Autor: Mia Sheridan
Tytuł: Bez pożegnania
Wydawnictwo: Purlpe Book [współpraca reklamowa]
Data wydania: 2025
Ilość stron: 320
Ocena: 6,5/10
Opis:
Byli braćmi – bliżniakami – i choć kochałam obu, to moje
serce należało tylko do jednego z nich.
Annalia Del Valle kochała Prestona Sawyera praktycznie od
zawsze. Córka ubogiej imigrantki najmującej się do pracy na farmie, wychowała
się w Dolinie Kalifornijskiej jako wyrzutek, mając za dom maleńki budynek
gospodarczy, dawną szopę. Ale jej serce odnalazło wolność na bezkresnych polach
Farmy Sawyerów i w towarzystwie chłopców, którzy stali się jej jedynymi
przyjaciółmi.
Preston wzdychał do Annalii, odkąd był nastolatkiem. Ale
przed uczynieniem pierwszego kroku powstrzymywało go poczucie honoru. Aż do
pewnego skwarnego, letniego wieczoru, kiedy nie jest się w stanie dłużej
powstrzymywać. Tego wieczoru łączą się ich światy – i ciała. Inicjuje to ciąg
wydarzeń, który już na zawsze zmieni ich życie.
Annalia wróciła właśnie do miasteczka po tym, jak zniknęła
bez śladu na sześć długich miesięcy. Jest pełna determinacji, aby odzyskać
swoje serce, swoje życie i dziecko – syna, który przyszedł na świat jako owoc
namiętności, miłości i nagromadzonego latami pragnienia.
Preston poradził sobie z żałobą, pustoszącą zbiory suszą i
targającym duszę cierpieniem, ale nie ma pewności, czy raz jeszcze poradzi
sobie z Annalią. I możliwe, że wcale nie ma ochoty próbować. Czy duma i gorycz
powstrzymają go przed sięgnięciem po to, czego pragnie przecież od zawsze?
Jak naprawić to, co zostało nieodwracalnie zniszczone? Jak wybaczyć niewybaczalne? Jak zrozumieć, że prawdziwy honor wywodzi się nie ze słów i okoliczności, ale z głębi serca, gdzie kryje się prawda? I jak poradzić sobie z dawnymi ranami i odkryć, że zdarza się taka miłość, która jest równie stała i niezmienna jak sama ziemia?
Recenzja:
Znam twórczość Mii Sheridan od wielu lat. "Bez pożegnania" nie jest żadną nowością. Pierwsze polskie wydanie wyszło w 2018 roku - i już wtedy miałam okazję to czytać. Nawet na tej stronce jest już sporo recenzji powieści tej autorki: jak macie ochotę, to serdecznie Was zapraszam do czytania, mimo że nie jestem pewna czy teraz odebrałabym treść tak samo (w czasie pisania tych konkretnych recenzji byłam jeszcze nastolatką).
Przede wszystkim zaznaczę, że odnoszę wrażenie, że opis jest zbytnio szczegółowy. Daje on cholernie mnóstwo spojlerów - i ja wiem, że ma on przede wszystkim zachęcić, ale uważam, że zdradza po prostu za dużo. Bardziej domyślny czytelnik pewnie jest w stanie przewidzieć wszystkie plot twisty, jak się dokładnie wczyta... Dlatego rekomenduję czytanie tej pozycji bez przypominania sobie opisu. Jeśli postanowicie przeczytać i dorwiecie swój egzemplarz, po prostu omińcie tekst na okładce, dobra? Wczytajcie się tylko w treść w środku!
Sama historia jest całkiem w porządku, chociaż ja najbardziej jestem fanką warsztatu literackiego Mii Sheridan. Owszem, to pomysłowa autorka, która proste historie jest w stanie ubrać w takie słowa, że chce się je dosłownie pożerać wzrokiem. Tajną bronią tej pisarki jest umiejętność przekazywania emocji: a ona sama nie boi sięgać po ciężkie działa, jak ból, cierpienie i żałoba. Ale nie tylko te trudniejsze fragmenty są poruszające - bo fragmenty przesycone miłością i szczęściem też mocno trafiają do czytelnika.
Pomysłowość, zestawienie wątków i kreacja bohaterów u Mii Sheridan też zdecydowanie są na plus. W tej opowieści mamy dwóch braci bliźniaków i Lię: kilka lat młodszą dziewczynę, która uwielbia spędzać czas z Cole'em i Prestonem. Poruszamy się po dwóch narracjach - latach wcześniejszych i obecnych. W dzieciństwie widzimy, że Lię i Prestona od początku coś do siebie przyciągało, chociaż Preston ustępuje pola swojemu bratu, a w obecnych czasach dostajemy informację, że Lia wraca po kilku miesiącach do swojego dziecka, które zostawiła z dnia na dzień z Prestonem, bez żadnego pożegnania.
Nie będę wchodziła w szczegóły, bo myślę, że opis zdradził Wam i tak w tym momencie za dużo - ale mamy tu fajną opowieść opierająca się o farmę, o miłość z czasów dzieciństwa, o rywalizację braci i o różne odcienie smutku. Jest to oczywiście romans: więc zakończenia można się trochę domyślić - ale pewne prowadzenie wątków, które ma prowadzić do tego słynnego happy endu bywa zaskakujące.
Czytelnik jest w stanie bawić się naprawdę dobrze. "Bez pożegnania" nie jest dla mnie pozycją, która w mojej ocenie jest genialna - ale może to kwestia tego, że znam wiele innych książek od tej autorki i dobrze wiem, na co ją stać - i że w tym konkretnym tytule nie pokazała ona jeszcze pełni swojego potencjału. Uważam jednak, że wielu czytelników, którzy się skuszą na "Bez pożegnania" może się całkowicie w tej opowieści zakochać.
Trochę minus, że oprawa graficzna nie ma skrzydełek - bo bardzo nie lubię takich okładek, które ich nie mają - bo zwykle są łatwe do uszkodzenia, nawet przez zwykły przypadek i chwilę nieuwagi. Niemniej jednak liczy się wnętrze: a w kwestii tej historii mam pewność, że nie będzie ona Was zawodziła.
Jako wisienkę na torcie dołożę jeszcze informację, że z tego co widzę, ceny w internecie zaczynają się już nawet od sześciu złotych - więc jak chcecie mieć swój egzemplarz, to zapraszam do polowania. Bo warto zaznaczyć, że to cena nie od osoby z drugiej ręki, tylko z oficjalnych źródeł. Jak jesteście zaciekawieni, zapraszam do szukania okazji!
Z mojej strony polecam. Mia Sheridan ma według mnie naprawdę duże umiejętności pisarskie. Fajnie by było, gdyby w Polsce zaczęli wydawać jeszcze jakiejś jej tytuły, których wcześniej u nas nie było, zamiast tylko wznowienia. Ale może się jeszcze doczekamy... Kto to wie?
Bardzo lubie książki Mii Sheridan. Tej Jeszcze nie czytałam, mimo, że tare wydanie mam na półce. Nowe też mam🤭, bedzie czytane i licze na lekturę pełną emocji🥰
OdpowiedzUsuńNie kojarzę tytuły, ani autorki 🙈
OdpowiedzUsuń