sobota, 19 lipca 2025

Suzanne Collins - "Wschód słońca w dniu dożynek"

Autor: Suzanne Collins

Tytuł: Wschód słońca w dniu dożynek

Wydawnictwo: Must Read [współpraca reklamowa z Audioteka]

Data wydania: 2025

Ilość stron: 432

Ocena: 8/10


Opis:

Piąty tom cyklu „Igrzyska śmierci”

Skoro masz stracić wszystko, co kochasz, po co jeszcze walczyć?

W dzień dożynek mieszkańcy Panem budzą się zdjęci strachem. W tym roku, z okazji drugiego Ćwierćwiecza Poskromienia, dwukrotnie więcej trybutów trafi na arenę.

Haymitch Abernathy z Dwunastego Dystryktu woli nie zastanawiać się nad tym, co przyniesie los. Chce tylko przebrnąć przez ten dzień i spotkać się dziewczyną, którą kocha.

Gdy słyszy swoje nazwisko, czuje, że jego przyszłość legła w gruzach. Musi zostawić bliskich i jechać do Kapitolu w towarzystwie trójki innych trybutów z Dwunastki: przyjaciółki, która jest jak młodsza siostra, kompulsywnego analityka i największej snobki w mieście.

Haymitch od samego początku wie, że przeznaczono go do odstrzału, lecz coś pcha go do walki... Pragnie tylko jednego: by jej skutki odbiły się echem daleko poza zabójczą areną.

 

Recenzja:

Okej, powiem tylko tyle, że długo się zabierałam za papierową wersję (odkąd książka została wydana w marcu), a ostatecznie wzięłam się za audiobook - no bo czyta Filip Kosior, więc chyba jestem w pełni usprawiedliwiona, prawda? Jeden z najlepszych polskich męskich głosów... Cóż, dzięki niemu "Wschód słońca w dniu dożynek" był jeszcze bardziej magiczny: a wciągnęła mnie ta historia tak, że przesłuchałam te trochę ponad jedenaście godzin w dwa dni!

Swoją drogą, historia Haymitcha dodaje tu taki smaczek do opowieści o Katniss - bo okazuje się, że ojciec Katniss był przyjacielem Haymitcha z czasów dziecięco-nastoletnich, więc można powiedzieć, że być może dlatego robił też on wszystko, aby ona przeżyła.

No, mniejsza. Przejdźmy jednak stricte do opowieści o Haymitchu! To nie jest odgrzewany kotlet - bo chociaż wiemy na start, że on musi wygrać, skoro był we wcześniejszych tomach mentorem z dwunastego dystryktu, to jednak tutaj poznajemy jakby kwestię tego, jakim cudem w ogóle trafił on na arenę, jak przeżył i co robił, żeby zepsuć głodowe igrzyska, za co później dostał bardzo wyraźną karę.

To nie tak, że Haymitch od początku był alkoholikiem, który nie miał nic do stracenia i któremu brakowało bliskich osób. Można powiedzieć, że kiedyś było wręcz przeciwnie: a my dowiadujemy się, co doprowadziło do jego upadku.

We "Wschód słońca w dniu dożynek" dowiadujemy się także dużo więcej szczegółów związanych z tym, jak głodowe igrzyska działają zza kulis. To nie jest tylko opowieść stworzona przez Suzanne Coliins, która ma po prostu podbić jej stan portfela - miało być to uzupełnienie uniwersum z jeszcze innej strony. I oprócz poznania szczegółów związanych z życiem "przed" i "po" wygranej przez Haymitcha, dostajemy także mnóstwo ciekawostek z Kapitolu. 

Jeśli jeszcze dołożymy do tego wcześniejszy tom, o Snowie, który tutaj też oczywiście ma swoją (dużą) rolę, to tym bardziej odnosi czytelnik wrażenie, jakby autorka wszystko sobie dokładnie wykalkulowała i stworzyła to tak, żeby te opowieści się uzupełniały i wzajemnie się przez siebie przenikały.

Trudno mi w tym momencie powiedzieć, który tom Igrzysk Śmierci jest moim ulubionym - bo każdy z nich ma "to coś". Jak wspomniałam też wyżej - Filip Kosior sprawił, że "Wschód słońca w dniu dożynek" w tym momencie kojarzy mi się wręcz magicznie, bo odczuwałam każdą emocję, którą przekazywał lektor swoim cudownym głosem, ale i oryginalna trylogia mocno zapadła w moją pamięć i moje serce.

Suzanne Collins w tym momencie jest klasą samą w sobie, tworzy pewien poziom: i mam wrażenie, że każda jej książka jest nie tylko przemyślana, ale także dobrze napisana. Jestem ciekawa czy napisałaby coś jeszcze, na przykład z perspektywy kolejnych pokoleń, jak Katniss byłaby już dużo starsza? 

Jestem szczęśliwa, że udało mi się w końcu zapoznać z treścią tej konkretnej historii. Myślę sobie, że powinnam już po ten tytuł sięgnąć bliżej premiery, w marcu, ale ostatecznie dobrze, że w ogóle go nie pominęłam. Czasem mam wrażenie, że wychodzi za dużo książek i trudno czasem w pełni skupić się na wszystkich interesujących nas tytułach...

Podsumowując: "Wschód słońca w dniu dożynek" bardzo polecam, a już szczególnie w wersji audio! 

1 komentarz:

  1. Pamiętam jak pochłonęłam tę serię 🖤 a ta będę musiała nadrobić

    OdpowiedzUsuń