Autor: Rebecca Yarros
Tytuł: Ostatni list
Wydawnictwo: Filia [współpraca reklamowa z Woblink]
Data wydania: 2023
Ilość stron: 544
Ocena: 8,5/10
Opis:
Beckett, jeśli to czytasz, cóż… wiesz, jak to jest z listami
pożegnalnymi. Przeżyłeś. Ja nie. Jednak daj sobie spokój z wyrzutami sumienia,
bo wiem, że gdyby istniała jakakolwiek szansa na to, abyś mnie uratował, na
pewno byś to zrobił.
I jeszcze jedno – nie wiesz o poważnym problemie, który
wyniszcza jej rodzinę. Ella będzie potrzebowała pomocy.
Ryan
Recenzja:
Wow. Ta książka rozwaliła mnie na małe kawałki, strzaskała moje serce, rozjechała mnie niczym walec... a ja chciałabym więcej. Powiedziałabym, że to bardziej obyczajówka z wątkami miłosnymi, ale jest tak uderzająca pod kątem emocjonalnym, że potrzeba wielu chusteczek i wielu chwil na przemyślenia, by się po lekturze "Ostatni list" pozbierać.
Rebecca Yarros to postać, którą chyba teraz każdy już kojarzy - jeśli nie z jej romansów (z często występującym motywem żołnierza lub jakiegoś innego zawodu, którego celem jest ratowanie ludzkiego życia), to właśnie z serii o smokach, która robi furorę i podbija serca czytelników na całym świecie. Totalnie rozumiem zachwyt nad tą pisarką - bo ja sama uwielbiam historię Violet, ale myślę sobie, że w innym obliczu: tym, gdzie w historii nie ma miejsca na magię i fantastyczne istoty - Rebecca Yarros także się genialnie odnajduje.
Już sam opis pewnie Wami wstrząsnął - ale opowiem to po swojemu. Ryan był żołnierzem - można powiedzieć, że agentem od misji specjalnych, który już powoli na stałe chciał wrócić do swojego domu: do swojej siostry i dwójki bliźniąt, które dziewczyna samotnie wychowuje (bo ojciec dzieci zostawił ją, gdy tylko zaszła w ciążę). Tyle, że Ryan nie zdołał wrócić. Spotkała go okrutna śmierć z ręki nieprzyjaciela - a tym, kto jedzie do Telluride - czyli mieściny, w którym Elle wychowuje swoje dzieci i prowadzi wynajem domków - jest Beckett, najlepszy przyjaciel Ryana, z którym ten służył w wojsku.
Elle tak naprawdę zna Becketta - ale jako Chaosa - z listów, które wymieniali, gdy Beckett nie mógł zdradzić swojego prawdziwego imienia. To zresztą Ryan kazał siostrze, żeby trochę wsparła jego przyjaciela, który nie ma żadnej rodziny i któremu przyda się trochę dobrych słów i troski. Teraz jednak Elle myśli, że Chaos zginął tak samo, jak Ryan - a Beckett nie wyprowadza jej z błędu, bo wie, że gdyby przyznał się, że to właśnie on, Elle nie dałaby sobie pomóc: a ona i jej dzieci teraz bardzo potrzebują wsparcia i kogoś, kto będzie czuwał nad ich dobrostanem.
Jeśli myślicie, że dla Elle śmierć brata była największym ciosem... Cóż, okazuje się, że los bywa przewrotny i planuje dla niej piekło gorsze niż śmierć brata. Nie będę jednak zdradzała, co to oznacza - podkreślę tylko w tym wszystkim rolę Becketta, który dzięki swojemu zachowaniu w moim mniemaniu stał się jednym z tych bohaterów, których można byłoby ożywić i których chciałoby się widzieć przy boku najbliższych nam osób (nie powiem, że przy boku nas samych - bo ja mam męża i pewnie wiele z czytelników tej recenzji też ma partnera lub partnerkę).
"Ostatni list" to rollercoaster emocjonalny - są i chwile szczęścia, i smutku. Autorka okazała się mistrzynią w opisywaniu rzeczy trudnych i bolesnych w taki sposób, żeby było to realne, ale żeby istota miłości i nadziei, a także potęgi rodziny, grały tu kluczową rolę.
Zakończenie można powiedzieć, że jest słodko-gorzkie. Nie do końca tego się spodziewałam w tym wszystkim, ale jak tak wezmę pod uwagę całokształt "Ostatni list" i tego co się działo w tej historii, to nie wyobrażam sobie także, że Rebecca Yarros mogłaby zaproponować cokolwiek innego, bo to nie byłoby w stylu pewnie ani jej, ani tej opowieści.
W tej książce dużo się dzieje, ale to nie ilość wydarzeń jest najważniejsza, ale jakość relacji i podkreślenie tego, że czasem wystarczy po prostu złe rzeczy dzieją się dobrym ludziom - i pewnych rzeczy nie da się przewidzieć, nie da się ich także uniknąć. Mam jednak wrażenie, jakby "Ostatni list" był taką próbą udowodnienia, że ludzie są jak feniksy i mają możliwość do tego, aby powstać z popiołów, jeśli tylko tego chcą: i jak mają wokół odpowiednie wsparcie.
Mam ochotę na więcej tytułów od tej autorki. Przyjmuje jej twórczość dosłownie w każdej wersji, bo jest naprawdę genialna. Chyba nie dałam jej książkom mniej niż siedem lub osiem gwiazdek - bo każda powieść spod ręki tej utalentowanej kobiety na mnie działa i mnie zachwyca.
Jeśli jeszcze nie czytaliście opowieści o Elle i jej najbliższych - serdecznie polecam. Od razu dodam jednak, że bardzo cieszę się, że czytałam tę pozycję w e-booku na platformie Woblink, a nie w papierze, bo byłoby wiele zalanych łzami stron i rozmazanego tuszu.
To najbardziej emocjonalna książka, jaką czytałam w tym roku, a jednocześnie jedna z tych, które dosłownie trzeba przeczytać. Bardzo gorąco polecam!
Mam ją na półce, więc kiedyś przeczytam 🖤
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś uda się nadrobić. Zapisuję tytuł 😊
OdpowiedzUsuń