Autor: A.K. Benedict
Tytuł: Kapturek musi zginąć
Wydawnictwo: LUNA [współpraca reklamowa]
Data wydania: 2025
Ilość stron: 416
Ocena: 6/10
Opis:
Katie budzi się w nieznanym pokoju, zdezorientowana i obolała. Szybko dochodzi do wniosku, że ktoś ją uwięził. Jej oprawca, który określa siebie jako „Wilk”, domaga się, aby pisała opowiadania o morderstwach inspirowanych baśniami braci Grimm. Sugeruje jednak, że tworzone przez nią historie mają prowadzić do rzeczywistych morderstw. Przerażona kobieta musi wybrać – jej życie lub cudze. Jeśli nie spełni żądań porywacza, zginie...
Katie zaczyna więc pisać.
Detektyw Lyla została policjantką, mając nadzieję, że kiedyś uda jej się odnaleźć Allison, przyjaciółkę, która zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Na łóżku dziewczyny znaleziono tylko... nadgryzione zatrute jabłko. Kiedy szefowa powierza Lyli sprawę mordercy zwanego Grimmem Rozpruwaczem, szybko okazuje się, że tym razem policjantka może być bliżej odkrycia prawdy na temat nierozwiązanego zaginięcia Allison niż kiedykolwiek wcześniej…
Recenzja:
Mieliście okazję kiedyś czytać tak niespotykaną książkę z dziedziny kryminału, która momentami wręcz ociera się o gotycką baśń i groteskę? Jeśli nie, to cóż, dzisiaj macie okazję o takiej poczytać: a jeśli wystarczająco Was treść skusi, to może nawet sami postanowicie po nią sięgnąć i poznać treść. "Kapturek musi zginąć" to bowiem jedna z tych pozycji, które potrafią zachwycić, chociaż czasami ocierają się o granice absurdu.
W tej powieści mamy na start właściwie trzech głównych bohaterów: pisarkę Kate, detektyw Lylę oraz Wilka - czyli z jednej strony porywacza pisarki, a z drugiej: seryjnego mordercę. Uwierzcie mi, że zaraz, gdy bardziej szczegółowo Wam to wyjaśnię, wszystko nabierze większego sensu.
Kate tworzy kryminały. Zabija na sto różnych sposobów - ale swoje fikcyjne postacie. Teraz jednak ktoś ją porwał i każe tworzyć opowiadania inspirowane baśniami Grimma - tylko po to, żeby urzeczywistnić tekst z kartek. Pisarka nie może pozwolić sobie jednak na to, aby nie mordować fikcyjnych postaci - bo Wilk, który ją przetrzymuje, postawił żądanie wprost: albo będzie pisać, albo to ona stanie się ofiarą, a warto wiedzieć, że Kate bardzo nie chciałaby zostać kolejnym trupem...
W międzyczasie poznajemy także detektyw Lylę, której mózg działa w sposób nieokiełznany, ona sama cierpi na ADHD - a dokładając do tego, że wiele lat temu jej najlepsza przyjaciółka została uprowadzona z domu, a ktoś na jej łóżku zostawił zatrute jabłko, niczym u Królewny Śnieżki... Można powiedzieć wprost, że Lyla ma ogromną motywację by dorwać morderce zabijającego w stylu baśniowym - bo ma nadzieję, że uda się też jej odkryć tajemnice sprzed lat. Czy jednak ogromna wiedza i sprawnie działający mózg wystarczy do tego, aby odkryć sprawcę tych wszystkich masakrycznych zbrodni?
Słowem kluczowym, którym kierowała się chyba A.K. Bededict była... grzybnia. Jest tu o grzybach mnóstwo informacji, ciekawostek i pieśni pochwalnych. Rozumiem zabieg, skoro miało to doprowadzić do późniejszych odkryć odnośnie postaci Kate, ale... No momentami bywało to dezorientujące dla czytelnika. A chociaż ja sama grzyby lubię - nawet zbierać - to jednak nawet w jednej setnej moja wiedza nie zbliżała się do tego, co zawarte było na kartach tej powieści.
Same plot twisty i intrygi - bo było ich tu sporo - były raczej ciekawe, chociaż w okolicach trzysetnej strony coś się zaczęło psuć i jakby akcja była właśnie bardziej mroczną baśnią, sięgającą po absurd i groteskę. I chociaż morał samego zakończenia był całkiem w porządku - bo autorka te dwie ostatnie strony całkiem fajnie wyłożyła, żeby miało to sens i logikę, to jednak było wiele takich rzeczy, które wydawały mi się po prostu odrealnione.
Nie do końca byłam też w stanie polubić samą postać detektyw Lyli, patrząc na to, czego później się o niej dowiadujemy. Sceny, które też najwidoczniej pojawiały się celowo (a nie do końca wnosiły coś do śledztwa) typu rozmyślania nad depilacją bikini (pierwsze spotkanie z detektyw) czy też scena masturbacji (później, totalnie nic nie wniosła) też były według mnie przesadzone. A po odkryciu tego, że w sumie Kate i Lylę coś łączy, mogłabym uznać, że ich pojawienie się było wręcz swego rodzaju obrzydliwością, której celu nie rozumiem: oprócz tego, że czytelnik miał właśnie patrzeć na Lylę jako na tą, która ma całkowitą odklejkę od rzeczywistości.
Nie będę tu spojlerować, ale myślę, że jak się skusicie na czytanie i później wrócilibyście do tej recenzji, to mój ukryty przekaz byłby pewnie bardziej jasny i czytelny. W ogóle mam wrażenie, że chętnie o tym tytule bym sobie z kimś innym porozmawiała, bo jest tu mnóstwo ukrytych smaczków, tajemnic i zaskoczeń, na których mógłby się opierać dialog.
Jeśli sądzicie, że jesteście w stanie domyślić się, w którym kierunku potoczy się fabuła, kto jest Wilkiem i jakich makabr jeszcze dokona, raczej się mylicie. Uważam, że trudno nadążyć za pomysłami autorki i jej chęcią wybicia się pod kątem kreatywności. Z jednej strony to dobrze - "Kapturek musi zginąć" zostanie przeze mnie zapamiętany na dłużej, z drugiej: nie wiem, czy w pewnym momencie nie było zbyt dużego przegięcia, jeśli chodzi o chęć bycia oryginalnym.
Podsumowując: nietypowy lecz ciekawy tytuł. Jeśli macie ochotę i okazję: zachęcam do czytania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz