Autor: Grace Burrowes
Tytuł: Sir John
Wydawnictwo: AMBER
Data wydania: 2017
Ilość stron: 336
Ocena: 7/10
PATRONAT KSIĄŻKOWIRU
Opis:
Sir John Fanning – dla bliskich Jack – co dzień na sali sądowej staje twarzą w twarz ze zbrodnią, lecz nie boi się niczego… poza wizytą swojej matki. Teraz, przed Bożym Narodzeniem, jej przyjazd właśnie się zbliża. I nie obejdzie się – tego jest pewien – bez prób wyswatania go z kolejną, zdaniem matki najbardziej odpowiednią kandydatką.
Jednak sir John stawia zdecydowany opór. Bo po raz pierwszy od lat jego serce bije mocniej dla kobiety...
Madeline Hennessy jest śliczna, inteligentna… i zdaniem matki zupełnie nieodpowiednia na żonę Jacka. Czy rzeczywiście? Jeśli nawet tak mogło by się wydawać, to ze zgoła innych powodów…
Recenzja:
Jeśli szukacie romansów historycznych inne niż wszystkie, to wiecie już, po co powinniście sięgnąć. Przede wszystkim ze względu na to, co jest w tej książce przedstawione i w jaki sposób, bo wiadomo, że tego typu gatunek nie porusza jakichś wielkich spraw i nie ma za zadania ani pokrzepiać naród, ani w jakiś istotny sposób przekazywać wartości. Grace Burrowes jednak się to dosyć udało: w sensie przemycenie w tej powieści wartości istotnych dla człowieka, w taki sposób, że czytelnik może okazać wzruszenie. Przejdźmy jednak do konkretów, a do tej sprawy wrócimy za chwilę.
Madeline Hennessy to śliczna i inteligentna dziewczyna, która ma już swoje lata i świetnie służy w jednym z domów jako swego rodzaju gospodyni: tak naprawdę wszystkie obowiązki spoczywają na jej głowie i gdyby nie to, że tak świetnie je deleguje i zarządza ludźmi, to już dawno wszystko przestałoby tam poprawnie funkcjonować. Madeline - chociaż wie, jak się odpowiednio zachować - zna jednak swoje miejsce i wie, że nie powinna się wychylać poza swoją rolę. W swoim miejscu pracy czuje się jednak jak w domu. Wszystko zmienia się w momencie, kiedy John Fanning zaczyna szukać pomocy u swoich sąsiadów, a któż odmówi sędziemu? Sprawa wydaje się bardzo delikatna: sir John musi przyjąć swoją matkę na wizytę, a na dodatek zbliżają się święta. Mężczyzna nie wie, jak się za to zabrać w taki sposób, żeby zadowolić swoją rodzicielkę. Jego sąsiedzi jednak wiedzą, kto może mu pomóc i takim oto sposobem Madeline zostaje wyznaczona do tego zadania jako swego rodzaju dama do towarzystwa.
Chociaż ten pomysł niezbyt szczególnie nie podoba się dziewczynie, która od początku podziwia sir Johna, to wie, że nie ma ona wyjścia. Wkrótce okazuje się jednak, że jest ona na tyle niezastąpioną pomocą, że te jej uczucia nie pozostają bez odpowiedzi. Niestety w między czasie zdarza się kilka niefortunnych wypadków: od wcześniejszego przyjazdu matki Johna, aż po serię okolicznych kradzieży. Wszystko to sprawia, że te relacje są o wiele trudniejsze niż powinny być... no i też nie powinny mieć miejsca.
Warto tutaj wspomnieć o wątku tych wartości, które przemyciła autorka: Madeline ma dwie ciotki, obie biedne jak myszy kościelne, którym pomaga, jak tylko może. Co więcej - daje im także część swojej wypłaty. Mimo wszystko, kiedy tylko dziewczyna pomyśli, że jej jedynym żyjącym krewnym mogłoby się coś stać, od razu czuje się źle i smutno. W żadnej powieści, które czytałam w ostatnim czasie, więzy rodzinne nie były aż tak mocno zaakcentowane, a wiele z tych osób nie poświęcałoby się tak po to, żeby zapewnić swoim bliskim lepszy dobrobyt.
Autorka stworzyła naprawdę fajną i ciekawą powieść - przede wszystkim ze względu na te różnice stanowe, a także właśnie dlatego, że zazwyczaj głównymi bohaterkami są dziewczyny, które wiedzą, jak wykorzystać urodę do własnych celów. Madeline taka nie jest - jest o wiele skromniejsza i pracowitsza, a do tego naprawdę bardzo lojalna. Cenię tę postać, tak samo, jak pozostałe, które wykreowała autorka. Są barwne i całkiem realistyczne. Zdecydowanie chciałabym poznać je bliżej.
Pisarka nie używa skomplikowanego języka, a mimo wszystko jej książkę czytało mi się z niezwykłą wręcz przyjemnością. Poszło mi to zdecydowanie zbyt szybko i wiem już, że w przyszłości z chęcią sięgnę po inne powieści tej autorki. Bardzo podobały mi się tutaj opisy i przyznam szczerze, że nawet sceny erotyczne - których trochę tu jednak było - nie były ani ordynarne, ani tym bardziej jakieś obrzydliwe, jak w niektórych pozycjach. Autorka zdecydowanie napisała je z większą delikatnością i smakiem. Warto także pochwalić dialogi, które często wywołują w czytelniku przeróżne emocje - od śmiechu, aż po wzburzenie.
Sama okładka podoba mi się na tyle, że książkę w księgarni raczej bym zauważyła i kupiła, aczkolwiek nie jest to wybitne dzieło sztuki. W ostatniej ofercie Wydawnictwa AMBER widziałam już lepsze oprawy graficzne, ale najwidoczniej nie przełożyły się one jeszcze na lepsze okładki do romansów historycznych. Mam jednak nadzieję, że kiedyś to nastąpi i będę mogła się pochwalić ładną kolekcją takich powieści w swojej biblioteczce. Jak na razie, raczej warto je wpychać między inne.
Podsumowując, książkę zdecydowanie polecam. W końcu to, że jest ona pod naszym patronatem, także o czymś świadczy, prawda? Ostrzegam, że kilka pierwszych stron może być trochę nudnych, ale historia szybko się rozkręca i warto dać jej szansę!
Pozycję tę dostałam od Wydawnictwa AMBER
Romans historyczny - mnie nie trzeba namawiać do przeczytania. Czytam wszystkie, które wpadną w moje ręce.Typowa ze mnie romansoholiczka.
OdpowiedzUsuńNo cóż... Dobra, nie dla mnie. Może ktoś wie, dlaczego prawie każda okładka tego typu treści, ma panią w czerwonym? Dla mnie to symbolizuje "szminkę", gra słów, kto domyślny, wie co mam na myśli 😋
OdpowiedzUsuńTen gatunek literatury mogę czytać zawsze i wszędzie. Jestem ciekawa matki sir John, jak i całej książki na pewno przeczytam. Rzadko w takich książka jest dbanie o krewnych.
OdpowiedzUsuńKupię sobie pod choinkę. Może i mnie wizytacja, znaczy upragnione odwiedziny teściowej, przestaną jawić się jako koszmar. Albo przynajmniej zatopię się w cudownej lekturze. Bo taka na pewno będzie, inna konwencja, inna bohaterka - to coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńCudownie przedstawione więzy rodzinne;) Aż zrobiło mi się cieplej na serduchu;)
OdpowiedzUsuńPotwierdzę kolejny raz: kocham romanse historyczne i połykam je jak moje ukochane miętowe cukierasy:))
Okładka taka sobie, mi sie średnio podoba. Książka wydaje się być ciekawa i w moim stylu więc chętnie przeczytam, zresztą ja bardzo lubię romanse więc pewnie przeczytalabym i bez tej recenzji ale jednak warto wcześniej zapoznać sie z czyjąś opinią :) jak dla mnie większość książek na początku bywają nudne ale już później coraz bardziej się rozkręcają więc warto się nie zniechęcać :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie mogę się przekonać do tego typu książek.
OdpowiedzUsuńKsiążka na jeden, no może dwa wieczory, ale jakże wciągająca :) Polecam także
OdpowiedzUsuń