Autor: Rebecca Ross
Tytuł: The Queen's Rising
Wydawnictwo: You&YA [współpraca reklamowa z Woblink]
Data wydania: 2025
Ilość stron: 352
Ocena: 3/10
Opis:
BESTSELLEROWA AUTORKA SERII „DIVINE RIVALS” ZAUROCZY CIĘ
HISTORIĄ O MIŁOŚCI, WALCE I MAGII!
Brienna większość dzieciństwa spędziła w sierocińcu. Jej
mama umarła, kiedy dziewczynka miała trzy lata, a ojca nigdy nie poznała.
Dlatego pojawienie się dziadka jest tak nieoczekiwane. Zabiera on wnuczkę do
prestiżowej prywatnej szkoły dla uzdolnionych dzieci. Dom Magnalia przez siedem
lat kształci pięcioro dziewcząt. Każda z nich wybiera jedną z pasji: sztukę,
teatr, muzykę, błyskotliwość lub wiedzę. Tylko… Brienna będzie szósta i żadna z
dziedzin jej nie pociąga. Jednak z jakiegoś powodu zostaje przyjęta.
Jednak nikt o nią nie prosi.
Kiedy inne uczennice wyjeżdżają, zaczynając nowe życie,
dziewczyna zostaje w Domu i dalej się kształci, licząc na to, że jej los się
kiedyś odmieni.
Mijają miesiące, aż pojawia się czarujący lord, który
oferuje jej współpracę. Zostanie jej patronem, o ile Brienna mu pomoże w jednej
sprawie.
Dziewczyna wie, że nie ma wyboru i się zgadza. W ten sposób
zostaje wciągnięta w niebezpieczny spisek, którego celem jest obalenie krwawego
króla sąsiadującego królestwa.
Gdy na horyzoncie pojawiają się pierwsze oznaki wojny,
Brienna musi wybrać, przy której stanie stronie. Pomoże patronowi czy zdradzi
świat, który zna?
IDEALNA SERIA DLA CZYTELNIKÓW REBEKKI YARROS, LAUREN ROBERTS I V.E. SCHWAB!
Recenzja:
Chciałabym, żeby ta książka miała w pełni wykorzystany potencjał, który był: ale który autorka dosłownie zdeptała. Na dodatek okazuje się, że ta pozycja była już wcześniej w Polsce wydawana - właśnie doczytałam, że w 2018 roku już u nas w Polsce była. Nie, żebym liczyła, że w międzyczasie autorka ją poprawi - tak świat nie działa, szczególnie co do wydanych już powieści - ale przyznam szczerze, że trochę mnie zdziwiło, że właśnie ten tytuł wybrano na wznowienie. Z drugiej strony rozczarowanie tym tytułem chyba nie jest aż takie częste skoro średnia ocen na LubimyCzytać w tym momencie wynosi 7,5/10 (a to znacznie więcej niż trzy gwiazdki ode mnie!).
Co ciekawsze, dowiedziałam się, że to też jest tom pierwszy - chociaż spokojnie to uniwersum mogłoby się zakończyć na tym właśnie tomie, bo wątki są dosyć dobrze podomykane. Ale nie, okazuje się, że możemy się spodziewać jeszcze jakiejś kontynuacji: jeśli się na nią faktycznie w naszym kraju doczekamy...
Zadajmy sobie więc pytanie, dlaczego ta pozycja aż tak bardzo mnie zawiodła?
Przede wszystkim myślę, że to kwestia tego, że nie jestem już grupą docelową - nie jestem młodą nastolatką, która będzie wzdychała do męskiej postaci mistrza, który nie powinien mieć nic wspólnego ze swoją uczennicą, a jednak... cóż, sporo ma.
Do tego wszystkiego opis zdradza jakieś osiemdziesiąt procent fabuły. Nie ściemniam. Właściwie jest on swego rodzaju streszczeniem większości książki (i tych ciekawszych fragmentów akcji), a tylko zakończenie pozostaje bardziej zamglone - z czego większość czytelników i tak może się domyślić, jak się to rozwiąże i jakie decyzje podejmie główna bohaterka.
