czwartek, 3 czerwca 2021

Anne Malcom - "Doyenne"

Autor: Anne Malcom

Tytuł: Doyenne 

Wydawnictwo: Papierówka

Data wydania: 2021

Ilość stron: 328

Ocena: 5,5/10

Opis:

Nie wiem, jak to jest czuć, doświadczać bólu. Odebrano mi tę zdolność w młodości i uważam to za dar. Uczucia przeszkadzają, kiedy zdobywa się władzę i buduje imperium.
Miałam i jedno, i drugie, lecz jeden moment w ciemnej uliczce zmienił wszystko. To, co gromadziłam przez dekadę, w sekundę zostało mi odebrane.

Silna kobieta u władzy i ochroniarz, który uważa, że jego słowo stanowi prawo – wybuchowa mieszanka!

Recenzja:

Piękna okładka, a do tego opis, który przywołuje we mnie raczej pozytywne zaciekawienie - tyle, że w moich oczach dosyć szybko okazuje się to szopką, bo już po pierwszych stronach wiedziałam, że z "Doyenne" będzie mi trochę nie po drodze - ja lubię silnych bohaterów, ale nie znoszę zimnych suk, a do tego: braku umiejętności przekazywania emocji. Oczywiście trochę później było ciut lepiej, natomiast nie potrafiłam się pozbyć z głowy tego pierwszego wrażenia czytelniczego - które towarzyszyło mi już do końca lektury - i które ostrzegało, że ta książka bywa jednak momentami niedopracowana. W ostatecznym rozrachunku dałam tej pozycji pięć i pół punktu na dziesięć - a po szczegóły zapraszam do dalszej części recenzji.

Charlotte, główna bohaterka, jest zimną suką, która nie pozwala sobie na zbyt dużo emocji, tylko wie, że rozsądek i logika są najważniejsze. W końcu gdyby nie to, że zachowuje się tak, a nie inaczej, nie osiągnęłaby takiego spektakularnego sukcesu. A bez wątpienia - teraz jest wielką szychą. Tyle, że okazuje się, że w międzyczasie ktoś zaczął polować na jej życie. A kiedy już Charlotte myśli, że to koniec - pojawia się ktoś, kto ratuje ją z opresji, zabijając przeciwnika. 

Charlotte nie jest w stanie myśleć o nikim innym niż o facecie, który ją uratował. Ale kobieta zamiast roztrząsać się na temat tego, że ktoś prawie poderżnął jej gardło, zaczyna skupiać się na tym, co robi zawsze - i stara się kontrolować najmniejszy aspekt swojego życia. Przynajmniej do czasu, kiedy po raz kolejny ktoś próbuje ją zabić... Na szczęście tajemniczy mężczyzna, który uratował ją także za pierwszym razem, w pewien sposób czuwa na Charlotte, ale jakoś nie do końca chce zostać jej oficjalnym, opłacalnym ochroniarzem. A nie wiadomo, ile zamachów na życie bohaterki jeszcze się pojawi... Jak to się skończy? Tego dowiecie się tylko z lektury "Doyenne"!

Pomysł na fabułę był - i to z ogromnym potencjałem, ale jakoś w moich oczach nie do końca dobrze zostało to zrealizowane. Głównie dlatego, że praktycznie od samego początku jakoś nie umiałam się wczuć w emocje bohaterów - i nie do końca czasem rozumiałam ich zachowanie i motywy. Nie porwała mnie ta książka, chociaż miała na to ogromną szasnę.

Dużo osób zwraca się pozytywnie w kierunku chemii, którą dało się czuć między bohaterami - ale z racji tego, że ja nie umiałam polubić głównej bohaterki, nie był to mój ulubiony wątek. Ot, niby ta Charlotte pasowała do tej fabuły, ale jakby zrobili ją trochę zbyt władczą, zbyt zimną, żeby faktycznie dobrze się wtopiła do swojego obrońcy - którego polubiłam i rozumiałam już w dużo większym stopniu i zakresie. 

