Autor: Licia Troisi
Tytuł: Miecze Buntowników
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Data wydania: 2014
Ilość stron: 368
Ocena: 8/10
Opis:
Kontynuacja przygód Talithy, córki hrabiego Królestwa Lata, i losów Nashiry – mitycznego świata, któremu – według przepowiedni – grozi zagłada.
We wszystkich czterech królestwach Nashiry wybuchają bunty niewolników, których nie jest w stanie stłumić wojsko dowodzone przez ojca Talithy, okrutnego hrabiego Megassę. W tym czasie Talitha wraz z Saiphem, swoim niewolnikiem i zarazem przyjacielem, odnajduje mężczyznę o imieniu Verba, który wie, jak uchronić Nashirę przed zagładą. Ale Verba jest obojętny na los Nashiry i ucieka w kierunku nieznanych ziem, podczas gdy Talitha i Saiph walczą u boku buntowników w wojnie, która z dnia na dzień staje się coraz bardziej krwawa. Wkrótce Talitha będzie musiała dokonać niezwykle trudnego wyboru: szukać Verby czy walczyć u boku rebeliantów, stając w szranki ze swoją rasą i przeszłością.
Recenzja:
W niedawnej recenzji pierwszego tomu Królestw Nashiry wspominałam o tym, że bardzo podziwiam Licię Troisi, a w jej teksty zapatruję się jak w tęczę. Nie zamierzam ponownie roztrząsać się nad jej twórczością, poza tym samo tempo zorganizowania przeze mnie drugiego tomu przygód Talithy mówi o wartości jej pióra, prawda? W Miecze Buntowników wdrążyłam się od razu po dopadnięciu ich w bibliotece i nim obejrzałam się, po raz wtóry wniknęłam w świat Nashiry, omal nie wpadając pod autobus na Targu Rakowym w Gdańsku.
Taka jest wojna - te słowa wielokrotnie przewijają się w powieści, której strony wręcz ociekają krwią zarówno nikczemnych postaci, jak i tych niewinnie zamordowanych. Powstania Femtydów, motyw przewodni tego tomu, zaczynają się wymykać spod kontroli. Stopniowo pragnienie wolności przemienia się w czystą rządzę śmierci, a sami niewolnicy nie widzą, że zamieniają się w osoby, których tak bardzo nienawidzą - swoich właścicieli i oprawców, Talarytów. Zaślepiona ideą wolności Talitha (choć nie bez przeszkód) dołącza do buntowników. Przesiąknięta emocjami związanymi z walką i przelewaną krwią porzuca zadanie powierzone przez siostrę - uratowanie Nashiry przed niechybną katastrofą.
Wojna między buntownikami a Talarytami nie skończy się wraz z tą bitwą i zawsze znajdziesz pretekst, żeby im pomóc. A ty nie zrobisz tego tylko z tego powodu, prawda? To walka sama w sobie cię wzywa.
W Mieczach Buntowników zachowanie Talithy i jej sposób postrzegania rzeczywistości diametralnie się zmieniają. Niestety, według mnie na gorsze. Dziewczyna zbyt często zaczyna ulegać emocjom (między innymi pierwszemu zauroczeniu), a większość jest decyzji jest... niewłaściwa i wręcz woła o pomstę do nieba. Masz babo placek! - bez wątpienia powiecie, bo w recenzji pierwszego tomu narzekałam na to, że Talitha jest zbyt słabym indywiduum, jednakże nie pragnęłam nierozsądnej (aczkolwiek niczego sobie) osobowości, całej upapranej we krwi i... porzucającej własnego przyjaciela. Bowiem Talitha zrzuca zadanie ratowania Nashiry na barki najbliższej sobie osoby, Saipha, by sama móc tańczyć w walce.
- Tak, jesteś innym człowiekiem. Talitha, którą znałem, nigdy nie wypowiedziałaby takich słów. Mówisz, że mordowanie uczyniło Cię lepszą - czy ty słyszysz sama siebie? Pamiętasz, co czułaś, gdy na początku naszej wędrówki zabiłaś żołnierza? Choćbyś nie wiem jak zaprzeczała, ciągle jesteś tamtą dziewczyną, a negowanie tej części siebie nie wyjdzie ci na dobre. Bardzo dobrze Cię znam, od dziesięciu lat jestem u Twego boku.
- Może wszystkie te lata nie były dla Ciebie wystarczające.
Myślę, że właśnie drażniące zachowanie głównej bohaterki jest największym minusem Mieczy Buntowników. Pozostałe motywy zawarte w powieści zostały rozwinięte na szóstkę z plusem. Przedstawienie drugiego dna wojny, gdzie znaczenie tracą wszelakie wartości w życiu, jest zarówno druzgocące, jak i pokrzepiające - niektórzy budzą się z amoku bezsensownych egzekucji. Rosnący w siłę przeciwnicy, ich krwawe intrygi i głód władzy, budzą w czytelniku niepokój, ale i ekscytację. Mnóstwo walk, ścierających się o siebie mieczy, łez i krwi - to wszystko napędza akcję i przez te aspekty nie sposób wziąć z książką rozbrat.
Dodatkowymi atutami powieści Licii Troisi, jak i w poprzednim tomie, są niesamowite opisy natury i świata Nashiry - zupełnie nowej Nashiry. Na kartach powieści spotykamy znacznie więcej osobliwych stworzeń, poznajemy także inne, stare i nieznane cywilizacje tego świata, a także zupełnie nowe panoramy - m.in. Zakazanego Lasu i Miejsca Bez Nazwy. Poznajemy także bliżej postać Saipha i bez wahania mogę powiedzieć, że to on jest moim ulubionym bohaterem tej serii - niestrudzony, rozsądny i wyjątkowo poczciwy...
- Życie bez wiedzy jest półżyciem - odpowiedział Saiph. - Jeśli nie wiesz, nie możesz zrozumieć, a jeśli nie rozumiesz, to jaki cel ma życie?
Ciekawostką jest także to, że częściowa historia Nashiry, pokrywa się z początkami naszej rodzimej Ziemi. Licia Trosi częściowo wykorzystała w swojej powieści zniszczenie świata przez ogień wielkiego ciała niebieskiego (przypomina mi to o biednych dinozaurach, jakkolwiek zabawnie to brzmi), a także późniejsze odradzanie się nowych cywilizacji oparte o przyśpieszoną teorię Darwina. W sumie, czemuż się dziwić? Autorka jest astrofizykiem!
Miecze Buntowników, tak jak i ich wcześniejszy tom, polecam przede wszystkim miłośnikom fantasy. Drugi tom Królestw Nashiry jest znacznie bardziej rozbudowany i przez to jeszcze łatwiej w nim zostać uwięzionym na długie godziny, a nawet tygodnie, miesiące i lata - moje serce i umysł już należą do tej trylogii i za nic w świecie się od niej nie uwolnią. Zresztą, nawet nie chciałabym wolności bez Nashiry. ;)
Teraz pozostaje tylko czekać na trzeci tom!
Czytałam oba tomy i muszę przyznać, że ta seriaj jest naprawdę przyjemna :) Fajnie się czyta :D
OdpowiedzUsuńMam te serię w planach:) Ciekawa recenzja!
OdpowiedzUsuńP.S. Jej, ten nagłówek to cudeńko:)
Raczej nie dla mnie ta seria
OdpowiedzUsuń