Autor: L.A. Casey
Tytuł: Kane + Aideen
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 2018
Ilość stron: 504 + 176
Ocena: 2/10
Opis:
Aideen Collins to ognista dziewczyna, która potrafi postawić na swoim. Dorastała bez matki wśród samych mężczyzn, dlatego od zawsze umiała walczyć o swoje. To jedyna osoba, która umie postawić się Kane’owi Slaterowi i powiedzieć, co tak naprawdę o nim myśli. Kane Slater to typ szorstkiego faceta, który nie przepada za ludźmi. Nikt go dobrze nie rozumie, a niektórzy się go boją z powodu blizn, które pokrywają jego twarz i ciało. Rozkoszuje się ich strachem i wie, że dzięki temu nikt nie będzie chciał go bliżej poznać. Chociaż Aideen i Kane nie mogą się ze sobą dogadać, to obydwoje potrzebują się nawzajem, aby przetrwać. Aideen jest jedyną osobą, która mu się przeciwstawia, a on jest jedynym mężczyzną, który zna jej sekrety. Kiedy Kane ciężko choruje, Aideen otocza go opieką. Wkrótce okaże się, że los chce okrutnie z nich zadrwić, gdy z przeszłości powraca najgorszy demon, który go ściga. Czy Kane znajdzie w sobie tyle siły, aby ochronić najbliższych i pokonać dawne lęki. Kane pragnie Aideen. Kane bierze to, co chce.
---
Aideen Collins jest na skraju załamania. Ma wszystkiego dosyć, począwszy od ciąży. Przede wszystkim jednak nie może znieść swojego chłopaka i jego ciągłych wybuchów. Po raz pierwszy w życiu Kane Slater jest naprawdę szczęśliwy. Ma u boku kobietę, którą kocha i niedługo zostanie ojcem. Wydaje mu się, że wreszcie wszystko będzie dobrze. Kiedy zostają rodzicami, zaczynają odczuwać strach, który czai się za ich plecami. Żadne z nich nie chce przyznać, że cień z przeszłości zaczyna niszczyć ich związek. Aideen jest zdeterminowana i zrobi wszystko, aby ochronić swoją rodzinę. Aideen kocha Kane’a. Aideen dba o to, co kocha.
Recenzja:
"Kane" i "Aideen" to kolejno piąte i szóste moje zetknięcie się z twórczością pani Casey. Właściwie to jedna historia tylko wydana w dwóch tomach: a bez znajomości dodatków trochę ciężko jest wgłębić się w historię z kolejnego tomu, chociaż właśnie tym miały być historie tytułowane imionami dziewczyn - dodatkami, które powinny tylko rozwijać jakiś wątek, bez istotnego wpływu na główne książki z serii. Przyznam szczerze, że jak wcześniejsze spotkania z książkami tej autorki miałam raczej pozytywne i te książki dostawały całkiem wysoką notę, tak tutaj już nie mogłam dać więcej niż 2/10, chociażbym chciała. Naprawdę długo zastanawiałam się nad oceną, ale tych bzdur praktycznie nie da się czytać - poziom tej serii między wcześniejszym tomem a tym spadł dramatycznie - poleciał na łeb, na szyję. I nie jestem pewna, co w ogóle możemy dostać w kolejnych częściach, chociaż jestem ciekawa i może nawet bym się chciała przekonać... tylko trochę się tego obawiam. Trochę bardzo.
Dodatek "Keela" kończy się tym, że któraś z dziewczyn jest w ciąży, ale przez pomieszane testy ciążowe, nikt nie wie kto, a Kane, który poszedł kupić nowe, stracił przytomność w sklepie i nikt nie wie, co się z nim stało. Przez pewien czas naprawdę nie wiedziałam, która z tych dziewczyn będzie spodziewać się dziecka, ale później w zapowiedziach dostrzegłam "Aideen" - i już wiedziałam, bo oryginalne okładki w mało subtelny sposób wszystko zdradziły. Byłam tym bardzo zawiedziona, ale co poradzić - w końcu wydawnictwo Kobiece chciało mieć okładki zgodne z tymi zagranicznymi i nie widziało nic złego w tym, żeby zdradzać tak istotny wątek, który wiele osób zachęciłby do kupienia i sięgnięcia po te powieści: tak to część jest całkowicie zdegustowana spojlerem i pewnie w życiu nie dokończy historii o braciach Slater. Ja tam się nie dziwię, sama przez chwilę się wahałam, czy jest sens czytania tej historii, skoro właściwie znam połowę wątków, zanim jeszcze się rozwiną.
