiet róż, a ja .... nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż nasze się spotkały. No cóż jak widać nie ma książąt na białych koniach, ale są Mikołaje, którzy lubią płatać psikusy... i to na pierwszej randce! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam, podaję email: mama.asialm@gmail.com
      :) :)

      Usuń
  6. Biorę udział! Obserwuję jako Kasia Leja, email: kasiaa.leja@interia.pl

    Nadeszło kolejne komercyjne święto "Mikołajki" i sprawiło, że ludzie buszujący po galeriach handlowych zaczęli przypominać dziką zwierzynę, która właśnie wybrała się na łowy. Widać, że to polowanie musiało być męczące, bo teraz snują się jakoś smętnie po ulicy dźwigając na swoich barkach tonę pakunków.
    O nie! Nie mam zamiaru stać się jednym z tych żywych zombie! Dlatego umówiłam się ze swoją, już kolejną brzydszą połową w parku, obok którego płynie rzeka, tam przynajmniej w miarę cicho jest i można spokojnie porozmawiać.
    Jak zwykle... Ileż można się spóźniać?!... To się staje nie do zniesienia! Nie dziwię się sobie, że pomimo zacnego wieku, jakim jest lat 30, ja nadal jestem singielką. Szczerze??? Zamordowałabym swojego przyszłego męża, gdybym musiała czekać na niego więcej niż jedną minutę stojąc przed ołtarzem. Nie ze mną takie numery Bruner!
    Gdzieś ty się, do cholery, podziewał?! Od godziny siedzę tutaj jak głupia, aż się na mnie ludzie gapią, bo odstawiłam się dla ciebie jak zmalowana lala i zapewne mają mylne ze mną skojarzenia. Mówię do ciebie, Jacek!... Mógłbyś wydusić chociaż jedno zdanie, może by tak przepraszam powiedzieć???... Nieee! Dobra, zrywam z tobą! I tak byłeś beznadziejny! O Bożeee... ty krwawisz! Z buzi leci ci krew, co ci się stało?! Chodź pójdziemy na pogotowie, tam ci pomogą! Wiedziałam, wiedziałam, mój były cię zaatakował i wyrwał ci język za to, że tak na niego najechałeś przy naszym ostatnim spotkaniu... Bożeee!!! A ja cię tak źle potraktowałam... Wybacz mi mój ukochany, już nigdy nie będę dla ciebie taką zołzą. Kocham Cię... Jacek: "Obiecujesz?"... Cooo??? Ty mówisz? Klaudio, wczoraj w nocy rozbolał mnie ząb, dzisiaj postanowiłem pójść do dentysty i go wyrwać, bo ból był nie do wytrzymania. Wdarła mi się do niego ropa, mocno krwawiłem, dlatego mam tampon w buzi i nie mogłem przez godzinę nic mówić. A to takie kwiatki?! Mogłeś chociaż dać mi jakiś sygnał, a tak zrobiłam z siebie kretynkę. Jacek: "Ale coś mi obiecałaś, Kochanie". No dobrze, chodź tu do mnie...

    Ta historia zakończyła się happy endem, czyli krwawym buziakiem. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Biorę udział! :)
    Randaksela
    emulcja@gmail.com
    Rzeka świątecznych zbrodni wreszcie przybrała kolor burgundu. Czas zacząć spotkanie. Wyszła na środek stworzonego przez resztę dziewczyn koła. Tradycyjna formułka: "Witajcie na zgromadzeniu Dziewczyn do Wzięcia, spotykamy się już 87 raz. Tym razem miejsce spotkania jest nieprzypadkowe, dlaczego? Wyzna nam to randkowniczka nr 17- Klaudia."
    Klaudia wystała i poprawiła spódnicę.
    -Miejsce to nie jest przypadkowe. O tak... Wiecie kto założył nasze zgromadzenie?
    -Maria Dworska
    -Właśnie, Pani Maria. Kobieta o nienagannych manierach, piękna i mądra. Ona założyła kodeks randkowniczek, ona założyła zgromadzenie i to ona wymyśliła randki. Wcześniej bowiem były uważne za coś koszmarnie niedobrego. Ludzi łączyło się w pary pod przymusem. Nikt nigdy wcześniej nie widział osoby z którą miał dzielić życie, dopiero przed ołtarzem widzieli się pierwszy raz. System ten przełamała Maria Dworska, gdy jako pierwsza kobieta zaprosiła mężczyznę na spotkanie. Był to jej przyszły mąż, którego wybrali jej rodzice. Młoda Maria nie zgodziła się wyjść za kogoś kogo nie znała. Ale rodzice byli nie ugięci, zaręczyn nie odwołają, a spotkania młodych nie zaaranżują. Więc dziewczyna sama odnalazła swojego przyszłego męża i zaprosiła go na spotkanie, by go lepiej poznać. A miejscem spotkania był właśnie brzeg Rzeki Świątecznych Zbrodni. To tutaj narodziła się tradycja randek, i od tej nocy młodzi ludzie zaczęli się spotykać przed swym własnym ślubem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgłaszam się!
    Obserwuję jako: Grażyna Wróbel
    E-mail: wróbel.g89@gmail.com

    "Ja chyba oszalałam, nie - ja chyba upadłam na głowę. Jak mogłam się zakochać w człowieku (i jeszcze kilka razy go przelecieć), który był w stanie zabić drugiego człowieka? Nie wiem czy sobie to wybaczę, ale co do jednego to muszę się przyznać - seks był niesamowity."

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgłaszam się.
    Obserwuję jako Edyta Chmura
    mail: edyta.cha@wp.pl

    Fala zbrodni wzburzyła mieszkańców małego miasta. Tragedie się zdarzają, wiadomo, ale żeby w Święta? Kto to widział! Co to za zwyrodnialec?
    Randkowiczka poczuła strach, gdy mężczyzna zaproponował jej spacer wzdłuż rzeki, gdzie nie docierały światła latarni i rzadko można było natknąć się na przypadkowego przechodnia. Nie wiem, co romantycznego ma być w ciemności i zapachu stęchłej wody, ale facet nalega, że ma niespodziankę, więc niech mu będzie. Idą w milczeniu, które z minuty na minutę staje się coraz bardziej krępujące. W końcu ona decyduje się odezwać: "Muszę Ci coś wyznać...". Mężczyzna aż przystanął i z zainteresowaniem przyglądał się pięknej towarzyszce, która ze wstydem spuściła głowę. "Kiedy byłam mała zszokowała mnie wiadomość, że księża noszą pod sutanną spodnie. Chciałam się przekonać, co Święty Mikołaj ukrywa pod swoim czerwonym ubraniem, i gdy nadarzyła się okazja podczas festiwalu świątecznego w galerii, zamiast usiąść jak inne dzieci Mikołajowi na kolanach i wyszeptać, o jakim prezencie marzę, stanęłam przed nim z zaciętym wyrazem twarzy, poprosiłam aby wstał i ściągnęłam mu spodnie! Nic nie ukrywał...nawet bielizny" ;)

    OdpowiedzUsuń