Powieść nie była źle napisana - raczej prostym, lekkim językiem, chociaż jak już wspomniałam wyżej, bez kilku minusików się nie obyło. Mimo wszystko Anne Malcom raczej pod kątem pisania ani nie wywołała we mnie jakiegoś mega pozytywnego wrażenia, ani nie sprawiła, że miałam odłożyć tę książkę na bok. Ot, opisy i dialogi trochę wymagają dopracowania, ale jednak najbardziej dopracowania wymaga to, żeby lepiej przekładać emocje na papier - i według mnie, gdyby tych emocji było więcej, to i dialogi, i opisy byłyby bardziej zjadliwe. 

Dodam jeszcze, że okładka prześliczna - i cieszę się, że wydawnictwo ją zmieniło (i najbardziej cieszy mnie też proces tego, że czytelnik mógł głosować na warianty, bo zdecydowanie wyszło z tego coś pięknego). Dodam też, że nie jestem pewna, czy sięgnę jeszcze w najbliższym czasie po jakąś książkę tej autorki - bo trochę się tego obawiam, skoro ta pozycja średnio mi do gustu przypadła... Czas pokaże! Może akurat na polski nic już tłumaczone nie będzie i odpadną mi dylematy. 

Podsumowując: nie odradzam, nie polecam, decyzję zostawiam Wam! Mnie akurat ta książka średnio do gustu przypadła, ale znam i takich, co ją chwalą pod niebiosa. Także wiecie - to decyzja, czy chcecie zaryzykować, czy jednak nie. Zadecydujcie sami!


11 komentarzy:

  1. Renata Kozłowska3 czerwca 2021 09:09

    Chyba ryzykantem nie jestem więc ryzykować nie będę. Aczkolwiek opis trochę mnie zaciekawił.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo jaka wielka szkoda. Opis faktycznie mega ciekawy, a wasza eecenzja zgasiła cały mój entuzjazm. Naprawdę wielka szkoda. Okładka bardzo mi się podoba, szkoda że wnętrze zawodzi. Dzięki za recenzję wiem, czego unikać

    OdpowiedzUsuń
  3. Opis ciekawy, ale dzięki temu wiem, że na razie nie będę czytać tej książki

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm... jak romans cierpi na brak emocji, to nie jest za dobrze

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za recenzję. Nie żałuję, że nie znam książki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Okładka jak i opis robią wrażenie. "Doyenne" posiada dużo czynników żeby być świetną lekturą bohaterkę twardą, fabułę która się wyróżnia, mrocznego faceta, rokuje na nietuzinkową lekturą jest jedno ale... nie czujemy połączenia z "Doyenne", nie dało się odczuć emocji jakie zapowiada pisarka. Wielka szkoda. Odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie porwał mnie opis "Doyenne". Zdecydowanie większe wrażenie zrobiła na mnie okładka książki. Ale jak to mówią, nie szata zdobi człowieka, a okładka książkę. Po przeczytaniu recenzji mam nieodparte wrażenie, ze owa zaś okładka stanowi jedyny atut tejże pozycji. Nie tak powinno być.
    Fabuła "Doyenne" nie robi większego wrażenia. Taka sztampowa jest i przewidywalna. Pozbawiona większego znaczenia. I po cóż spędzać z nią czas, kiedy wokoło tyle ciekawszych książek?
    Aleksandra Miczek

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie, to zdecydowanie nie dla mnie książka. Niestety, myślę, że nie przypadłaby mi do gustu, główna bohaterka działałaby mi na nerwy.... A po co się denerwować przy lekturze 😅

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękna okładka ,po przeczytaniu recenzji jednak wiem że raczej nie będę czytać tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też nie lubię "zimnych suk", więc tym razem mówię "nie". W takich pozycjach lubię czuć emocję, a tutaj kuleją. W dodatku niedopracowane dialogi i opisy. Na szczęście nie jest to moja bajka.

    OdpowiedzUsuń
  11. Okładka jest cudna,ale mi bardziej kojarzy się z plakatem z jakiegoś filmu😁Pierwszy zawiodłam się na okładce, bo patrząc na nią, powiedziałabym,że jej środek będzie równie piękny, tu jednak nie. Środek niestety okazał się pusty, lub psujący się od wnętrz
    również i ja nie czuje chemii, ani ale do tej książki. Bardzo dziękuję za recenzję 😘B.B

    OdpowiedzUsuń