Autor: Rachel
E. Carter
Tytuł: Adeptka
Tytuł
serii: Czarny Mag 2
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 30.01.2019
Ocena: 8/10
PATRONAT
KSIĄŻKOWIRU
Opis:
Ryiah przetrwała próbny rok w Akademii Magii, ale dopiero teraz zaczyna się dla niej prawdziwa nauka.
Dziewczyna dostała się do wymarzonej frakcji bojowej, ale musi stawić czoła nauczycielowi, którego nie znosi, i wrogo nastawionej Priscilli. Sytuacji nie ułatwia też relacja z Darrenem, oscylująca między wrogością a sympatią, może nawet fascynacją…
Kiedy jeden z uczniów zostaje zabity w nieprzyjacielskim ataku, nauka schodzi jednak na dalszy plan. W powietrzu wisi wojna, być może Ryiah będzie musiała wykorzystać swoje umiejętności szybciej, niż sądziła.
Recenzja:
Adeptka to
kontynuacja Pierwszego roku, której
nie mogłam się doczekać, odkąd tylko poznałam Ryiah i jej najbliższych. Chociaż
to powieść młodzieżowa, a ja nastolatką nie jestem, po raz kolejny bardzo łatwo
dałam się porwać książce Rachel E. Carter, bo to jedna z tych pozycji, które
potrafią naprawdę wciągnąć, poruszyć, rozbawić i zezłościć. Zaoferuje całą gamę
emocji, godziny ucieczki od rzeczywistości i świetną zabawę! Już w tym miejscu
gorąco zachęcam was, byście sięgnęli po drugą część serii Czarny mag, a jeśli nie mieliście okazji, koniecznie zapoznali się
z poprzednią!
W tym tomie Ryiah jest już Adeptką i musi radzić sobie z nowymi
wyzwaniami – nie tylko dotyczącymi szkolenia. Oprócz treningów, walk i magii,
musi martwić się o swoich przyjaciół, a także wiszącą nad krajem groźbą wojny.
Bo nawet jeśli jest tylko uczennicą, może się okazać, że jej umiejętności
zostaną sprawdzone o wiele szybciej, niż można by przypuszczać. Tylko z jakim
skutkiem?
Tego nie mogę zdradzić! Ale mogę napisać o czymś innym: jest wiele
książek, przez które trudno przebrnąć, ale także wiele, przez które się płynie.
Adeptka należy właśnie do tych
drugich, bo za każdym razem, gdy do niej sięgałam, po prostu nie mogłam się
oderwać, a strony przewracałam w błyskawicznym tempie, by dowiedzieć się, co
stanie się za chwilę. Zarówno wtedy, gdy czyta się o pojedynkach magicznych
(świetnie nakreślonych i realistycznych) czy siłowych adeptów, jak i wtedy, gdy
Ry i jej przyjaciele przeżywają kolejne rozterki. Nie sprawia to jednak
wrażenia, że książka jest za krótka czy brakuje jakichś wątków – po prostu
czyta się ją tak dobrze, że nie zauważa się, jak wiele czasu upłynęło od
rozpoczęcia pierwszego rozdziału. Albo nie zwraca się uwagi, że właśnie uciekł
tramwaj, a zajęcia zaczynają się za 15 minut.
Muszę też wspomnieć o czymś, co także jest ważną osią tej
powieści: o wątku miłosnym. Nigdy nie byłam fanką trójkątów miłosnych z
prostego powodu – częściej zamiast wywoływać jakieś napięcie, odnośnie do tego,
kogo wybierze bohaterka, byłam zirytowana wydarzeniami między trojgiem
bohaterów, a to uczucie się potęgowało, gdy protagonistka wybierała nie tę
osobę, którą chciałam. Ale wiecie co? U Rachel E. Carter ten wątek jest tak
zgrabnie poprowadzony, że po prostu go uwielbiam. I najlepsze jest to, że nie
muszę się obawiać decyzji Ryiah – kogokolwiek nie wybrała, nie było złych
opcji. Pokochałam obu jej wybranków od pierwszej wzmianki, a coś takiego nie
zdarzyło mi się już naprawdę od dawna. Poza tym nie tylko oni i ich wątek jest
tutaj dobrze nakreślony – sama główna bohaterka jest jedną z tych dziewczyn,
które naprawdę da się polubić. Jest bystra, zaradna i waleczna, potrafi mieć
cięty język, ale nie jest też wywyższaną panną, która niechcący może zbawić
świat, jak to często bywa w tego typu powieściach. Ry jest prawdziwa, jej
reakcje, choć nie ze wszystkimi można się zgadzać, są naprawdę realistyczne.
Carter udało się do tego wszystkiego stworzyć jeszcze ciekawych pobocznych
bohaterów. Choć nie są oni już tak dobrze skonstruowani jak Ryiah, da się ich
obdarzyć sympatią.
Mam kilka zarzutów co do powieści, w każdej chyba znajdą się
jakieś minusy. Są one drobne, jak wspomniane wcześniej postacie poboczne, czy
chociażby nie do końca wykorzystany wątek nemezis głównej bohaterki. Bywały
także momenty, w których akcja nieco zbaczała z toru, nieznacznie się spłycała,
ale to naprawdę małe rzeczy, jeśli weźmiemy pod uwagę całość. Nie sprawiają, że
lektura jest mniej przyjemna, nie zakłócają jej, przychodzą jedynie do głowy po
skończeniu książki, ale nie sprawiają, że przeżyte dzięki historii emocje słabną.
Bo tych emocji jest tu naprawdę sporo. Carter napisała naprawdę
świetną kontynuację, pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że druga część jest
lepsza od swojej poprzedniczki. W takim razie nie pozostaje nic innego, jak
tylko oczekiwać kolejnego tomu oraz tego, co się w nim wydarzy. Ja zdecydowanie będę wyglądać z
niecierpliwością zapowiedzi kontynuacji. Was z kolei ponownie zachęcam, byście
sprawdzili czy i was historia Ryiah zauroczy tak bardzo jak mnie.
Po pierwszym tomie, nie mogłam się doczekać kolejnej części Czarnego Maga. Wreszcie jest, a raczej będzie ;-) Nigdy nie kryłam się z tajemnicą, że uwielbiam fantastykę, szczególnie tą dla młodzieży, w dodatku z historią opisującą dorastanie człowieka do swoich zdolności, próby ujarzmienia darów, odkrywanie podkładów mocy w sobie, itd, itp.
OdpowiedzUsuńHistoria Ryiah przypomina mi w wielu wątkach Sonei z trygologii Trudi Canavan. Co dziwniejsze, trylogia Trudi ma taki sam tytuł jak ta seria "Czarny mag". Całe szczęście, że to mi w niczym nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, chętnie poznam dalsze losy bohaterów i po cichu będę miała okazję porównać obie serie.
Cieszę się, że drugi tom serii jest lepszy od poprzedniego. Wszak nie zawsze tak się dzieję. Moim zdaniem przeważnie drugi tom jest gorszy. A tutaj niespodzianka- jest lepszy. Tym chętniej zajrzę do niego.
I tak na koniec dodam, że strasznie ciekawi mnie postać znienawidzonego przez Ryaine nauczyciela.
Przeczytałam pierwszą część i nie mogę doczekać się kontynuacji! Mam nadzieję, że okaże się dla mnie równie dobra jak pierwsza część!
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to nie wstyd się przyznawać tak publicznie, ale lubię książki młodzieżowe. Stanowią dla mnie dobrą odskocznię do literatury naukowej, którą jestem zmuszona czytać (druga wojna światowa i opracowania). Utrzymuję równowagę właśnie dzięki lekkiej lekturze, która sama niesamowicie mnie przyciąga, jakby mój organizm bardziej potrzebował je od tlenu. Nic zresztą dziwnego. Najczęściej niewymagająca fabuła, nieskomplikowany styl, no i pewność, że wszystko skończy się dobrze... Tego oczekuję, choć zauważyłam, że happy end to już nie zasada. No i zdarzają się prawdziwe perełki.
