Autor: Susan Dennard
Tytuł: Prawdodziejka
Wydawnictwo: SQN
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 384
Ocena: 7/10
Opis:
Safiya i Iseult, młode
czarodziejki, znów wpadły w tarapaty. Muszą uciekać. Natychmiast.
Safi jest jedyną w Czaroziemiach prawdodziejką, zdolną zdemaskować każde
kłamstwo. Swój dar trzyma w sekrecie, inaczej zostanie wykorzystana w
konflikcie między imperiami. Z kolei prawdziwe moce Iseult są tajemnicą nawet
dla niej samej. I lepiej, żeby tak zostało.
Safi i Iseult pragną
jedynie wolności. Niebezpieczeństwo czai się tuż za rogiem. Zbliżają się
niespokojne czasy, wojna wisi w powietrzu i nawet sojusznicy nie grają fair.
Przyjaciółki będą walczyć z władcami i ich najemnikami. Niektórzy posuną się do
ostateczności, by dopaść prawdodziejkę.
Recenzja:
Gdy
pojawia się kolejna książka, mająca w opisie choć krótką wzmiankę o
czarodziejkach czy magii, nie mogę przejść obok niej obojętnie. Zwłaszcza gdy
ma tak oryginalny tytuł jak Prawdodziejka
(ang. Truthwitch), a na
dodatek okładka wprost krzyczy, że zakocham się w przedstawionej historii. Więc
gdy tylko udało mi się zdobyć powieść, od razu zabrałam się za czytanie. Co na
mnie czekało?
Główne
bohaterki, Safiya fon Hasstrel i Iseult det Midenzi, to nie tylko najlepsze
przyjaciółki – są Więziosiostrami, a to znaczy że łączy je wyjątkowa zażyłość i
oddałyby za siebie życie, gdyby zaszła taka potrzeba. Są też mistrzyniami,
jeśli chodzi o pakowanie się w tarapaty. Właśnie w takiej sytuacji je poznajemy
– gdy muszą stawić czoła przeciwnościom, ich plan zostaje zrujnowany, a później
okazuje się, że jest to zaledwie początek spirali niefortunnych zdarzeń, która
właśnie zaczęła się rozkręcać. Więziosiostry są w niebezpieczeństwie, magia
Safi – rzadka i pożądana przez innych – może zostać zdemaskowana, a Iseult
zmaga się z dodatkowymi komplikacjami. Jak poradzą sobie w grze, jeśli nawet
nie wiedzą kiedy zaczęła się pierwsza kolejka?
Przede
wszystkim trzeba przyznać, że świat stworzony przez autorkę naprawdę robi
wrażenie. Na początku książki mamy nawet mapkę Czaroziemii, która świetnie
pomaga w wyobrażeniu sobie miejsc, o których czytamy. Miejsc pełnych magii,
niebezpieczeństw i zagadek, bo cały świat wykreowany w Prawdodziejce jest otoczony mistyczną nutką tajemnicy i prastarej
mocy. Poza tym stworzenie postaci tak realistycznych, jak w powieści pani
Dennard, nie mogło być łatwe. Obie dziewczyny, mimo tego że różnią się niemal
we wszystkim, dogadują się i uzupełniają wzajemnie. Ich charaktery są świetnie
dopracowane, zresztą w książce nie znajdziemy bohatera czy bohaterki, którzy by
nie byli. Autorka wykonała naprawdę dobrą robotę w tym względzie. Tak samo było
też z wątkiem miłosnym, który szczęśliwie nie był tutaj postawiony na pierwszym
miejscu. Mam wrażenie, że gdyby stało się inaczej, mógłby zostać spalony
jeszcze przed startem, a tak rozwija się powoli i kto wie, jak się zakończy?
Można
by przyczepić się tego, że nie wszystkie wątki związane z postaciami czy ich
losami, o których była mowa, zostały do końca wyjaśnione. Na przykład w czasie
lektury i po jej zakończeniu nadal miałam mnóstwo pytań, chociażby odnośnie
działania daru Iseult czy jej pochodzenia. Jednak spokojnie można uznać, że
jest to chwyt, dzięki któremu autorka chce trzymać nas w niepewności i napięciu,
tak żebyśmy sięgnęli po drugą część Prawdodziejki.
I – trzeba przyznać – udaje jej się to.
Podczas
czytania miałam kilka momentów, w których fabuła zaczynała mnie denerwować. Po
pierwsze irytował mnie język, który czasami był zbyt przerysowany. Po drugie w
niektórych chwilach akcja pędziła do przodu z taką prędkością, że nie mogłam w
odpowiednim czasie przyswoić wszystkich przekazywanych informacji. Inną sprawą
było to, że nie od razu polubiłam główne bohaterki, choć zarówno Safi, jak i
Iseult są naprawdę sympatycznymi, zabawnymi, ale także groźnymi i
niebezpiecznymi osobami. Ale gdy w
jednej chwili zachowywały rozwagę, na którą nie zdobyłby się najbardziej
doświadczony wojownik, w innej były dziecinne niczym pięciolatki, którym nie
pozwolono zostać dłużej na placu zabaw. To nadawało ich postaciom tej prawdziwości, ale także mogło denerwować, zwłaszcza na początku.
Ostatecznie
muszę przyznać, że Prawdodziejka zaskoczyła
mnie pozytywnie. Po pierwszych stronach nie spodziewałam się tak złożonej
fabuły, tylu ciekawych zwrotów akcji i intrygujących wątków pobocznych. A
dostałam to i jeszcze więcej: mistyczną magię, bohaterów, którzy mimo wielkiej
mocy nie są niepokonanymi herosami, a naprawdę realistycznymi postaciami, i
wiele pytań, na które koniecznie muszę poznać odpowiedzi. Jestem przekonana, że
ze świata wykreowanego przez panią Dennard można wyciągnąć jeszcze więcej i mam
ochotę na poznanie szczegółów oraz rozwiązanie następnych tajemnic. Dlatego na
pewno sięgnę po kolejną część z serii Czaroziemia, gdy nadarzy się okazja, Was
natomiast zachęcam już dziś do przeczytania Prawdodziejki!
~Aga
Ja się niestety zawiodłam. Oczekiwałam dużo, a otrzymałam marną część, która mnie nudziła, niestety... :(
OdpowiedzUsuńaga-zaczytana.blogspot.com
To akurat tematyka, w której się nie odnajduję, więc tę lekturę sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuń