Autor: Angel Payne
Tytuł: Piorun
Wydawnictwo: Purple Book [współpraca reklamowa]
Data wydania: 2025
Ilość stron: 296
Ocena: 1/10
Opis:
Pracuję na nocną zmianę w pięciogwiazdkowym hotelu w centrum
Los Angeles, często więc natykam się na różnych dziwaków. Nic jednak nie mogło
mnie przygotować na noc, kiedy poznałam Pioruna. Uratował mi życie. Teraz jest
moim superbohaterem – ogierem, któremu mam ochotę podziękować o wiele bardziej
kreatywnie niż głupim pocałunkiem w policzek. Szkoda tylko, że w prawdziwym
życiu jest też Reece’em Richardsem, moim cholernie przystojnym szefem.
Reece unika zobowiązań z powodu swojej diabolicznej byłej
dziewczyny i światowego imperium zła, a także dlatego, że musi ocalić miasto
przed wariatką gotową zniszczyć wszystko, co pokochał. Jest jednak coś jeszcze,
co może wpłynąć na wszystkie te plany. Moje serce…
Recenzja:
Tej książki nie da się traktować poważnie. Chociaż chyba bym chciała - i próbowałam do tego podejść w inny sposób niż czuć się jak ofiara żartu. Ale myślę, że jak dowiecie się coś więcej o "Piorun" i o tym dlaczego mam aż taką sieczkę z mózgu po zakończeniu czytania, to zrozumiecie, że czytanie tej konkretnej książki Angel Payne wiążę się z psychicznym bólem i miną w stylu: "co tu się wydarzyło?".
Emma ucieka od rodziny, która bardziej stawia na to, co ma, a nie na rozwój indywidualnego potencjału. Jest dorosła, więc podejmuje pracę w hotelu - jednym z najlepszych w okolicy - na nocną zmianę, aby pomóc w rozwoju, szczególnie satysfakcji klientów. Już bodajże w pierwszym tygodniu pracy trafia na Reece'a Richardsa - właściciela hotelu - który budzi u wszystkich pewien postrach, bo ma dziwną aurę, ale Emmę tylko dodatkowo to nakręca.
Na tyle nakręca, że tej samej nocy przynosi mu raporty, które przez przypadek rozsypuje, zaczyna je przy nim sprzątać, a w międzyczasie pojawia się jej myśl, czy mogłaby przejść do seksu oralnego - co w sumie impulsywnie wykonuje, przez co... ma ponad dwa tuziny orgazmów od samego połknięcia spermy. I dziewczyna nie widzi w tym nic nadmiernie nie na porządku dziennym.
W międzyczasie Reece ukrywa to, że jego sekretną tożsamością jest bycie Piorunem - bo zakłada maskę i nikt go nie rozpoznaje. Po serii eksperymentów naukowych i kilku miesiącach tortur, stworzyli z niego osobę, która jest w stanie władać prądem - i dotychczas Reece myślał nawet, że już nigdy z żadną dziewczyną nie będzie, bo jego przesączona elektrycznością, świecąca sperma by kogoś zabiła. I może by zabiła, ale nie naszą główną bohaterkę...
Oczywiście Emma nie dowiaduje się zbyt szybko, że Reece to Piorun. To wie tylko czytelnik z tych rozdziałów, które są przypisane do głównego bohatera. Bo wiecie - maska zmienia wszystko, cały wygląd i tak dalej...
Można powiedzieć, że "Piorun" jest opowieścią, w której dominuje seks, w której postacie dosyć szybko się w sobie zakochują - ale boją się ze sobą być, z różnych powodów. I gdyby jeszcze ta droga do wspólnego budowania przyszłości była jakoś bardziej rozpisana, bardziej uzasadniona - pewnie bym to bardziej kupiła.
Natomiast to, jak zakończyła to autorka - w stylu: "coś tam sobie pisałam przez ostatnie strony, ale w sumie niech wygra potęga miłości, niech nic ich więcej oprócz uczuć nie obchodzi", to mnie dosłownie wbiło w fotel. I to z taką myślą, że dosłownie nie tego się spodziewałam - i że brak logiki maskujemy jeszcze większym bezsensem.
Gdyby "Piorun" był zbiorem opowiadań erotycznych, bez większej fabuły - skupiając się tylko na orgazmach z superbohaterem, myślę, że byłabym mniej rozczarowana. Tutaj starano się tkać jakąś akcję, ale w pewnym momencie autorka zmieniła zdanie i wszystko wyrzuciła do kosza.
Mówiąc w skrócie: ja też bym wyrzuciła z głowy to, że czytałam tę książkę i to, co się w niej działo. Ale niestety nie jestem w stanie - więc czuję tylko rozczarowanie i poczucie zażenowania. Potencjał był, ale nic się z niego nie ostało, bo ważniejsze było to, żeby dać jak najwięcej scen seksu. Tak sobie myślę, że ja chyba nawet nie do końca wiem, dlaczego główna bohaterka aż tak bardzo chciała się wyrwać ze swojej rodziny - no i się nie dowiem. A cała walka dobra ze złem? Cóż, pozostawię to bez komentarza.
Nie wymieniłam oczywiście wszystkich absurdów fabularnych. Starałam się spojlerować jak najmniej, ale w sumie opis zdradza już większość wydarzeń, więc wydaje mi się, że niewiele jest w stanie czytelnika jeszcze zaskoczyć.
Komu polecam? Fanom erotyki, która niekoniecznie musi mieć wokół siebie jakąś sensowną fabularnie otoczkę. Ja niestety do nich nie należę, chociaż lubię literaturę kobiecą. Nie jestem jednak aż tak odrealniona...
Nie moja bajka. Doceniam szczerą opinię.
OdpowiedzUsuń