OdpowiedzUsuńBłędy i inne wady są wpisane niejako w definicję tego gatunku. Gdy je znajduję, cieszę się ze swojej spostrzegawczości (haha, ale tak mam), ale gdy widzę je w literaturze dla dorosłych, to od razu sięgam po ołówek i niezwykle wzburzona dopisuję poprawki (pomijając rzeczy, które powinny być wyłapane przez edytorów, choć ci w młodzieżówkach często przysypiają). Ponadto ciekawie się ma fantastyka w takich książkach - świeżość w pomysłach, dziwne rozwiązania, to sprawy prawie niemożliwe w książkach "dla dorosłych", jakby starsi czytelnicy wyobraźni już aż tak nie potrzebowali.
Chyba czytałam część pierwszą. Przeglądałam streszczenia i coś mi tam świta. Właśnie taki mam problem z cyklami - gubię się. Wolę od razu przeczytać całą serię, niż potem zastanawiać się, co było wcześniej i skąd coś się nagle wzięło.
Co do trójkątów miłosnych w takich książkach (naprawdę nie można wymyślić czegoś innego? Choćby czworokąt? To się już robi nudne) to tylko w "Igrzyskach śmierci" mnie to nie denerwowało. W reszcie było jak Ty wspomniałaś - bohaterka wybierała gościa, którego odrzuciłam już na początku (tak się stało np. w Następczyni, wciąż nie mogę jej tego darować). Dobrze, że ktoś jeszcze wpadł na inne rozwiązanie, to pocieszające.
Koniec końców - jestem na tak. Powiedzmy, że przemówiła do mnie okładka oraz nietuzikowość treści. Choć wypada, bym sobie lepiej przypomniała część pierwszą. Albo od razu na głęboką wodę? Co mi tam, rzucę się nagle w wir walki i magii, przypomninając sobie lata młodości xD
Ha, a ja właśnie, gdy napisałam o denerwujących mnie trójkątach miłosnych miałam na myśli głównie "Igrzyska śmierci"! :D Do dziś nienawidzę Katniss za jej wybór xD
Usuń'Igrzyska śmierci' Katniss wybrała doskonale :)
UsuńDziękuję Aneto za poparcie! :D
UsuńA ja i tak wolę Gale'a :P
UsuńZaczytana Magda tylko jeden był właściwy wybór :)
UsuńHehe, dwie na jedną! ;)
UsuńNie czytałam pierwszej części, ale opis i recenzja brzmią niesamowicie zachęcająco. Fajnie jest czasem zanurzyć się w świat magii :)
OdpowiedzUsuńI nie cierpię trójkątów, bo zazwyczaj są wprowadzone na siłę i kompletnie nierealistyczne :/(Bohaterka opisywana jako przeciętna z miejsca ma dwóch adprstprów, którzy są gotowi się o nią pozabijać...). Ale są książki w których talie wątki zostały opisane ciekawie i wzruszająco, np. seria Diabelskie Maszyny.
Książki młodzieżowe lubię i nie przestanę czytać choć na karku mam już 3 z przodu, dają mi odskocznię od codzienności. "Adeptka" wydaję się ciekawą propozycją pomimo mankamentów (która nie posiada książka), wywiera u czytelnika emocje dzięki którym historia Rachel E. Carter wydaję się pełna magii, miłości, zastanawiamy się jakie przeszkody na drodze Ryiah będą i jakie wybory będzie musiała dokonać. Cóż nie pozostaje nic jak zabrać się za tą serię.
OdpowiedzUsuńTrójkąty w książkach niekiedy mnie denerwując myślę 'on' dodają one smaczku, pikanterii tylko za dużo ich się pojawia w książkach.
Nie czytałam jeszcze pierwszego tomu, ale na pewno kiedyś coś zrobię. Bardzo lubię, gdy w książce jest wątek romantyczny, ale trochę odstrasza mnie trójkąt. Zazwyczaj główna bohaterka wybiera nie tego "ukochanego" którego ja bym chciała. Ciekawe jak będzie w tym przypadku.
OdpowiedzUsuńJa właśnie czekałam na opinie o drugiej części .. bałam się tak zwanej klątwy drugiego tomu. Ale teraz już jestem utwierdzona w decyzji że z pewnością przeczytam i nie ma się czego obawiać ;) Co do trójkątów miłosnych, ja nie mam nic do nich jeśli są naprawdę sprawnie napisane i poprowadzone. Czasem nawet urozmaicają książkę na plus.
OdpowiedzUsuń