W szpitalu okazuje się, że Kane zachorował na cukrzycę (nie uznajcie tego za spojler, to jest naprawdę na początku, a chciałabym to dokładnie omówić, bo warto) - chorobę, na którą sama choruję od ponad dziesięciu lat. Ba, napisałam nawet książkę, która porusza ten wątek - bo jednak jakieś doświadczenie mam, chcąc, nie chcąc. Tutaj jednak cukrzyca została przedstawiona w taki sposób, że ja nie wiem, czy to taki nieudolny sposób leczenia jest w kraju, z którego pochodzi autorka, czy po prostu ona zrobiła słabe rozeznanie na ten temat. Powiem jednak o co mi chodzi: Kane miał objawy koło roku (których ja bym za nic w świecie nie interpretowała jako typowo wskazujących na cukrzycę), a objawy ma się po tym, jak już się zachorowało na cukrzycę, albo jak jest się w stanie, który w ciągu bardzo krótkiej chwili do niej doprowadzi (i tego nie da się już zmienić, można tylko wcześniej wdrożyć już dietę i leczenie, które do końca życia będą musiały być podtrzymywane i potem modyfikowane na silniejsze substancje). Średnio po tygodniu od objawów większość diabetyków ląduje w szpitalu w takim stanie, że trzeba ich trzymać tydzień pod kroplówkami - tam się też uczymy podstaw: że trzeba kilka razy dziennie mierzyć cukier, dawać insulinę do każdego posiłku i przy korektach (jak ma się cukier wyższy niż normy). Mówię oczywiście o cukrzycy typu I, na którą także choruje Kane. On jednak zostaje wypisany po dwóch dniach do szpitala, ma mierzyć cukier jakieś dwa razy dziennie i tyle samo dawać insulinę. On dosłownie nie wie o tym nic, ale przecież nikomu to nie przeszkadza. Wraca też praktycznie od razu do treningów, które na początku choroby mogłyby wpędzić diabetyków do grobu - bo trzeba się odpowiednio do tego przygotować i kontrolować, a on tego nie robi, tylko Aideen - dziewczyna, z którą śmiertelnie się kłócić, przychodzi teraz do niego i sama dwa razy dziennie wykonuje wszystkie potrzebne czynności, czyli podanie insuliny (dalej nie wiem jakiej, bo jest kilka rodzai i dalej nie wiem na co, bo to nie ma nic wspólnego z posiłkami, a nieuzasadnione podanie insuliny może spowodować poważne spadki cukrów - a one mogą wiązać się nawet ze śmiercią). Kończąc temat cukrzycy chciałabym powiedzieć tylko, że Aideen nie jest lekarką, nawet nie jest pielęgniarką. Jest nauczycielką. Proszę w tym momencie o chwilę ciszy i zastanowienie się, po co czytać takie głupoty. Ta historia nie ma nic wspólnego z cukrzycą typu I.
Przejdźmy jednak do wątku ciąży - bo to drugi główny wątek. Oczywiście wiadomo, kto jest ojcem tego dziecka, prawda? Bo matkę znamy dzięki spojlerowi - więc nie jest ciężko domyślić się, z kim przespała się Aideen. Jak sama tłumaczyła: mogła albo się z nim kłócić, albo uprawiać seks i wybrała drugą opcję. No i takim sposobem dwójka osób, które bardzo się nie lubią, albo raczej po prostu ciągle dyskutują i się wyzywają, nagle zaczynają pałać do siebie wielką sympatią i miłością. Z dnia na dzień, jakby tak się dało. Nie będę dokładnie opowiadać o tym, bo to praktycznie cała fabuła tej książki - a raczej książek - jeśli zdecydujecie się jednak czytać, to miejcie trochę radości, że sami nie macie czegoś podanego na tacy.
Dodatek, czyli "Aideen" to właściwie opis porodu - na mniej więcej połowę tej powieści, jak nie więcej. Nie skomentuję, bo jakoś nie jestem w stanie. Jak przez to przebrniecie, dowiecie się dlaczego. Ja w życiu bym nie chciała rodzić w takich warunkach i w takiej sytuacji, ale najwidoczniej w grupie siła, czy jakoś tak. Zresztą... jakoś brakuje mi słów, żeby opisać to wszystko, czego się tam dowiedziałam. Po prostu duża część z tego była po prostu niesmaczna. Coś innego, jak kogoś ta tematyka interesuje, ale większość osób jakoś nie lubi czytać o takich czynnościach fizjologicznych - bo dla mnie tym właśnie jest rodzenie dziecka. Warto też zwrócić uwagę na to, ile chłopcy chcą mieć dzieci i jaki stosunek mają do tego ich partnerki, bo widać to idealnie w tej części - to też mocno mnie zszokowało, ale raczej wyobraźnia autorki nie ogranicza.
Przejdźmy do ostatniego aspektu tej recenzji, czyli do okładek, bo i tak wyszła mi ona strasznie długa i gratuluje tym, którzy dotrwali do tego momentu. Nie mam nic do okładki książki "Kane", ale mam wiele do "Aideen" - nie pokazuje ona wcale uroków macierzyństwa i jest znacznie przesadzona. W swoim życiu widziałam wiele kobiet w ciąży i żadna z nich nie miała brzucha, który był by tak duży i tak poznaczony rozstępami - jest ich tak dużo, jak zmarszczek na twarzy osiemdziesięciolatki. Niemniej jednak kolczyk na brzuchu zachowany, można podziwiać - jak tylko ktoś szuka jakichkolwiek pozytywów, to może to będzie jeden z nich (chociaż nie dla mnie). Zresztą ta okładka w ogóle jakoś od siebie odpycha. Po prostu nie da się na nią patrzeć, nie mówiąc już o tym, że jest ohydnym spojlerem. Wydawnictwo mogło zrobić jednak własną wersję...
Na zakończenie dużo nie powiem. Mam nadzieję, że kolejne części będą chociaż odrobinę lepsze - ale nie jestem pewna, czy po czymś takim można się podnieść. Sam styl autorki wydawał mi się tu raczej taki dosyć nachalny i często przesłodzony, wręcz raził moje oczy i nie dało się tego czytać. Sfera emocjonalna często należała pod fantastykę - niby była, jednak jej nie było, a jak już coś się pojawiało, to chyba z żartów, bo nikt tak szybko nie zmienia nienawiści na miłość. Także ten - naprawdę polecam coś ambitniejszego. Błagam Was, poczytajcie o cukrzycy coś mądrzejszego niż to, bo złudne spostrzeżenie tej choroby może kiedyś okazać się dla Was śmiertelne w skutkach (pamiętajcie, że co czwarta osoba jakoś cierpi już na tę chorobę cywilizacyjną i dopada ona w każdym wieku). Ja tymczasem zastanowię się, czy warto w ogóle kiedykolwiek sięgać jeszcze po coś, co wyszło spod ręki tej pisarki.
Zniechęciłam się do książek już po pierwszych zdaniach recenzji, a poten z każdym słowem utwierdzalam się w przekonaniu, że szkoda mojego czasu na takie gnioty. I dziękuję, przynajmniej nie stracę pieniędzy na takie coś :) pozdrawiam, Paulina Jaszczuk
OdpowiedzUsuńA ja z kolei świetnie się bawiłam przy tych książkach :) Dodatek był dla mnie zabawny. Ale to kwestia gustu i każdy ma inne upodobania :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Nie czytałam poprzednich tomów... Może kiedyś się skuszę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ♥♥
Nie oceniam po okładkach
Zacznę od okładki - kobiety w ciąży są piękne. Uwielbiam przeglądać zdjęcia brzuchów, tak samo jak widzę na ulicy kobietę w ciąży, wygląda ona ładnie. Pani ze zdjęcia to jakaś pomyłka. O co chodzi, że ten brzuch jest tak niesmaczny, dziwny i odpychający? I te komputerowe rozstępy rażące po oczach.. Jestem na nie. To chyba najgorsza okładka roku. Jeśli chodzi o treść, to po moim nie udanym spotkaniu z "Dominiciem" wciąż nie mogę zabrać się za kontynuację. Mam tak, że jedną książką jeszcze autora nie skreślam, i w tym przypadku chciałabym przeczytać jeszcze jeden tom i się przekonać. Dlatego nie wiem czy dotrwam aż do powyższego, ale już mnie przeraża ilość absurdów, o których piszesz :( Najgorszej jak autor bierze się za temat, na który nie ma zielonego pojęcia i nawet się w nim nie rozezna, by nie wprowadzać czytelnika w błąd :(
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam dwie pierwsze części i jakość się nie spieszę poznać dalszych braci i ich sympatie. Może kiedyś przeczytam historie braci Slater. Jeśli najdzie mnie ochota na książki lekkie, z humorem, z dodatkiem pieprzu na pewno wiem co przeczytać. Co do okładek 'Aideen' nie zachęca do wzięcia książki do ręki, często biorę książki ze względu na okładki.
OdpowiedzUsuńNie miałam przyjemności zapoznania się przeczytania, i po recenzji zdecydowanie sobie jej odmówię.
OdpowiedzUsuńJednak może ktoś lubi takie historię i nie przeszkadzają mu błędy i absurdy? Może coś lekkiego do czytania ktoś potrzebuje?! Książki, jak znalazł.
A rozstępy na brzuchu z okładki wyglądają, jakby jakiś zwierz robił je pazurami- nie mogłam się opanować, by tego nie napisać.
A wyglądają tak zachęcająco!
OdpowiedzUsuńOjć. No to po takiej recenzji na pewno jej nawet nie dotknę w księgarni.
OdpowiedzUsuńSą gusta i gusciki, jak dla mnie jest o niebo lepsza od Aleca, ale to tylko i wyłącznie moja opinia. Jeśli miałabym wybierać to pierwsza część była najlepsza za to 1.5 nie powinno być w ogóle. Jestem zdania, że jeśli nie przeczytasz to się nie przekonasz. Każdy lubi coś innego i niestety już kilka razy źle wybrałam bo kierowałam się opinią innych. Z niecierpliwością czekam na kolejne części. PS wiele osób narzeka na okładkę z Aideen, a jak dla mnie to strzał w 10. Nie zawsze okładka powinna być piękna i subtelna
OdpowiedzUsuńZupełnie się nie zgadzam z tym, co napisałaś, ale przede wszystkim nie zgadzam się z tym co napisałaś o cukrzycy. Krytykujesz nieodpowiednie poruszenie tematu cukrzycy, a z wiarygodnych źródeł wiem, że właśnie tak "po macoszemu" traktuje się edukację diabetologiczną w Irlandii, a sama w swojej książce wykazałaś się wiedzą na poziomie "wujka google". Niestety twojej książce daleko do bycia wiarygodnym źródłem o cukrzycy typu 1. Może ktoś, kto nie jest w temacie, uwierzy w te bzdury, które w niej wypisywałaś. Jednak jako edukator diabetologiczny i bardzo dobrze wyedukowany rodzic (tak, mogę tak o sobie powiedzieć z czystym sumieniem) nie mogę się zgodzić z tym, co tam próbujesz przekazać jako wiedzę cukrzycową. Tym bardziej, że jak sama piszesz, chorujesz na ct1. Chyba gdzieś tu coś się nie zgadza i raczej są to twoje braki w edukacji. Być może powinnaś się zastanowić nad dzieleniem się swoją wiedzą z innymi, bo możesz wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Zgodnie z twoimi przemycanymi teoriami, większosc diabetykow nie powinna żyć,a te kobiety, które mają dzieci, doznały chyba cudu, że im się udało. Zastanów się więc nad bzdurami wypisywanymi w recenzji i książce, nie mieszaj ludziom w głowie powtarzając wyświechtane frazesy na temat choroby, bo krytykując kogoś, nie zauwazasz swoich błędów
OdpowiedzUsuńWidzę że mamy podobne odczucia strasznie się zawiodłam na tych częściach, były straszne i dla mnie to jeszcze takie papugowanie "Dominica". Bardzo słabe części ... a szkoda
OdpowiedzUsuń