Bernard Beckett - "Genezis"
Tytuł: Genezis
Autor: Bernard Beckett
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 216
Ocena: 9/10
Opis:
Na zgliszczach zrujnowanego świata, na wyspie zwanej kiedyś Nową Zelandią, zrealizowano platońskie marzenie – stworzono utopijną republikę. Jej mieszkańcy są bezpieczni, ale nie wolni. Trwa to do czasu aż Adam Forde łamie reguły państwa i ratuje z morza małą dziewczynkę.
Wiele lat później czternastoletnia Anaksymandra staje do czterogodzinnego egzaminu, który pozwoli jej wstąpić w progi Akademii, elitarnej instytucji zarządzającej utopią. Temat jest bliski jej sercu – Adam Forde, bohater z dzieciństwa. W trakcie egzaminu Anax poznaje fakty, które nie są dostępne zwykłym obywatelom. Informacje te kwestionują wszystko to, co stanowiło dla niej świętość. Dlaczego Akademia pozwala Anaksymandrze dojrzeć źródło tajemnicy, na której zbudowano znany jej świat? Jaką rolę naprawdę odegrał Adam Forde? Czym tak naprawdę jest życie i gdzie zmierza nasz świat?
Recenzja:
Szczerze powiedziawszy, rzadko mam przyjemność z science fiction. Nie za bardzo przepadam za statkami kosmicznymi, sztuczną inteligencją, czy innymi technologicznymi wymysłami przyszłości. Jednak, gdy koleżanka z filozofii, która omija ów rodzaj książek z jeszcze większą gorliwością niż ja, poleciła mi Genezis, to nie mogłam oprzeć się pokusie sięgnięcia po nią.
Powieść Bernarda Becketta przedstawia czterogodzinny egzamin główniej bohaterki, Anaksymandry, oscylujący pomiędzy wydarzeniami z przeszłości a postacią Adama Forde, który bez wątpienia, w sposób wyjątkowy, odznacza się na tle omawianej historii. Anaksymandra szczegółowo opowiada o upadku cywilizacji, tworzeniu się utopijnej republiki, a także postaci Adama i Arta – eksperymentalnego robota, który miał za zadanie nauczyć się żyć wśród ludzi. Z każdym omawianym przez bohaterkę tematem, czy ukazanym hologramem, egzaminatorzy zadają coraz to bardziej kłopotliwe pytania, a Anaksymandra poznaje tajemnice, o których wolałaby nigdy nie usłyszeć…
Genezis wciągnęło mnie w swój naukowo-filozoficzny świat niemalże od pierwszych stron. Z początku dość sceptycznie podchodziłam do budowy przypominającej miejscami dramat, ale w końcu przekonałam się do tej formy. Nawet uznałam ją za dużą zaletę - nadaje powieści indywidualności i powiewu świeżości, gdyż takie rozwiązanie w książkach spotyka się raczej rzadko. Ponadto, książka napisana jest pod bardzo filozoficzno-technicznym kątem, uważam jednak, że nikt nie będzie miał problemu ze zrozumieniem jej treści, która - swoją drogą – jest co najmniej zastanawiająca. Benard Beckett w bardzo intrygujący sposób ukazuje czytelnikowi przyszłość, gdzie utopia nazywana jest jedynie utopią, a ludzie wyzbywają się swoich uczuć w imię lepszego życia. Lecz czy naprawdę jest lepsze? Ukochana postać Anaksymandry, Adam Forde, buntuję się przeciwko temu stanowi rzeczy i dzięki dużemu poparciu obywateli, zamiast na śmierć zostaje skazany na towarzystwo sztucznej inteligencji – Arta. To właśnie z nim prowadzi ciekawe, filozoficzne rozmowy, które chłonęłam jednym tchem. Jednocześnie zastanawiałam się nad tym, jak daleko w przyszłości rozwinie się technologia? I czy sztuczna inteligencja nie zastąpi przypadkiem człowieka?
- Jesteś zaprogramowany, aby podważać moje przekonania - Adam wzruszył obojętnie ramionami, najwyraźniej wyzbywszy się już swego gniewu. - Ale ja postanowiłem Cię ignorować. Mamy więc sytuację patową.
- Interesujący dobór słów - stwierdził Art. - Z drugiej strony, mógłbym powiedzieć, że ty jesteś zaprogramowany, żeby mnie ignorować, a ja, dla zabawy, staram się walczyć z twoim programem i podważać twoje przekonania.
- Nauczyli Cię tej gadki w fabryce, w której zostałeś wyprodukowany?
- Wiem, jak produkuje się ludzi. Nie mów, że widzisz w tym więcej godności.
W powieści nie brakuje także humorystycznych akcentów, choć świat przedstawiony w niej przypomina bardziej antyutopię. Sam wygląd Arta, który przypominał paskudną metalową wersję owłosionego orangutana, budzi w czytelniku niemałe obrzydzenie, choć ciężko mi jednoznacznie powiedzieć, czy ów robot jest postacią pozytywną, czy negatywną. Wiem jedno – bez wątpienia autor chciał nam pokazać, że technologia wcale nie dąży do ulepszenia i upiększania naszego świata – ona go niszczy.
Warto wspomnieć tutaj również o zakończeniu Genezis. Jest zaskakujące, nieprzewidywalne i wręcz wprawiające czytelnika w osłupienie. Nawet po przeczytaniu ostatnich słów książki, nie potrafiłam odłożyć jej na bok, jak mam zwyczaju. Po prostu patrzyłam jak zaczarowana na ostatnią stronę i potrafiłam wydusić z siebie tylko: ale… ale… jak to? Naprawdę, ciężko opisać mi uczucia, którymi zakończyłam przygodę z tą książką. A może jest wręcz przeciwnie? Bo bez wątpienia na długo zostanie w mojej pamięci.
Dlatego właśnie Genezis polecam absolutnie wszystkim. Ta książka doprawdy warta jest uwagi, przedstawia ważne aspekty cywilizacji i tego, do czego stopniowo dąży. Być może tego samego możemy spodziewać się w przyszłości?
Oo zaczynam się przekonywać do sf, nie jest takie złe, a tę książkę bym chciała przeczytać! :D
OdpowiedzUsuńDaria, akurat się składa, że na stronie Matrasa jest po dyszkę :D
UsuńNa początku Twojej recenzji byłam zdecydowanie na nie, trwałam tak sobie przez dłuższy czas aż doleciałam do końcowego fragmentu i Twoje wrażenia tak mnie zaintrygowały,że zmieniłam zdanie! Skoro nie byłaś w stanie odłożyć zakończonej książki na bok, to naprawdę musi ona być szczególna! :)
OdpowiedzUsuńNa początku wydawało mi się, że ta książka na pewno nie jest dla mnie, ale jednak zaintrygowałaś mnie tą fabułą :) I z chęcią ją przeczytam. A czasami warto sięgnąć po science-fiction, bo okazuje się, że dobrze poprowadzona akcja sprawia, że książka nie jest typowym takim gatunkiem (takowego też nie lubię) i zachwyca! :)
OdpowiedzUsuńJa lubię SF w filmach, grach, więc dziwne jest, że nie miałam okazji jeszcze przeczytać książki z tego gatunku...
OdpowiedzUsuńChętnie bym sięgnęła po tą książkę ;)