czwartek, 8 lipca 2021

Steinunn Sigurdardóttir - "Kobiety z klasą"

Autor: Steinunn Sigurdardóttir
Tłumaczenie: Jacek Godek
Tytuł: Kobiety z klasą
Wydawnictwo: Mova
Data wydania: 16 czerwca 2021
Liczba stron: 224
Ocena: 2,5/10

Opis:

Słoneczny Paryż kontra wulkany i lodowce Islandii.
Pełna humoru i lodowatej ironii rozprawa o feminizmie i wolności seksualnej.

Maria Hólm, islandzka wulkanolog, która cudem przeżyła wypadek na lodowcu, jest u szczytu kariery. Kiedy wyrusza do Paryża, aby wygłosić wykład, w samolocie poznaje niezwykłą elegancką kobietę. Następnego dnia spotyka ją podczas śniadania w kawiarni. Gemma jest zdeterminowana, chce zrewolucjonizować świat, odebrać władzę mężczyznom i przekazać ją w ręce kobiet. To, co głosi, jest dla Marii kompletnie nowe, podobnie jak nagła fascynacja Gemmą. Kim jest kobieta o dziwnym głosie, jednocześnie chrapliwym i łagodnym? I czego chce od Marii?

Recenzja:

Jeśli tak wygląda powieść jednej z najbardziej cenionych islandzkich pisarek… to chyba z literaturą tego kraju nie będzie mi po drodze. Kobiety z klasą zapowiadały się na interesującą lekturę, z tematami ważnymi, które – jak sądziłam – zostaną przedstawione w naprawdę ciekawy sposób, jednakże… większość wątków ważnych jest nie dość, że żałośnie ukazana to… krzywdząco. Od razu zaznaczę, że nie oceniam tutaj poglądów autorki, niemniej to, w jaki sposób ukazuje niektóre sprawy… pozwólcie, że pozostawię to bez komentarza.

Moja przygoda z tą książką zaczęła się pięknie – wstęp jest cudowny, zasmakować można prawdziwej Islandii, zrozumieć pasję głównej bohaterki. Wręcz cała w skowronkach czytałam więc dalej i im dalej byłam… tym bardziej moim ptaszkom skrzydełka opadły. Nie odmówię autorce talentu, bo styl ma fantastyczny, bardzo intrygujące porównania, sposób prowadzenia narracji – ale treść tej książki to jakaś pomyłka – przynajmniej w większości. Bo nie ukrywam, że kilka fragmentów mi się podobało, acz i tu mogę się przyczepić, gdyż były one stricte depresyjne, a opis zapowiada pełną humoru opowieść. No… jak z dwa razy się uśmiechnęłam, to naprawdę dobry wynik będzie.

„Po co żyć, skoro pustki są większe niż życie… po co… po co… co… do diaska?”

Nie można za to odmówić treści prowokacyjności – ot, choćby temat homoseksualizmu, gdzie główna bohaterka odkrywa seks z kobietą (co nie jest zaskoczeniem, po pierwszych rozdziałach do tego książka prosto zmierza), mocno nakreślony jest też temat feminizmu, w tle gdzieś przeplata się także aborcja. Każdy wie, jak duże kontrowersje takie rzeczy wywołują, a właśnie z tego zdaje się być zbudowana ta książka – i to w bardzo zły sposób. Mam wrażenie, że autorka chciała być prowokacyjna na siłę i napisała tę książkę bez żadnego przygotowania, przez co wiele fragmentów przechodzi ludzkie pojęcie. Powiem otwarcie – feminizm jest tu FANATYCZNY, ba, to chyba obraza nazywać to feminizmem, to nazifeminizm. Przez te durnoty i skrajne myśli, pseudofeministyczne wynaturzenia, nie potrafiłam już docenić ciekawej historii głównej bohaterki czy też – tutaj ładniej – wprowadzonego wątku o ochronie środowiska. Że nie wspomnę o tym, że Islandii, na którą bardzo liczyłam, więcej posmakowałam na trzech pierwszych stronach, niż dalej w treści...

