piątek, 18 lipca 2025

Lena M. Bielska - "Goalie"

Autor: Lena M. Bielska

Tytuł: Goalie

Wydawnictwo: Świat Książki [współpraca reklamowa z Audioteka]

Data wydania: 2024

Ilość stron: 544

Ocena: 6,5/10


Opis:

Ona nie zamierza angażować się w związek z hokeistą.
On zrobi wszystko, by zdobyć jej serce.

Arlee Bennett nigdy nie przypuszczała, że poświęci swój telefon w trakcie rozgrywek o Puchar Stanleya. Kiedy kij jednego z zawodników utknął między dwiema ściankami z pleksy, zareagowała instynktownie.

Prawdopodobnie bardzo szybko by o tym zapomniała, gdyby nie Kane Tremblay, przystojny bramkarz i przyjaciel jej brata, który po wyjściu z szatni w ramach podziękowania zaprasza ją na drinka. Jednak Arlee, rozczarowana poprzednim związkiem z hokeistą, nie zamierza dać kolejnemu z nich szansy.

Nawet wtedy, gdy sytuacja życiowa zmusza ją do zamieszkania w domu brata razem z czterema członkami drużyny Montreal Hunters i udawania dziewczyny Kane’a…

Czy chłodna w obyciu Arlee ulegnie urokowi mężczyzny o naturze golden retrievera?


Recenzja:

Słuchanie audiobooków to moje nowe hobby. Udowodniłam to sobie tym, że właśnie w lipcu kończę słuchać trzecią książkę - ale no, muszę wrócić do Was z recenzją pierwszej przesłuchanej (która ze względu na sporą ilość stron, zajęła mi trochę dłużej niż pozostałe). Ale nie żałuję ani jednej chwili z "Goalie"!

Powiem wprost tak, jak zrobiłam to na zdjęciu na Instagramie: to był dla mnie istny rollercoaster. Raz miałam ochotę przywalić głównej bohaterce, raz płakałam nad jej losem, a innym razem śmiałam się lub ocierałam łzy wzruszenia. Mówiąc w skrócie: Lena M. Bielska zrobiła mi emocjonalną sieczkę, ale jak po ostatniej kropce jestem w stanie powiedzieć tylko tyle, że mimo wszystko polecam, to znaczy, że bez wątpienia nie była to książka zła!

Arlee bywa wkurzającą bohaterką. Bywa też taką, która uczy się walczyć o siebie i dba o to, aby nikt jej nie skrzywdził. Gdybym była na jej miejscu i przeszła przez różny syf w tak młodym wieku - pewnie też bałabym się ufać innym i obawiałabym się zranienia, krzywdząc przy tym inne osoby. Jej transformacja wewnętrzna jest jednak zaskakująca i udowadnia jedno - że czasem trzeba mieć przy sobie bliskie, kochające osoby, a wtedy jesteśmy w stanie w pełni rozwinąć swoje skrzydła.

Wróćmy jednak do fabuły, bo pewnie nie wszyscy czytają opis - a niektórzy niekoniecznie opisowi w pełni ufają...

Arlee od jakiegoś czasu jest bardzo samotna - szczególnie, że zerwała z toksycznym partnerem (także hokeistą), który traktował ją bardzo przedmiotowo i niszczył w niej poczucie własnej wartości. Nic więc dziwnego, że kiedy Arlee jest na meczu hokeja, by oglądać mecz swojego brata (który także jest hokeistą, ale w innej drużynie), dziewczyna poświęca swój telefon, aby pomóc wyjść z opresji jednemu z jego kolegów z drużyny. 

Można powiedzieć, że jak ktoś w tym momencie liczył na wielkie love story i miłość od pierwszego wejrzenia, to się przeliczył. Serce Arlee jest niczym kamień, a ona sama zachowuje się bardzo opryskliwie i jej fasadą, za którą jest wrażliwa dziewczyna, jest właśnie taka... suka. Ale mimo wszystko wątek romantyczny powoli będzie się kręcił, szczególnie, że skoro Arlee nie ma gdzie mieszkać, to dostaje pokój u swojego brata i jego współlokatorów (z których to jednym jest Kane - ten, któremu bezinteresownie pomogła).

A później? Później to już dzieje się wiele. Przede wszystkim wątpliwości co do intencji, próby poskładania siebie na nowo, a także... chęć zagrania jako bramkarz w męskim meczu hokeja (co da się zrobić - bo udowodniła to właśnie babcia Kane'a!). Pojawia się też bardzo ważny problem: endometrioza - i taka prosta, ale bardzo sensowna psychoedukacja na jej temat - bo ja z pewnych rzeczy osobiście sobie sprawy nie zdawałam, a czuję się osobą dosyć świadomą zdrowotnie (nawet, jeśli na endometriozę nie choruję).

Nie jest to może według mnie majstersztyk, który zasłużyłby u mnie na tytuł najlepszej powieści tego roku, którą miałam okazję poznać, ale mimo wszystko cieszę się, że doszłam do samego końca tej historii. Bo było warto. I naprawdę nie spodziewałam się, że "Goalie" poruszy tyle czułych punktów we mnie.

Na wielkie uznanie zasługuje jednak Gabriela Całun - bo to jej głos słyszałam w audiobooku, gdy słuchałam sobie tego wszystkiego w serwisie Audioteka. Przyjemny głos - dodajmy od razu - który świetnie przekazuje emocje i którego słucha się naprawdę bardzo, bardzo dobrze. Pani Gabriela jako lektorka miała dokładnie piętnaście godzin roboty już w zmontowanym pliku: a dzięki jej robocie ja nie miałam ochoty przerywać słuchania opowieści nawet w momencie, w którym Arlee jakoś wyjątkowo mnie drażniła. Można powiedzieć, że głównie dzięki niej dosłuchałam tę pozycję do końca - za co jestem ogromnie wdzięczna, bo warto było poznać historię Arlee aż do ostatniej kropki.

Jeśli szukacie fajnych audiobooków - serio polecam Wam Audiotekę. Może nawet sami zaczniecie swoją przygodę od "Goalie"?

6 komentarzy:

  1. Nie rozumiem tych udawanych procesów, z kim kto jest, by broń Boże nie pokazywać publicznie, że jest się samemu xD to nie jest świat, w którym się odnajduję, tym bardziej, że nie przepadam za sportem ani za tematami sportowymi. Tym bardziej hokej.
    Endometrioza to poważny temat, nie wiem, czy dawanie go do romansi to dobry pomysł, ale ja psychologiem nie jestem.
    W każdym razie lektura nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba się jeszcze nie spotkałam z hokejem w książkach

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie to przeczytam I zobaczymy jak bedzie

    OdpowiedzUsuń
  4. Na dzień dzisiejszy nie mam jej w planach 🫣

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawno nie czytalam książki z motywem hokeja. Jednak sportowe klimaty są dobre na poprawę humoru. Na razie w planach nie mam, ale lubię tą Autorkę..

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię ten motyw, ale nie mam w planach 😊

    OdpowiedzUsuń