Tytuł:
Droga do Nawi
Autor:
Tomasz Duszyński
Wydawnictwo:
Czwarta Strona
Rok
wydania: 2015
Liczba
stron: 544
Ocena:
7/10
Opis:
Polak – Alek
Bielski, weteran z Afganistanu. Rosjanie – Misza Asieniewicz, moskiewski
milicjant, i Ksenia Morozowa, (nie)zwykła dziewczyna. Losy tej trójki,
początkowo wydawałoby się ze sobą niezwiązane, łączą się za sprawą intrygi
tajemniczego świata, z którego istnienia zwykli ludzie nie zdają sobie sprawy.
Ksenia, Misza i Alek stają się zabawkami w rękach bogów, od wieków planujących
intrygę mającą na celu doprowadzenie do zmiany dominacji w istniejącym świecie.
Czy Perunowi uda się zawładnąć światem bogów i ludzi? Po czyjej stronie jest
Światowid? A może wszyscy spotkają się w Nawii, podziemnym królestwie Welesa?
Odrobina
humoru, dużo mocnej i wartkiej akcji, nietuzinkowi bohaterowie, realia
społeczne, obraz Rosji i pierwsza tak rozbudowana wizja słowiańskiej fantasy
umiejscowiona w XXI wieku.
Gdy bogowie
obmyślą plan, nie masz wyjścia i musisz tańczyć tak, jak ci zagrają… a może
jednak nie?
Recenzja:
Tomasz Duszyński nie jest debiutantem, choć ja spotkałam się z jego
nazwiskiem po raz pierwszy. Publikował już w Fabryce Słów (zbiory opowiadań,
które nie cieszyły się jakąś ogromną popularnością, ale nie zostały też zupełnie
niezauważone), poza tym był współautorem różnych antologii i wydawał bajki.
Zdecydowanie nie jest już początkującym pisarzem, po Drodze do Nawi możecie więc spodziewać się dojrzałego dzieła.
Do przeczytania tej książki zachęciło mnie jedno zdanie z opisu: Odrobina
humoru, dużo mocnej i wartkiej akcji, nietuzinkowi bohaterowie, realia
społeczne, obraz Rosji i pierwsza tak rozbudowana wizja słowiańskiej fantasy
umiejscowiona w XXI wieku. Konkretnie ostatnia część tego zdania. Też macie
już dość wszystkich tych amerykańskich książek pisanych na tę samą modłę? Wampiry
świecące w słońcu itepe? Słowiańskie fantasy brzmiało bardzo obiecująco, tym
bardziej, że sama chętnie czytam fantastykę zza wschodniej granicy (i uważam ją
za lepszą od tej zza zachodniej). Czemu więc nie sprawdzić, jak poradził sobie
nasz rodak?
Głównymi bohaterami Drogi do Nawii
jest trójka młodych ludzi: Alek Bielski – Polak, były żołnierz, który z
Afganistanu przywiózł do kraju zespół steru pourazowego, Misza Asieniewicz –
Rosjanin, przedstawiciel wymierającego gatunku milicjantów, którzy mają jeszcze
jakieś zasady oraz Ksenia – Rosjanka, zwykła dziewczyna, która jak się okazuje,
nie jest wcale taka zwykła. Losy tej trójki splatają się ze sobą – choć o tym
nie wiedzą, są ważnymi pionkami w rozgrywce bogów.
A bogowie mają problem. Popadają w zapomnienie. Perun, Światowid, Weles –
kiedyś tacy potężni, dziś bez wyznawców tracą swoją moc. Ostatnia wielka
intryga ma uratować ich od zapomnienia. Czy się powiedzie?
Klimat tej powieści przypominał mi bardzo patrole Siergieja Łukjanienki.
Do tego motyw bycia pionkami w rękach bogów i sam Misza. Wszystko było takie „patrolowe”.
Ale jeśli kojarzycie co nieco słowiańską fantastykę, musicie wiedzieć, że to
wcale nie jest złe porównanie – przeciwnie, bardzo dobre.
Bohaterowie zostali całkiem nieźle wykreowani, ale szczerze mówiąc, ci
poboczni całkiem ich przyćmili. Mam tu na myśli rubasznych bliźniaków o
zabawnych imionach – Lel i Polel. Kiedy pojawiała się ta dwójka, pojawiał się
też uśmiech na mojej twarzy. Ksenia, najważniejsza postać w tej rozgrywce,
wydała mi się taka… nijaka. Przez większość czasu nie wiedziała kim jest i
czego chce. Panowie okazali się o wiele lepiej wykreowani.
Droga do Nawi to faktycznie
rozbudowana wizja słowiańskiej fantastyki. Może nawet trochę zbyt mocno
rozbudowana. O ile początek powieści bardzo mi się podobał i wiązałam z nią
duże nadzieje, tak dalej – kiedy wszystko gmatwało się coraz bardziej – mój
zapał nieco osłabł. Ale tu gdzie ja poczułam się nieco rozczarowana, fani
skomplikowanych rozwiązań będą zadowoleni. Tak czy owak ta książka to kawał
dobrej fantastyki – w naszym rodzimym, słowiańskim wydaniu. To coś świeżego
przy tych wszystkich powieściach o wampirach i wilkołakach. Jeśli podobnie jak
ja, macie ich dość, dajcie szansę Drodze
do Nawi. Nie będziecie zawiedzeni.
Książkę
dostałam od wydawnictwa Czwarta Strona
Dziękuję za recenzję ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobrą fantastykę! ;)
UsuńZ chęcią przeczytam :) Nie spotkałam się jeszcze z taką książką :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Hmm. Nie nazwałbym twórczości Łukjanienki "słowiańską fantastyką", jednak porównanie do patrolowych treści jest w tym przypadku trafne. Lekturę mam już za sobą, Co prawda - oceniłem o punkcik mniej, ale chętnie sięgnę po pozostałą twórczość autora. ;)
OdpowiedzUsuńw tym wypadku słowiańska mi się równała tej zza wschodniej granicy ;)
UsuńJa tam fantastykę naszych wschodnich sąsiadów nazywam zwyczajnie "rosyjską". :P
Usuńteż tak robiłam, do czasu, aż nie zorientowałam się, że przynajmniej połowa autorów tych książek nie jest z Rosji, tylko z Ukrainy ;)
UsuńMyślę, że ją nadgryze kawałek... ale czy całą zjem... to zobaczę ;)
OdpowiedzUsuńDobrze napisanej zachodniej fantastyce nigdy nie odmówię, co nie oznacza, że słowiańskiej nie potrafię docenić. :)
OdpowiedzUsuńW tej podoba mi się fabuła, która toczy się w teraźniejszości oraz ciekawi bohaterowie, również ci drugoplanowi. :)
Poza tym, jestem ciekawa opisów obrazujących Rosję i tej wartkiej akcji pod przewodnictwem pogańskich bogów. ;)
Troszeczkę kojarzy mi się ta powieść z twórczością Ricka Riordana, a że jest on jednym z moich ulubionych autorów, na tę książkę również mam nadzieję trafić. Zwłaszcza, ze okładka taka cudna ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Recenzja super napisana :) tylko jakoś opis książki mi nie odpowiada tzn chyba nie jest to książka dla mnie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam