wtorek, 23 września 2025

Sandy Barker - "Match me if you can. The Ever After Agency. Tom 1"

Autor: Sandy Barker

Tytuł: Match me if you can

Wydawnictwo: Labreto [współpraca reklamowa]

LINK DO LEGIMI

Data wydania: 2025

Ilość stron: 480

Ocena: 8/10


Opis:

Fikcyjne małżeństwo to świetny plan – dopóki nie zakochasz się naprawdę.

Poppy porzuca Tasmanię dla pracy w londyńskiej agencji matrymonialnej EverAfter i od razu trafia na sprawę z kategorii „romantyczne pole minowe”. Tristan ma 40 dni, by się ożenić i odziedziczyć rodzinną fortunę. On chce fikcyjnego ślubu, Poppy ma dostarczyć kandydatki. Problem? Najlepszą opcją okazuje się… ona sama!

Między greckim słońcem, a szkocką mgłą, rodzi się uczucie, które nie mieści się w agencyjnym regulaminie. A w tle ktoś próbuje pogrążyć agencję EverAfter złośliwym blogiem.

Z humorem jak z To właśnie miłość i tempem jak z Emily w Paryżu, to opowieść o tym, że czasem najłatwiej znaleźć miłość tam, gdzie pracujesz.


Recenzja:

Urocza komedia romantyczna to było coś, czego bez wątpienia potrzebowałam, a tym bardziej, jeśli chodzi o dobrze napisaną komedię romantyczną, w której jestem w stanie polubić jej bohaterów, ale także nie ma przytłaczającej liczby scen erotycznych (bo właściwie można powiedzieć, że jeśli o to chodzi, trochę wieje pustkami - co dla mnie jest bardzo miłą odmianą).

Poppy od kilku lat pracuje w agencji matrymonialnej. I chociaż z wykształcenia jest psychologiem, korzysta ze swoich umiejętności do tego, aby łączyć ludzi w szczęśliwe pary. EverAfter ma niezwykle wysoką skuteczność, mimo że nie każdy może stać się jej klientem - a oni sami nie prowadzą żadnego marketingu, nie licząc tego szeptanego (polecajki innych osób).

Tym razem Poppy trafił się klient, który musi wziąć ślub w ciągu czterdziestu dni, bo zgodnie z testamentem dziadka, Tristan inaczej nie dostanie mnóstwa pieniędzy - a chociaż mężczyzna całkiem dobrze radzi sobie samodzielnie, wie, że byłby w stanie wykorzystać te finanse w taki sposób, aby zabezpieczyć przyszłość swojej rodziny, nie tylko swoją.

Wszystko byłoby fajne i piękne, gdyby nie to, że od samego początku Poppy wpada Tristanowi w oko - a on jej także, mimo że stara się zachować profesjonalizm i się nie angażować. Między nimi od samego początku pojawia się magnetyczne przyciąganie, ale realizowane jest na chęci poznawania się, gdyż Poppy zrobi wszystko, żeby osiągnąć cel: znaleźć Tristanowi żonę i nie wylecieć przy tym z pracy. Tylko czy szukanie żony dla faceta jest możliwe, jak w jego głowie są myśli o kimś zupełnie innym, kto nie powinien być nawet brany w tym równaniu pod uwagę?

"Match me if you can" to przede wszystkim zbiór przygód Poppy i Tristana związanych z poszukiwaniem żony. Nie liczcie na to, że w międzyczasie bohaterowie się spotykają czy okazjonalnie wyskakują ze sobą do łóżka na szybki numerek. To swego rodzaju orzeźwienie - bo najwidoczniej da się jeszcze pisać książki, w tym przede wszystkim komedie romantyczne - gdzie sceny seksu nie grają pierwszej roli i właściwie może ich nie być, bo w żaden sposób nie wpływa to na fabułę.

Dlatego ja tak bardzo wierzę w to, że coś mogło się między bohaterami pojawić - bo zamiast dwuznacznych żartów i próby sprowadzenia wszystkiego do kwestii pożądania, mamy długie rozmowy, spacery i wspólny cel: nawet, jeśli jest nim znalezienie dla naszego głównego bohatera innej kandydatki niż ta, która stoi tuż obok niego i wspiera go w tej misji na każdym kroku.

Wydawać by się mogło, że już sama fabuła jest na plus, ale lekki sposób pisania Sandy Barker dodatkowo to uatrakcyjnia. Dlatego też uważam, że to jest jedna z moich ulubionych książek tego roku - bo może nie jest to najulubieńszy tytuł, ale stoi naprawdę wysoko w rankingu, a patrząc na to, że staram się czytać bardzo dużo, to definitywnie coś znaczy - albo znaczyć powinno dla Was, jako moich odbiorców. Ideą Książkowiru jest dzielenie się moimi subiektywnymi odczuciami, ale w sposób na tyle szczery, abyście wiedzieli, na co się piszecie. W przypadku "Match me if you can piszecie się po prostu na dobrą opowieść, która potrafi poruszyć serce niejednego czytelnika.

Zakończenie czytelnika nie zawodzi, chociaż bez wątpienia gdyby się pojawiło jeszcze kilka stron, to też bym je wzrokiem pożarła. Uwielbiam to, jak do tematu postanowiła podejść Sandy Barker, aby stworzyć swoją własną wersję happy endu - mimo ciemnych chmur krążących nad bohaterami.

Piękne wydanie to kolejny plus, o którym można napisać wprost. Sama okładka robi wrażenie: chyba się ze mną sami zgodzicie, prawda? Z tego co widzę, w serii będzie jeszcze kilka tomów - i jeśli w Polsce wydadzą oryginalne okładki, warto będzie kolekcjonować ten cykl na swojej półce. Dodam, że oczywiście bohaterowie w każdej części będą się różnić: motywem będzie tylko agencja matrymonialna.

Fajne jest także to, że książkę można czytać na Legimi, słuchać na Legimi (i jest ta cudowna lektorka, która jest jedną z moich ulubionych głosów w Polsce!). Jeśli tylko macie ochotę, możecie dosłownie wybrać dowolny format i pozwolić sobie na to, żeby zakochać się w historii Poppy i Tristana - która nie jest usłana rożami, za to bez wątpienia pokazuje, że czasem przy bliższym poznaniu człowiek jest w stanie zyskać kilka dodatkowych punktów: i że nie trzeba włączać od razu strefy fizycznej, żeby się w kimś zakochać.

Podsumowując: miło trafić na perełkę w książkowym świecie. Polecam i będę polecać dalej, bo o takich tytułach warto wspominać na bookmediach. Mam nadzieję, że Was zachęciłam - i że macie tę książkę w planach. Zdradźcie jednak, czy wolelibyście ją poznać w papierze, w wersji audio, czy raczej w e-booku?

1 komentarz: