Autor: J. M. Miro
Tytuł: Zwyczajne potwory
Wydawnictwo: Poradnia K
Data wydania: 2023
Ilość stron: 656
Ocena: 6/10
Opis:
Oszałamiająca wizja zmierzającego do katastrofy wiktoriańskiego świata, który ocalić mogą utalentowane dzieci.
Witaj w mrocznym labiryncie świata talentów!
Rok 1882. W instytucie mieszczącym się na północ od Edynburga osobliwy naukowiec gromadzi obdarzone niezwykłymi zdolnościami sieroty. W Londynie dwójkę takich dzieci tropi ponury prześladowca, człowiek o ciele utkanym z dymu.
Szesnastoletni Charlie Ovid sam się uzdrawia – nawet wbrew własnej woli. Mały Marlowe zaś lśni dziwnym niebieskim światłem. Potrafi też roztapiać lub uzdrawiać ciało. Obaj chłopcy trafiają do Szkocji przewiezieni tam przez dwoje doświadczonych detektywów.
Wędrówka rozpoczęta na londyńskich ulicach zaprowadzi ich na teren upiornej posiadłości pod Edynburgiem. W tym miejscu świat żywych i świat umarłych są o krok od katastrofalnego zderzenia. Odkrywając sekrety instytutu, Marlowe, Charlie i inne utalentowane dzieci poznają prawdę o swoich umiejętnościach i naturę dręczącej ich mrocznej siły. Czasem bowiem najstraszniejsze potwory przynoszą najsłodsze dary.
Recenzja:
Szczerze? Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, co otrzymałam w powieści "Zwyczajne potwory". Przede wszystkim spodziewałam się młodzieżówki - bo Poradnia K dosyć z nich słynie - a tu się okazuje, że to dosyć poważna fantastyka, bez żadnych wątków strice romantycznych, przez co nie czyta się jej wcale tak lekko i przyjemnie!
Także było to dla mnie zaskakujące, bo po opisie nie powiedziałabym, że to jest powieść raczej dla osób, które lubią się w poważniejszej i dojrzalszej fantastyce zaczytywać.
Co więcej, to grubasek, który ma ponad sześćset stron, a podkreślę, że jest to dopiero tom pierwszy: więc to definitywnie nie jest seria dla wszystkich - a raczej dla prawdziwie zauroczonych klimatem wiktoriańskim: bo tu muszę oddać, że czasy, zwyczaje, język i cała otoczka zostały naprawdę wyśmienicie przedstawione!
Nie jest wcale tak łatwo połapać się na samym starcie o co chodzi, kto jest kim i inne takie: bo też wszystko nie jest od razu dokładnie wyjaśniane i autor (tak, to mężczyzna) serwuje nam powoli wszelkie szczegóły. Niemniej jednak, gdy akcja już faktycznie się rozkręca, a my wiemy, jakie umiejętności ma taki Marlowe i Charlie, to wtedy zaczyna się "Zwyczajne potwory" po prostu pożerać wzrokiem.
Jak wspomniałam, to fantastyka w pełnym tego słowa znaczeniu, więc więcej tu intryg i plot twistów, a atmosfera jest czasem tak pełna emocji (szczególnie, gdy są takie bardziej mroczne sceny), że można by ją było nożem dosłownie kroić.
Ogólnie głównym motywem jest to, że w 1882 pewien naukowiec, który fascynuje się różnymi dziwnymi zjawiskami, zbiera właśnie takie "potwory" - czyli po prostu uzdolnione w jakiś sposób osoby, a później je bada i odkrywa granice ich zdolności. Dlatego też wysłał dwóch detektywów, aby uzyskać dwóch kolejnych rekrutów do swoich badań: ale nikt nie spodziewał się, że siły zła zaczną atakować...
"Zwyczajne potwory" bez wątpienia są godne polecenia - ale dla mnie, fanki wątków romantycznych, trochę tu jednak bywało za poważnie - i momentami nie umiałam wczuć się w akcję, chociaż klimat był całkiem w porządku.
Warto też wspomnieć, że Wydawnictwo Poradnia K jak zwykle dopieściło książkę najlepiej, jak się tylko dało: i pod kątem technicznym nie jestem w stanie powiedzieć złego słowa o tej cegiełce: ba, nawet nie jestem w stanie narzekać na ilość stron w stosunku do miękkiej oprawy, bo nie ma jeszcze aż takiej tragedii.
Mówiąc w skrócie: nie jestem pewna, czy sięgnę po kolejną powieść tego twórcy - z bardzo prostej przyczyny - spodobała mi się jego książka, ale wolę jednak lekkie czytadełka, przy których nie muszę spędzać aż tyle czasu na rozwikływaniu kto jest kim i o co w ogóle chodzi w fabule.
Mimo wszystko uważam, że "Zwyczajne potwory" mają w sobie nieodparty urok - i gdybym była choć odrobinę większą fanką fantastyki, to bez wątpienia książka J.M. Miro byłaby przeze mnie o wiele bardziej polecana. Mimo wszystko nie jestem w stanie powiedzieć o tej pozycji jakichś większych negatywów: bo też takowych nie dostrzegam, oprócz tego, że czasem fabuła trochę się dłużyła.
Podsumowując: bez wątpienia "Zwyczajne potwory" nie są takie zwyczajne - i są doskonałą mieszanką fantastyki, thrillera i mrocznej atmosfery.
Nie mam narazie w planach 😉
OdpowiedzUsuńAle gruba książka 🫢 no nie wiem, dawno nie czytałam nic z fantastyki. Ale znam już to wydawnictwo. W każdym razie pomyślę o tym. Ta mnogość wątków romantycznych mnie jednak przeraża i wolałabym ich nie wypróbowywać.
OdpowiedzUsuńLubię fantastyką jak też klimat wiktoriański w lekturze to "Zwyczajne potwory" jednak nie dla mnie.. Wolę książki bardziej lekkie, ale książka J. M. Miro zapowiada się nietuzinkowo. Na ten moment sobie odpuszcza tą lekturę.
OdpowiedzUsuńDziękuję za opinie. Podoba mi sie okładka. Na razie nie mam w planach, ale może kiedyś...zapisze sobie na listę...
OdpowiedzUsuńPrzerażają mnie tak obszerne pozycje. Ich niezwykle mocno rozbudowana fabuła czasami zaczyna przypominać skomplikowany labirynt, w którym ginie to, co najistotniejsze, wątki się plączą, bohaterowie zaczynają żyć życiem swoim, niekoniecznie takim, jakie zaplanował sobie autor. Takie, jak to nazywasz "cegiełki", wymagają od autora niesamowitej czujności, bo pogubić się w gąszczu wydarzeń przecież nietrudno. Gdyby nie była to fantastyka, sprawdziłabym, czy J. M. Miro zapanował nad swoimi "Zwyczajnymi potworami".
OdpowiedzUsuńAleksandra Miczek
może kiedys dam sie jej skusic
OdpowiedzUsuńCegiełka to prawda, ale opis fabuły mnie na ten przykład zaintrygował, może sięgnę, obym tylko się nie rozczarowała 🤗
OdpowiedzUsuń