czwartek, 23 października 2025

Elizabeth Camden - "Kiedy gwiazdy rozświetlają niebo"

Autor: Elizabeth Camden

Tytuł: Kiedy gwiazdy rozświetlają niebo

Wydawnictwo: Dreams [współpraca reklamowa]

Data wydania: 2025

Ilość stron: 384

Narracja: trzecioosobowa

Ocena: 6/10


Opis:

Beztroskie życie Ingi Klein w Nowym Jorku przybiera dramatyczny obrót, gdy kobieta wyrusza do Berlina podjąć pracę sekretarki amerykańskiego ambasadora. Tam poznaje surowego i wymagającego Benedicta Kincaida, szefa sztabu dyplomatycznego, który ma liczne zastrzeżenia wobec urodzonej w Niemczech Ingi.

Europa zmierza w kierunku wielkiej wojny, a Benedict z całych sił stara się utrzymać Amerykę poza konfliktem. Mimo ciągłych sporów Inga i Benedict wspólnie mierzą się z kolejnymi kryzysami w ambasadzie. Kiedy jednak kończą im się opcje dyplomatyczne, małżeństwo z rozsądku może być dla kobiety jedyną szansą na ucieczkę przed zbliżającą się wojną.

Fascynująca historia z czasów pozłacanego wieku ukazuje zmagania bohaterów w świecie pogrążonym w niepewności, gdzie nadzieja wydaje się oddalona jak połyskujące na niebie gwiazdy.


Recenzja:

Lubię sobie czasem sięgnąć po książki, które opierają się o historię. Tym razem wraz z "Kiedy gwiazdy rozświetlają niebo" przenosimy się w rejony I Wojny Światowej - i to w samym centrum zdarzeń, bo akcja rozgrywa się w głównej mierze w amerykańskiej ambasadzie w Niemczech. 

Dodam też, że na tyle, na ile orientuje się w historii, tworzone tło historyczne zostało całkiem dobrze odwzorowane. Oczywiście było tu dużo więcej szczegółów niż ja się uczyłam na zajęciach z historii w liceum, nawet w klasie z rozszerzonym przedmiotem, ale mimo wszystko jest to na tyle spójne i logicznie przedstawione, że zdziwiłabym się, gdyby Elizabeth Camden przekłamywała fakty i tworzyła swoją wersję. Szczególnie, że padają konkretne nazwy i nazwiska, więc prezentuje się to na pierwsze oko tak, jakby research był jednak dokładny.

Inga jest Niemką, która od wielu, wielu lat mieszka w Ameryce. Los połączył ją w dzieciństwie z jedną z najbogatszych par w okolicy i z racji tego, że nie mieli oni dzieci, stała się ona dla nich niczym chrześnica. To nie tak, że ją wybitnie rozpieszczali, ale pomogli jej się wykształcić, a w sytuacji, gdy para wyrusza pełnić posługę w Niemczech, w ambasadzie, proszą Ingę o dołączenie do nich w roli sekretarki, bo wiedzą, że jest ona kimś zaufanym, kto nie będzie knuł za plecami.

Tyle, że dosyć szybko okazuje się, że w Niemczech nie będzie tak kolorowo, jak się mogłoby wydawać - bo cesarz postanawia wypowiedzieć wojnę, która zamiast się zatrzymywać, to rozwija się coraz bardziej. I chociaż początkowo wszyscy w ambasadzie rzucają się ku temu, by pomóc Amerykanom zdobyć paszporty, aby ci mogli wrócić bezpiecznie do swoich domów, dosyć szybko okazuje się, że to właśnie Inga będzie miała problem, aby do Ameryki wrócić. Jak podkreślałam wcześniej, dziewczyna jest Niemką - i gdy dotarła z rodzicami do Ameryki, nie starali się oni o jakiekolwiek dokumenty, które mogłyby poświadczyć, że mogą oni przebywać i zamieszkiwać na tym terenie...

Niemniej jednak Inga nie zostaje zostawiona sama sobie. Chociaż Bennedict sieje postrach w amerykańskiej ambasadzie w Niemczech, a sam ambasador średnio za nim przepada, to jest w stanie wiele zrobić, by pomóc kobiecie w opałach. Pod płaszczem ogromnej wiedzy i doskonałej intuicji dyplomatycznej, jest on po prostu dobrym człowiekiem, którego los też nie potraktował zbyt łagodnie. I chociaż przygody z kobietami Bennedict miał raczej kiepskie, a do tego bardzo nie lubi on braku kontroli i niesubordynacji, nie jest w stanie odwrócić wzroku od problemów swojej współpracownicy.

Nie chcę tu za wiele zdradzać, żeby nie spojlerować, ale przyznam szczerze, że mimo wszystko najbardziej rozczuliło mnie zakończenie. Przez dużą część "Kiedy gwiazdy rozświetlają niebo" miałam wrażenie, że autorka serwuje nam czasami zbyt dużo historycznego tła, niepotrzebnych opisów i zbyt mało rozwija psychologiczny rys postaci, nie wgłębia się też szczególnie w emocje i uczucia (w końcu ta książka nie jest romansem historycznym, a jednak powieścią obyczajową, w której pojawia się wątek miłosny). Kilka ostatnich stron jednak skłoniło mnie do myślenia, że w tej pozycji mimo wszystko nie tylko pojawiała się kwestia trudów wojny czy walki o lepsze jutro, ale też pewien romantyzm, który pojawił się wbrew wszystkiemu: nawet zdrowemu rozsądkowi.

Czasami to co jest dla nas najważniejsze, pojawia się w międzyczasie - a to, do czego zawsze dążyliśmy, jakoś rozmywa się w międzyczasie w tle. "Kiedy gwiazdy rozświetlają niebo" to właśnie udowadnia i akcentuje, że w czasie wojennym nic nie liczy się bardziej niż relacje międzyludzkie oparte na zaufaniu i bezpieczeństwie: i że nie ma nic ważniejszego niż świadomość, że osoba, która jest dla ciebie ważna, jest bezpieczna.

Elizabeth Camden stworzyła naprawdę dobrą pozycję obyczajową. "Kiedy gwiazdy rozświetlają niebo" to świetny tytuł, którego ja nie doceniam większą notą tylko ze względu na to, że najbardziej w książkach lubię opisy emocji i uczuć: lubię, jak bywa wzruszająco, jak coś mnie poruszy i dzięki temu nie jestem w stanie zapomnieć o danej historii. I tutaj pewne elementy oczywiście zapadają w pamięć - ale nie wiem czy zapamiętam opowieść Ingi i Bennedicta na dłuższą metę.

Mimo wszystko definitywnie polecam do przeczytania. Jak lubicie obyczajówki i nie przeraża Was czas rozegrania akcji (I Wojna Światowa - poznawana trochę z innej strony i perspektywy), to bez wątpienia wydaje mi się, że powinniście przeczytać powieść, którą dziś dla Was recenzuję. Powinna się Wam spodobać!

1 komentarz: