Autor: Amy Daws
Tytuł: Na co czekasz, kochanie?
Wydawnictwo: Editio Red [współpraca reklamowa]
Data wydania: 2024
Ilość stron: 296
Ocena: ???
Opis:
Rudowłosa Kate Smith żyła z pisania bardzo nieprzyzwoitych, ociekających seksem powieści, które cieszyły się wielką popularnością. Niestety, czasami Kate brakowało natchnienia. Tym razem twórcza blokada dopadła ją przy pisaniu ostatniej części bestsellerowego cyklu. Wena niespodziewanie wróciła w nietypowej scenerii, bo w warsztacie samochodowym, a dokładniej, gdy Kate trafiła do poczekalni dla klientów, porządnie zaopatrzonej w wyborną kawę i pyszne ciastka. Nigdy wcześniej słowa powieści nie spływały z klawiatury równie łatwo! I to przesądziło sprawę. Od tego momentu Kate była stałą bywalczynią poczekalni. Tylko po to, aby spędzać tam długie godziny na piciu kawy i... pisaniu.
Jej rude loki zwróciły w końcu uwagę pewnego przystojnego twardziela. Miles Hudson był mechanikiem, a oprócz tego czarującym mężczyzną. Zaintrygowany, zamiast wszcząć alarm, ukradkiem obserwował kobietę, która dzień w dzień przesiadywała z laptopem w poczekalni. A kiedy przypadkowo zderzyła się z nim w przejściu, nie pozostało nic innego, jak zawrzeć znajomość. Po kilku dniach Kate poprosiła Milesa o pomoc w pewnych badaniach, które chciała przeprowadzić na potrzeby swojej najnowszej książki.
Wkrótce rola pomocnego przyjaciela przestała Milesowi wystarczać. Zapragnął, aby to, co Kate opisywała w swoich powieściach, przydarzyło się naprawdę. Nie przewidział tylko, dokąd to cudowne szaleństwo może ich zaprowadzić...
...ale miłość to dzika bestia, nie da się jej kontrolować!
Recenzja:
Mam mega mieszane uczucia i myśli odnośnie tej książki. Bo z jednej strony to naprawdę lekko napisana pozycja, którą całkiem dobrze się czyta, bo pod kątem językowym i sprawności posługiwania się warsztatem literackim jest naprawdę nieźle. Z drugiej strony mamy jednak mnóstwo scen, które powodowały u mnie sporo zażenowania - część z nich możecie znaleźć na naszych social mediach, bo wprost serwowałam tam dla Was odpowiednio wyszukane fragmenty.
Tłumaczę więc sobie, że nie jestem w stanie obiektywnie ocenić tej powieści. Fanki erotyków być może pochłoną bez mrugnięcia okiem, a ja - chociaż szybko tę pozycję przeczytałam, nie nudziłam się przy niej - nie byłam do końca w stanie zrozumieć pewnych scen - i pewnych zachowań głównej bohaterki.
Ale do brzegu - opowiem Wam chwilkę o fabule.
Kate ma wrażenie, że jej imię jest bezsensowne, więc gdy w końcu przedstawia się facetowi - Milesowi, mechanikowi - w poczekalni sklepu z oponami, podaje swoje wymyślone imię - Mercedes - bo to właśnie jako Marcedes zaczęła publikować swoje własne książki, gdyż - jak sama Kate to nazywa - zarabia na życie pisząc porno (a ja dodam tylko tyle, że najwidoczniej jej ulubione scenariusze to te analne, bo kilka razy było podkreślone, że jest to obowiązkowy punkt każdego jej tekstu).
Co Kate robi w sklepie z oponami? Otóż pisze. Stwierdziła, że tam bierze ją największe natchnienie - i postanowiła, że będzie raczyć się darmową kawą i ciastkami, a może nikt nie zauważy, że już dobre kilka dni z rzędu tam przesiaduje, chociaż nie jest klientką.
Nasza główna bohaterka jest w momencie, w którym zerwała już ze swoim chłopakiem - ale plot twist jest taki, że dalej mieszkają razem (nie jest to wielki spojler, dowiadujemy się tego na samym początku), więc gdy Miles bardziej rzuca się jej w oko, postanawia na start trochę pościemniać, bo po prostu liczy na dobrą zabawę, gdyż teksty, które właśnie pisze, bardzo ją podniecają i chciałaby coś z tym faktem zrobić...
Na tym zakończę, bo książka w sumie liczy sobie trzysta stron, lepiej samemu dowiedzieć się reszty, jeśli się ma ochotę. I jakkolwiek naiwnie nie brzmi momentami to, co Wam wyżej przedstawiłam w takim zarysie akcji, tak mam wrażenie, że Marcedes nawet całkiem da się lubić - a jeszcze bardziej da się lubić Milesa.
Tyle, że pojawia się tu mnóstwo scen seksu - nic dziwnego, skoro to erotyk - i nawet nie mrugnęłabym na nie oczami, gdyby tłumacz ewidentnie nie zepsuł pewnych rzeczy - bo twierdzenie, że ma się WIELGACHNEGO kutasa czy też, że RAJCUJĄCO się wygląda, to nie są zwykle rzeczy, które widuje się w tego typu scenach - zwykle używane słownictwo jednak nie odbiega za bardzo od tego, które jest bardziej powszechne i częściej spotykane. Więc na deser, niczym wisienka na torcie, wyskoczę Wam z pomysłu "młócić się" w ramach synonimu na "uprawiać seks" - czy jakkolwiek inaczej byście to nie nazwali.
Więc mam dalej zagwozdkę, czy ta książka mi się podobała i ją polecam, czy jednak nie. Biorąc pod uwagę lekkość sposobu napisania i tego, że naprawdę jest kilka spoko momentów, skłaniałabym się do "dajcie temu szansę", ale miejcie pod uwagę, że to jednak erotyk - z czasem dosyć prostym humorem i infantylnymi scenami - z posypką z dziwnych określeń prosto od tłumacza.
Pomysł na tę książkę wydaje mi się całkiem spoko, momentami za bardzo był nacisk na seks, zamiast na poczucie chemii między bohaterami i lepsze rozpisanie ich pod kątem psychologicznym, ale mimo wszystko wychodzę z założenia, że da się przy "Na co czekasz, kochanie?" dobrze bawić.
Dobrze przy czytaniu "Na co czekasz, kochanie?" bawi się jednak przy jednym zastrzeżeniu: że ma się na uwadze wszystkie te minusy, o których wspomniałam wyżej - i że już na tę chwilę nie budzą one u Was wstrętu, odrazy czy też awersji.
Podsumowując: nie wiem czy będę w ogóle wiedzieć, jaką notę dać, bo minęło już kilka godzin od przeczytania, a ja dalej jestem w tej kwestii w stanie zawieszenia, ale jeśli macie ochotę - nie bójcie się sięgnąć i się przekonać, czy "Na co czekasz, kochanie?" jest dla Was odpowiednią lekturą i czy się Wam spodoba!
czytałyśmy w tym samym czasie :D i się świetnie na tym bawiła. nie przepadam za erotykami, większość scen bym wyrzuciła, bo były zupełnie po nic. Za to strasznie podobała mi się ich wymiana zdań, sarkazm i porównania. Czasami śmiałam się jak głupia. Więc nie mówię, że to wybitna lektura, ale idealny odmóżdżacz na raz :D
OdpowiedzUsuńTo już chyba nie dla mnie 🙈🙈 nie planuje jej czytać, a opinia świetna i szczera.
OdpowiedzUsuńJa lubię erotyki a "Na co czekasz, kochanie?" może być przyjemną lekturą pomimo tych zgrzytów czy języka. To recenzowaną książkę wpisze sobie na listę może kiedyś przeczytam. To taka lektura na odmóżdżenie, można dobrze bawić się podczas czytania jej.
OdpowiedzUsuńCiekawy zarys sytuacyjny, a reszta... Mocno odmienna. Nie dziwię się więc, że nie wiadomo, jak odnieść się do tej pozycji. Ja nie jestem fanką erotyków, więc się w ogóle nie odniosę 😝
OdpowiedzUsuń