Tytuł:
W imię miłości
Autor:
Katarzyna Michalak
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Literackie
Rok
wydania: 2013
Ilość
stron: 270
Ocena:
3/10
Opis:
Zaskakujące
zwroty akcji, tajemnice i skrywane
emocje oraz skomplikowane relacje rodzinne, to w skrócie najnowsza książka
Katarzyny Michalak!
Edward,
właściciel pięknego starego domu na Jabłoniowym Wzgórzu, nie przeczuwa
rewolucji, która nagle nastąpi w jego życiu. Rewolucja ma na imię Ania, ma
dziesięć lat i właśnie straciła wszystko… Tajemnica z przeszłości zmusi
mężczyznę do postawienia pytań o to, co naprawdę jest ważne, i czy w jego życiu
jest miejsce na rodzinę.
Trzymająca
w napięciu historia o poszukiwaniu własnego miejsca na ziemi, potrzebie bycia
kochanym, tęsknocie za prawdziwą rodziną i o tym, że cuda się zdarzają. Ogromna
ilość wzruszeń gwarantowana!
Recenzja:
Jak odróżnić kicz od sztuki? Według jednej ze
znajdujących się w słowniku języka polskiego definicji kicz to kompozycja
plastyczna, utwór literacki, film itp. o małej wartości artystycznej. Czy W imię miłości ma jakąkolwiek wartość
artystyczną? W mojej subiektywnej opinii nie. I pewnie zlinczują mnie wszyscy,
których ta opowieść urzekła, ale uważam, że książka pani Michalak to
podręcznikowy przykład kiczu. Powieść ewidentnie została napisana dla mas,
autorka bardzo się postarała, żeby wycisnąć z czytelników łzy – i nawet nie
byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że bazowała na tanim sentymentalizmie,
rodem z bazaru.
Historią, którą opisała pani Michalak, jest
stosunkowo prosta. Dziesięcioletnia dziewczynka, Ania, której matka zachorowała
na raka mózgu (tak, czytelnicy wcale się nie wzruszą), sama wyrusza pociągiem
do swojego dziadka – Edwarda Jabłońskiego, który wszakże kilka lat temu pogonił
zarówno córkę jak i wnuczkę, gdy te zjawiły się na progu jego domu. Potem
następuje cała masa zbiegów okoliczności i sytuacji tak niewiarygodnych, że
tylko naprawdę niewymagający czytelnik mógłby przymknąć oko na ich kompletną
nierealność. Chciało mi się śmiać, gdy czytałam o tych wszystkich rodzinnych
koligacjach, które wychodziły na jaw mniej więcej co kilka stron. Dziadek,
wujek, ojciec, córka – teściowej tylko do kompletu brakowało.
Pani Michalak aspirowała ze swoją książeczką (bo ze
względu na niewielką objętość ciężko nazwać ją inaczej) do miana „najbardziej
wzruszającej książki od czasów Ani z Zielonego Wzgórza”. Rzeczywiście,
podobieństw do powieści Lucy Maud Montgomery można odnaleźć wiele – pani Michalak
nazwała nawet główną bohaterkę tym samym imieniem. W zasadzie powieliła cały
schemat. Jasne, czasy się zmieniły, więc i sytuacje były trochę inne, ale cała
reszta jest jak żywcem wzięta z Ani z Zielonego Wzgórza. Samotna (prawie że
osierocona) dziewczynka, pojawia się pewnego dnia w małym miasteczku i pozostaje
tam na dłużej… Nie spodziewa się ciepłego przyjęcia i rzeczywiście, Edward
Jabłoński, właściciel dworku i stadniny koni, początkowo nie jest specjalnie
ucieszony z jej wizyty, ale oczywiście wystarczy mu kilka dni, żeby pokochał
dziewczynkę.
O Nedzie, który pojawia się w miasteczku wraz z Anią,
nie chcę mi się nawet pisać. Nie będę spojlerować (choć w sumie jaki to
spojler, skoro autorka ujawnia jego tożsamość już po jakiś trzydziestu
stronach), ale naprawdę, mogłaby się bardziej postarać, kreując tą postać.
Odrobina tajemniczości nikomu by nie zaszkodziła, czułam się zawiedziona, kiedy
niemal od razu wyłożyła kawę na ławę (choć z drugiej strony, biorąc pod uwagę
poziom tej powieści, czytelnik i tak sam by się szybko domyślił, kim jest Ned).
To była moja pierwsza przygoda z panią Michalak.
Chciałam się w końcu przekonać, co ma do zaoferowania autorka, której książki
mniej więcej co dwa miesiące pojawiają się w nowościach wydawniczych. Jak się
okazuje, niewiele. Nie wiem, czy chodzi o to, że pani Michalak stawia na ilość,
zamiast na jakość, czy może po prostu nie znajduję się w grupie odbiorców jej
powieści, ale to spotkanie zakończyło się rozczarowaniem i póki co nie mam
zamiaru sięgać po jej następne książki.
Widziałam ostatnio tę książkę w mojej bibliotece i myślę, że dobrze zrobiłam odpuszczając ją sobie ; )
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się zawiodłaś. Mnie się bardzo podobała ta książka, ale widać wszystko zależy od gustu danego czytelnika.
OdpowiedzUsuńw mój gust niestety W imię miłości nie trafiło :/
UsuńNie mogę odpowiedzieć, ale mi podobnie, jak Cyrysi książka bardzo się podobała. Uważam nawet, że jest to jedna z książek autorki, które czytałam. Szkoda, że Tobie się nie spodobała.
OdpowiedzUsuńPróbowałam kiedyś Pani Michalak i już dawno nie czytałam czegoś tak beznadziejnego... Tak samo jak Ty wysnułam pewne podejrzenia, że tutaj chodzi o ilość a nie jakość ;)
OdpowiedzUsuńNic dziwnego, że tylu osobom się podoba, właśnie na tym polega kicz.
OdpowiedzUsuńOstatnio jest wysyp książek "dla mas"... ;) Odpuszczę sobie ta łzawą historyjkę na rzecz czegoś ambitniejszego :P
OdpowiedzUsuńi słusznie! :)
UsuńCzytałam i właściwie nie wiem, co myśleć. Miejscami było nawet fajne jak na czytadło, ale trochę za duże natężenie tej bajkowej słodyczy jak na niecałe 300 stron.
OdpowiedzUsuńRozpiętość recenzji od zachwytów po najsłabsze oceny, wiec chyba sama sprawdzę jak to jest z tą lekturą. Co do ilości i jakości, no cóż taka produkcja niesie za sobą skutki
OdpowiedzUsuńZaczynam się bać twórczości pani Michalak - raz trafiam na bardzo pozytywne, a raz na negatywne. Coraz częściej ostatnio spotykam się z tymi niepochlebnymi i już sama nie wiem, co powinnam zrobić. Póki co czuję się odrzucona od tej książki - niewiarygodności nie lubię...
OdpowiedzUsuń