No i co mogę powiedzieć? Kobiety z klasą - o ironio – nie mają wspólnego z klasą niemal nic. Gdyby nie pióro autorki prawdopodobnie nie dobrnęłabym nawet do końca, a nawet teraz – choć zakończyłam książkę zaledwie godzinę temu – niewiele mogę o jej fabule powiedzieć, bo jak wspomniałam wcześniej – wszystko mi te bzdurki wypłukały. Nawet nie wiem, komu mogę tę książkę polecić, bo osobiście jestem straszliwie rozłoszczona na nią. Liczyłam na nowe doświadczenie z istotną problematyką i islandzkimi lodowcami w tle – a dostałam… to. Jeśli jesteście ciekawi – proszę bardzo, ale na własną odpowiedzialność! Nie polecam.

12 komentarzy:

  1. Renata Kozłowska8 lipca 2021 08:41

    Nie będę jej czytać, jakoś to nie moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ałć... szkoda, bo zapowiadało się tak fantastycznie. Mocne charaktery kobiece i temat rzeka, lawina i ocean. I klapa... Zdecydowanie temat, który podjęła autorka przerósł ją. Próby prowokacji? Hm... może nie do końca przemyślane. Feminizm musi być kobietą i mieć w sobie siłę subtelności i kobiecości, musi umieć trochę manipulować i udawać niewiniątko. Zdecydowanie nie może być radykalny i restrykcyjny. A w tej historii było odwrotnie. Dziękuję za recenzję, bo dzięki temu już nie muszę zastanawiać się czy sięgnąć po tę książkę. Wiem, że nie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro są inne o wiele lepsze książki, to tę sobie daruję

    OdpowiedzUsuń
  4. O nie, jednak to nie dla mnie. Już nawet opis, to nie mój klimat. Do tego wasza recenzja, pokazuje, że po co mam marnować czas. Tym razem podziękuję i kategorycznie nie mówię. Dzięki za recenzję

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa okładka oraz opis zapowiadały interesująca lekturę lecz tylko tyle można powiedzieć o książce Steinunn Sigurdardóttir po przeczytaniu recenzji. "Kobiety z klasą" nie znajdą u mnie miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  6. No ja o niej nie słyszała, ale i nie mam zamiaru jej poznawać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sądząc po recenzji nie warto zawracać sobie głowy tą powieścią,która miała z pewnością poruszać ważne tematy ale jednak po drodze autorka nieco się zagalopowała w swoich przemyśleniach. Nie mam zamiary jej czytac.

    OdpowiedzUsuń
  8. Faktycznie, daleko im do kobiet z klasą. Islandia mnie pociąga, ale ta książka zdecydowanie nie. Recenzja całkowicie mnie zadowala i pewnie, gdybym dotarła do powieści i ją przeczytała, to moja opinia byłaby jeszcze bardziej krytyczna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam, zgadzam się w 100%. Książka jest szkodliwa, zakłamuje rzeczywistość i obraża inteligencję czytelnika. Wygląda raczej na złośliwą krytykę feminizmu, seksistowską i homofobiczną, bo mimo lesbijskiej relacji dwóch bohaterek, treści wypowiadane o homoseksualistach są po prostu obrzydliwe. Plus transfobia. W zasadzie mamy tu pełen przegląd wypaczenia lewicowych poglądów. Do tego styl dla mnie był niebywale męczący.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie słyszałam o niej, i chyba nie warto nią sobie głowy zawracać 😉

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobrze, że nic wcześniej o niej nie słyszałam. I bardzo dziękuję za odradzenie, bo teraz wiem, że jej trzeba unikać. Niestety, ale czasem znane, lubiane nazwisko, nie jest gwarancją udanej powieści. O Islandii, chętnie poczytam, ale w zupełnie w innej książce, prasie. Przy takim temacie, fabule, to naprawdę trzeba wiedzieć co i jak pisać. Nie wystarczy mieć sławnego nazwiska i uważać, że wszystko co się napiszę i da czytelnikowi ,on od razu przyjmie i nie skrytykuje. Bardzo bardzo dziękuję za tak szczerą i rzetelną recenzję :) B.B

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem zaskoczona tak nieprzychylną recenzją książki z Islandii rodem. Zazwyczaj spod pióra twórców z tego kraju wychodziły dzieła godne uwagi i zachwytów, dzieła literatury ambitnej i wartościowej. Czyżby Steinunn Sigurdardóttir nie zasłużyła sobie na panteon?
    Muszę przyznać, że to pierwsza (od niepamiętnych czasów) nieprzychylna recenzja, która zachęciła mnie do spotkania z książką. Muszę sprawdzić, czy "Kobiety z klasą" coś tej klasy mają.
    Aleksandra Miczek

    OdpowiedzUsuń