Mimo że akcja jest dynamiczna, opisu pobytu w szkole mamy mniej więcej tyle co opisów intryg, buntów, walk... A okazuje się, że pobyt w szkole był praktycznie najmniej ważny. Autorka na końcu przynajmniej sensownie spięła to w całość, żeby nie był to wątek całkowicie wyrzucony do kosza i zapomniany, ale zrobiła to dosłownie rzutem na taśmę...
Doceniam potencjał "The Queen's Rising". Ta historia mogła być jedną z lepszych historii młodzieżowych z nutką fantasy, coś naprawdę godnego uwagi. Ale mimo ciekawych pomysłów na historię, oryginalnych rozwiązań i próby nie odgrzewania tego samego kotleta, cóż... Rebecca Ross nie podołała, aby stworzyć opowieść bardziej uniwersalną, która zauroczy czytelników w różnym wieku. Gdyby dołożyć tam chociaż ze sto stron skupionych stricte na buncie, na rozwijaniu relacji i na samych walkach, "The Queen's Rising" miałoby dużo wyższy poziom.
Mam także nadzieję, że uzyskanie pasji z wiedzy na coś się jednak bardziej przyda w drugim tomie niż w tym, bo w tym stanowiło to obszerny materiał pod kątem stron, a jednak mimo wszystko nie udało się sprawić, że w tej konkretnej części było to jakoś ważne.
Briennę - główną bohaterkę - byłam w stanie nawet dosyć polubić. W ogóle nie było tu postaci, które jakoś bardzo mnie drażniły czy irytowały, zachowania także były zwykle sensowne i logiczne. Mimo wszystko czegoś mi w tym jednak zabrakło...
Dodam też, jako wisienkę na torcie, że mimo swego rodzaju romantycznych uczuć, które się tu rozgrywają, nie mamy właściwie zbyt wielkiej ilości scen miłosnych, które kończą się, z tego co dobrze pamiętam, na jednym pocałunku. Może w drugim tomie się to bardziej uaktywni, ale głównie dlatego myślę, że była to też pozycja skierowana głównie do młodzieży, bo jednak teraz, w dobie romantasy, żaden autor nie przepuściłby okazji na bardziej pikantne opisy...
"The Queen's Rising" ani nie polecam, ani też Wam nie powiem, że czytać tego nie wolno. W sumie zależy to właśnie od wieku czytelnika docelowego - bo jak wyobrażam sobie siebie w czasach (istniejącego wówczas) gimnazjum, to ja wiem, że pokochałabym ten tytuł całym swoim serduszkiem.
Doczytałam tę książkę głównie dlatego, że miałam ją akurat na Woblink - bo skusiły mnie do włożenia do koszyka nie tylko piękna okładka i ciekawy opis, ale też te dosyć wysokie noty na LC - więc skoro już miałam, to postanowiłam doczytać, żeby sobie w pełni wyrobić opinię co do historii Brienny. Jak zwykle sama aplikacja Woblink działa bez zarzutu, a proces zakupu książki jest prosty i intuicyjny. No nic, drogi Woblinku, zaczynam na Twojej platformie czytać już inny tytuł, może bardziej mi się spodoba... Trzymajcie za to kciuki!
Jasny gwint... To jest parafraza klasyka, tylko nie umiem sobie przypomnieć tytułu. Cholera, moja pamięć! Dziewczyna mieszkająca w sierocińcu, której nikt nie chce, zostaje wzięta przez wspaniałego patrona (początkowo lub później piszą do siebie multum listów), oczywiście jej życie diametralnie się odmienia, zostaje damą, a potem wychodzi za mąż za tego patrona. To bardzo stara książka... Dlaczego nie jest wspomniana na okładce? To przecież plagiat! W zarysie z okładki to niemal kopiuj wklej, z wyłączeniem tytułu i peleryny!
OdpowiedzUsuńJeszcze mieć gotową treść książki, a potem to tak zmaścić... To trzeba mieć talent! Masakra! Nie sądziłam, że dożyję takich czasów.
Dziękuję za szczerą opinie. Nie kojarze tej historii, więc pewnie nie czytałam wcześniej książki z podobnym motywem. Ciekawie sie zapowiadała po opisie. Nie mam jej w planach do czytania.
OdpowiedzUsuńJakoś nie specjalnie mnie ta ksiazka kusi, więc narazie mówię nie
OdpowiedzUsuń