czwartek, 20 lutego 2020

Marcin Mortka - "Żółte ślepia"

Autor: Marcin Mortka
Tytuł: Żółte ślepia
Wydawnictwo: Uroboros
Premiera: 26 lutego 2020
Liczba stron: 416 
Ocena: 9/10
Patronat Książkowiru

Opis:

Najnowsza fantastyczno-historyczna powieść Marcina Mortki!
Jest 995 rok. Medvid to potężny, barczysty wojownik, który od zawsze wiernie towarzyszy księciu Bolkowi, próbującemu zjednoczyć kraj pod swoim panowaniem. Medvid doradza księciu, jak okiełznać słowiańskie moce magiczne – jak postępować z żercami, gdzie szukać wilkołaków i wodników, czym przekupić miejscowe wiedźmy i rusałki, jak przepędzić licha, leszych i latawice. Jednak na książęcym dworze coraz więcej do powiedzenia mają niemieccy księża misjonarze. Los Medvida też jest niełatwy, łączy go bowiem tajemna miłość z żoną księcia, węgierską księżniczką Hajną.

Recenzja:

Jest w Polsce kilku pisarzy, po których książki sięgam w ciemno. Jednym z nich jest Marcin Mortka. Dotychczas miałam do czynienia jedynie z kilkoma jego książkami (i to w większości skierowanymi do młodego czytelnika), jednakże nie wątpiłam, że Żółte ślepia mnie zachwycą. Słowiańskie mity i legendy, koloryt średniowiecza – to zdecydowanie moje klimaty, a Medvid... no cóż… Miło się czyta o chłopie, który potrafi zdzielić bestyję, a i w innych czynnościach nie urąga. Ale spokojnie – nie zamierzam pisać jedynie o potężnym młocie tego bohatera – ma on znacznie więcej do zaoferowania! 

– Nie mogę – wychrypiał.
Wiedźma, strojna już tylko w noc, uśmiechnęła się krzywo.
– A więc jednak myślisz o niej.
– Nie, nie o to chodzi. – Medvid wykrzywił głowę i spojrzał na kota, który nadal obserwował ich zza belki. – Ja nie mogę, kiedy... Kiedy on patrzy.

Żółte ślepia to doprawdy fascynująca przygoda, przesiąknięta nie tylko fantastyczno-ludowym klimatem, ale i humorem. Z początku nieco dziwiło mnie, że autor wybrał na broń bohatera akurat młot – zwykle w słowiańskich powieściach postaci dzierżą ostrzejszy rynsztunek. A tutaj psikus, mamy słowiańskiego Thora (zapachniało mitologią bezimiennej Północy), któremu niestraszne topielce, wilkołaki i inne stwory, a knieje i bagniska bliskie sercu. Muszę przyznać, że najbardziej Medvida polubiłam właśnie za miłość i szacunek do lasu oraz swoistą mądrość, którą niekiedy się wykazuje. Nie jest on jednak jedyną postacią, którą polubiłam – jest jeszcze wiedźma Gosława, Goślinka moja, która jednocześnie jest jędzą jakich mało i przeuroczą osóbką, z którą chętnie pomieszałabym w kociołku lub przeleciała się na łopacie piekarskiej (to długa historia). Nie zabrakło również bogobojnego Niemca (ależ mnie on denerwował) i równie upierdliwego skrzata-domownika, i kota (ten akurat był w porządku, koty zawsze są w porządku), i… a, o reszcie przeczytajcie sobie sami, o! 

Puszcza zawsze sprawiała, że mniej przejmował się kłopotami świata ludzi. Wystarczył krótki czas wśród drzew, a dręczące go dylematy stawały się mało istotne, wręcz śmieszne. Czuł wówczas, jak knieja gładzi go po głowie i przytula do serca niczym zawsze cierpliwa matka, obojętna na sprawy grodów, skupiona na swej miłości. 

W Żółtych ślepiach podoba mi się również to, że opis jest bardzo okraszony i – prawdę mówiąc – nic z fabuły nie zdradza. To ten moment, w którym czuję się nieco niezręcznie pisząc cokolwiek bardziej szczegółowego, bo nie chcę popsuć nikomu zabawy z odkrywania fabuły. Powiem jedynie, że humorystyczna powieść miejscami zamienia się mroczną przygodę, a i nie brakuje dramatu. Nieco wszystko ze sobą kontrastuje czasami, ale cieszyły mnie one, bo dzięki temu historia nie szła jednym, żmudnym torem, a stale zaskakiwała mnie i wzbudzała mnóstwo emocji. Warto tutaj również dodać, że Marcin Mortka puszcza wielokrotnie oczko do czytelnika i wplata w powieść nutkę faktycznej historii krajów słowiańskich (m.in. odnośnie narzucania religii) oraz kilka innych, ciekawych nawiązań. 

– Nie wiem, czy będę cię kochał – rzekł szczerze. – Ale chcę.

Żółte ślepia to lektura obowiązkowa dla miłośników słowiańskich klimatów oraz autora. Książka napisana jest w interesujący sposób – od opisów puszczy, po zgrabne dialogi i riposty bohaterów, aż po magiczną narrację we wspomnieniach-snach Medvida. Wśród walk i przygód znalazło się miejsce i na erotyczne ekscesy, które czyta się równie przyjemnie, jak całą resztę. Rewelacyjna lektura, przesiąknięta ludowym bestiariuszem i wierzeniami. Polecam z całego serducha! 

10 komentarzy:

  1. Ja niestety nic Mortki nie czytałam choć znane jest mi to nazwisko. Lubię czasem zaczytać się w słowiańskiej mitologii więc myślę, że byłyby to moje klimaty. Kiedyś ją dorwę 🙂

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam autora, ale recenzja zachęcająca. A słowiańskie klimaty lubię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie miałam jeszcze okazji poznać pióra autora, ale ta recenzja brzmi bardzo zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już lubię gościa, bo jak czytam ma poszanowanie do rodu kociego, a tytułowe ślepia? Ciekawe czy też kocie? Lubię powieści w naszym polskim dawnym klimacie, tym bardziej z dodatkiem rubasznego humoru. Chętnie się skuszę na taka właśnie lekką i przyjemną powieść, mało jest takich pozycji, najczęściej walą w nas apokalipsą lub inną łzawą historią, że aż łeb boli, a tutaj proszę: „knieja gładzi go po głowie i przytula do serca niczym zawsze cierpliwa matka”. Ja też tak chcę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zbieram się i zbieram, żeby go przeczytać. Mitologia słowiańska to moje klimaty, niestety w naszej bibliotece jest tylko Tappi i tłumaczenia. Będę musiała poszukać i pewnie zakupić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie czytałam nic co wyszło spod pióra Marcina Mortki, ale klimat książki mi odpowiada lubię naszą rodzimą mitologie a po 'potężnym młocie tego bohatera' jest już kupiona.:) "Żółte ślepia" będzie idealną lekturą na odpoczynek po dniu pracy, przy której zapoznamy się z naszymi wierzeniami z dodatkiem humoru, pisarz nie da się nawet napić kawy/herbaty ponieważ nie będziemy mogli oderwać się od lektury. Będzie trzeba poszperać w bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
  7. No, tego to ja się nie spodziewałam. Myślałam, że kolejna książka o przygodach jakiegoś moczymordy i rozbójnika, a tutaj taka niespodzianka. Dzięki za recenzję, bo po samym opisie nie zweryfikowałabym swojego odczucia. Teraz z wielką radością po książkę sięgnę, by poczuć klimat średniowiecza i słowiańskich wierzeń.

    OdpowiedzUsuń
  8. Po lekturze "Żniwiarza" motywy mitologii słowiańskiej mnie interesują, dlatego ta powieść dzięki Twojej recenzji wydaje się być ciekawa i w moich klimatach. Autora nie znam, ale tytuł ten przewijał się na fb i ig, dlatego słyszałam o nim, kto wie, recenzja mnie zachęciła,więc jak nadarzy się okazja to chętnie przeczytam 😉

    OdpowiedzUsuń
  9. Heh, tę okładkę akurat na mediach już widziałam, za to o autorze wiem niewiele (żeby nie powiedzieć, że wcale). Cieszę się, że mamy okazję wspierać nowych polskich autorów (najwyraźniej dobrych, wysoka ocena wreszcie na stronie!). Z opisu owionął mnie taki trochę Pilipiuk (czyżby stylowe ksero, ale jednak?). W każdym razie znowu mamy dowód, że warto sięgać po mitologię słowiańską, że i nasza ma coś do powiedzenia światu, a i można nieźle się nią pobawić, wrzucając ją w różne aranżacje. Jestem za Medvidem.
    I rzeczywiście, koty zawsze są w porządku, nooo, te literackie :P

    OdpowiedzUsuń
  10. To właśnie z tych recenzji dowiaduje się jak wiele autorów jest mi nieznanych, i po jak wiele książek nie sięgnęłabym i machneła tylko ręką twierdząc, że to nic ciekawego. I oto moje kolejne odkrycie. Pewnie gdyby nie ta recenzja, nawet nie zawróciła bym sobie głowy przeczytaniem opisu, twierdząc, że to nie moje klimaty. A tu szok, jednak okazuje się, że jest to świetna historia, pełna humoru.
    Sam bohater wydaje się być groźnym wojownikiem, ale dla przyjaciół jest potulnym, sympatycznym wielkoludem (takie ot skojarzenie :P).
    Nie mogę powiedzieć, że jestem miłośniczką słowiańskich klimatów bo nie siegam po nie czesto (jeśli w ogole), ale ta powieść do mnie przemawia i z chęcią sie z nią bliżej poznam :)

    OdpowiedzUsuń