Autor: Patrycja Pelica
Tytuł: Ritterowie
Wydawnictwo: MUZA S.A.
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 513
Ocena: 6/10
Opis:
W pruskim Allenstein czas się zapętla i kluczy. W luterańskim zborze pachnie kawa, ceni się ciężką pracę, a dobry duch domostwa, pastor Martin Ritter, pisze kazania. Jednak tajemnicza przeszłość nadchodzi niczym burza i zabiera ze sobą ludzkie marzenia. Wielka miłość i rodzinne szczęście niszczy wojna, która rozdziela ludzi, każąc zapomnieć o swojej wierze, przeszłości i historii. Nikt nie wie, po czyjej stronie trzeba się opowiedzieć, cały świat miesza się i kotłuje, niczym w gigantycznym kalejdoskopie.
Cztery pokolenia kobiet Ritterów, pięknych i pełnych temperamentu odważnych przedstawicielek swojego rodu, walczy z przeciwnościami losu. Łączy je nie tylko wspólna krew, ale i to samo imię. Jak czary, proroctwo, a może przekleństwo, niosą swoje przeznaczenie przez dziesiątki lat po to, aby na końcu wrócić do korzeni.
Realizm magiczny Patrycji Pelicy przenosi czytelnika w utracony świat dawnych Prus. To zachwycająca w swej prostocie i kunsztowności zarazem historia, jaka na zawsze pozostaje w pamięci. Tu koło historii toczy się i zamyka, wraz z nieustającym powrotem wiecznej miłości mężczyzny i kobiety.
Recenzja:
Bardzo lubię czytać książki o tematyce związanej z Mazurami, dlatego z ciekawością sięgnęłam po książkę Patrycji Pelicy Ritterowie. Rzecz o mazurskiej duszy. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej autorce, więc nie wiedziałam czego się po niej spodziewać. Znalazłam informację, że jest niewiele starsza ode mnie i że nie pochodzi z Mazur, więc wydawało mi się, że może nie będzie miała za dużo do powiedzenia na ten temat, ale okazało się, że trochę się pomyliłam.
Okładka książki przedstawia zdjęcie w kolorze sepii ze starym cmentarzem i budynkami wyglądającymi zza nagrobków. To plebania protestancka Martina Rittera, od którego cała historia się zaczęła. Okładka jest całkiem ładna, dobrze obrazuje treść ksiażki. Wewnątrz pojawia się jeszcze rycina Durera Rycerz, Śmierć i Diabeł. Wiąże się to z nazwiskiem bohaterów powieści, Ritter to po niemiecku rycerz. Co jakiś czas autorka porównuje członków rodu Ritterów z rycerzami, często też pisze o tej rycinie.
Powieść jest sagą niemieckiego rodu Ritterów. Do miasteczka na Mazurach przyjeżdża młoda Niemka, która poszukuje informacji o przeszłości swojej rodziny. Przed wojną, w roku 1920 jej prapradziadek i praprababka przybyli tu z Olsztyna, by zobjąć parafię protestancką. Oboje byli Niemcami, a te tereny należały wówczas do Niemiec. Urodził im się syn, który w tydzień po swoim ślubie we wrześniu 1939 roku musiał wstąpić do Wermachtu. Nie będę streszczać losów kolejnych pokoleń rodziny Ritterów, napiszę tylko, ze były one bardzo dramatyczne, dziwne i smutne. Byli znienawidzeni przez polskich sąsiadów żołnierzy radzieckich, zwłaszcza po wojnie, gdy prawie wszyscy Niemcy wyjechali. Nie było im łatwo w takiej atmosferze, na dodatek co chwila przydarzały im się straszne rzeczy. To bardzo smutna historia.
Język, jakim napisana jest opowieść, jest bardzo poetycki. Może nawet za bardzo poetycki, bo męczy podczas czytania. Zniechęca czasami do dalszej lektury. W historię autorka wplata legendy, wierzenia i przesądy. Lubię takie opowieści o wampierzach i strzygach, ożywiają trochę historię. Ponadto pojawiają się tu fakty historyczne, co uważam za ogromny plus powieści. Podoba mi się też sięganie do literatury, przytaczanie cytatów. Książki Martina Rittera znalezione na strychu to najprzyjemniejszy szczegół powieści, bo który mol książkowy nie chciałby odnaleźć biblioteczki przodka? Od razu widać, że autorka jest zapaloną czytelniczką.
Losy rodziny Ritterów są wciągające. Pomimo denerwującej czasami narracji, byłam wciąż ciekawa co będzie dalej, jak to się skończy i czy ktoś wreszcie będzie naprawdę szczęśliwy w tej rodzinie. Trochę dziwiła mnie natomiast zacięta wrogość między Polakami a Niemcami we współczesności, o której pisze autorka. Całe życie mieszkam na Mazurach, znam osoby pochodzenia niemieckiego (nawet weszły do mojej rodziny) i nikt z nich nie mówił o prześladowaniach. Nie zauważyłam też jakiejś pogardy ze strony niemieckiej ludności, dość zresztą nielicznej. Jeśli znalazłyby się osoby żywiące niechęć, to na pewno nie tak brutalną i rzucającą się w oczy, jaką opisuje Patrycja Pelica.
Książka jest dobra, całkiem nieźle napisana. Podoba mi się historia Ritterów. Gdyby nie męczący styl i pewne drobne zgrzyty, pewnie byłaby jedną z lepszych książek jakie czytałam. Myślę, że mimo wszystko warta jest polecenia.
Tę książkę zrecenzowałam dla Was dzięki Business & Culture. :)
Dla mnie ten język również na początku był przeszkodą, ale później się w nim zakochałam :) Rozumiem, że nie każdemu może się spodobać.
OdpowiedzUsuńDla mnie ten język jest wspaniały, właśnie taki poetycki tworzy niepowtarzalny klimat tej powieści:)))))))
OdpowiedzUsuń