Autor: Aniela Mey
Tytuł: Fast Driver
Wydawnictwo: NieZwykłe
Data wydania: 2023
Ilość stron: 375
Ocena: 3/10
Opis:
On się ściga.
Ona tańczy.
Razem tworzą mieszankę wybuchową.
Siedemnastoletnia Skye Wilson jedzie z przyjaciółmi na nielegalne wyścigi odbywające się w Miami. Tam poznaje Nicka Browna, kuzyna swojej najlepszej przyjaciółki. Chłopak bierze udział w wyścigu i przez przypadek zabiera Skye do samochodu, żeby jechała razem z nim.
Skye nie może zaprzeczyć, że Nick zrobił na niej piorunujące wrażenie. Dziewczyna nie wie, że wkrótce będzie spotykała go niemal codziennie, bo chłopak razem z mamą przeprowadza się do rodzinnego miasta Skye, gdzie będzie uczęszczał do tej samej szkoły co ona.
Jednak jeżeli Skye liczyła na coś więcej z gorącym rajdowcem, musi przełknąć gorycz rozczarowania. Nick zniechęca ją do siebie równie szybko, jak jeździ samochodem. Robi wszystko, żeby dać jej do zrozumienia, że nie jest facetem dla niej, a ona dziewczyną dla niego. Ale czy na pewno?
Recenzja:
Trochę mnie dziwi to, że redakcja nie wyłapała pewnych rzeczy z takim: "zmień to, droga autorko, bo logicznie są tu takie zgrzyty, że ktoś się na sto procent do tego doczepi". Ale to najwidoczniej nie miało miejsca - bo "Fast Driver", mimo że jest napisany w całkiem lekki i przyjemny sposób, ma sporo niedociągnięć.
Skye ma siedemnaście lat - i rodziców, którzy mimo rzadkiego przebywania w domu, wymagają od córki perfekcji. I tak jest: Skye ma świetne oceny, ale też bardzo wybuchowy charakter: przez co często ląduje u dyrektora, bo potrafi odpyskować dosłownie każdemu i to z byle powodu.
Pod maską idealnej dziewczynki kryje się bowiem fanka imprez, wyścigów i upijania się praktycznie do nieprzytomności. Gdy przyjaciółka Skye proponuje jej wyjście na kolejną imprezę - nie ma w tym nic podejrzanego - ale gdy lądują na nielegalnych wyścigach, wtedy sytuacja ciut się zagęszcza. Być może także przez fakt, że Skye zostaje wybrana jako towarzyszka podczas jazdy przez jednego z kierowców - a kilkanaście minut później chłopak oddaje jej swoją nagrodę: jakieś nowiutkie ferrari, zgarnięte od przegranego, które siedemnastolatka ma sobie zachować, by móc sobie nim jeździć.
To jednak dopiero początek, bo podczas imprezy po wyścigu, w domu kuzyna przyjaciółki Skye, który dopiero co się przeprowadził do miasta - okazuje się, że to właśnie on jest tym kierowcą. Pijany kolega wrzuca Skye do basenu, ale Nick - właśnie ten kierowca - oferuje dziewczynie nowy komplet bielizny damskiej i inne takie, a także nocleg.
Oczywiście rodzice nie szukają córki, bo są święcie przekonani, że śpi u przyjaciółki - a gdy siedemnastolatka rano podjeżdża ferrari pod dom, także jakoś specjalnie nie dopytują. Tak naprawdę jednak Skye wstała sobie rano w domu Nicka, wzięła kąpiel z płatkami kwiatów, a do tego wszystkiego poznała przyjaciela Nicka, który musiał się przeprowadzić wraz z nim, bo inaczej by nie wytrzymał...
Mówiąc w skrócie, "Fast Driver" miał ogromny potencjał - bo później ta historia naprawdę nieźle rozkwita... Ale jest mnóstwo takich irracjonalnych wstawek i takich pomysłów rodem z Wattpada - które spodobają się młodszym czytelnikom, ale ci, którzy są starsi i bardziej świadomi czytanej literatury, zaczną się pukać w głowę w stylu: "co tu się podziało?".
Nie chcę zbytnio spojlerować, ale naprawdę w tej książce sporo jest takich fragmentów, które mogły być zedytowane - na przykład ten powód przeprowadzenia się przyjaciela Nicka wraz z nim mógł być lepiej umotywowany - czy chociażby kwestia tego, że gdy Skye weszła do jednego pokoju, tuż po próbie gwałtu, gdzie Nick miał się nią zaopiekować, i zobaczyła kątem oka jedno zdjęcie - jego siostry wraz z jej najlepszą przyjaciółką, to dosłownie kazał roztrzęsionej dziewczynie się wynosić - a ona zresztą przeżywała później tę kłótnię bardziej niż próbę gwałtu...
Mimo wszystko o samym sposobie pisania Anieli Mey pod kątem używania sporej ilości sarkazmu, humoru i innych takich - nie mogę powiedzieć złego słowa. Bohaterowie też są całkiem fajnie prowadzeni - i gdyby nie te wpadki w ich zachowaniach (które mają odzwierciedlenie często w historii bohaterów - ale tego dowiadujemy się dopiero później), to byłoby dużo lepiej.
Widzę jednak, że debiut Anieli Mey daje podstawy ku temu, by sądzić, że każda kolejna książka będzie dużo lepsza. Widzę też, że młodsi ode mnie na tę historię też patrzą trochę inaczej - i nie zwracają aż tak uwagi na takie kwestie logiczne. Ja jednak nie umiem nie zwrócić na to uwagi - bo wiem, że gdyby to wyeliminować przy kolejnych tekstach, to wyszłaby z tego taka historia, którą czytałabym z zapartym tchem.
Jeśli jakimś cudem autorka dotrze do tej recenzji - to dodam, że mocno trzymam za nią kciuki - i żeby pomyślała o tym, aby na bieżąco sprawdzał jej teksty jakiś betaczytelnik - może przyjaciółka lub jakaś znajoma ze świata książek - by właśnie wytykać takie momenty od razu, z rozdziału na rozdział, by to momentalnie korygować. Wiem, że wiele pisarek tak tworzy - i że to naprawdę im pomaga: a z drugiej strony sprawia to, że i czytelnicy są bardziej zadowoleni.
Nie jestem w stanie więc na razie powiedzieć, że "Fast Driver" to moja ulubiona książka roku 2023 - ale to też nie jest najsłabsza powieść, którą czytałam. Pomysł był niezły, nad wykonaniem trzeba trochę popracować, ale mam dziwne wrażenie, że o Anieli Mey jeszcze usłyszę: i w sumie z ciekawością sięgnę po jej kolejne dzieło, żeby porównać poziom i rozwój.
Podsumowując: dla mnie raczej średniaczek, ale wiem, że ta pozycja ma swoich fanów, więc jeśli tylko macie ochotę: sięgnijcie po "Fast Driver"!
Interesujący zamysł na fabułę, "Fast Driver" wydaje się przyzwoitą lekturą. Pomimo pewnych niezrozumiałych momentów ale to możemy dać na karb, że to debiut. Jeśli będę miała sposobność to może zapoznam się z tą lekturą.
OdpowiedzUsuńNiedługo będę to czytać, zobaczymy czy mi się spodoba, teraz mam trochę obawy po waszej recenzji, ale przeczytamy i zobaczymy
OdpowiedzUsuńJa mam wrażenie, że w obecnych czasach rezygnuje się z korekt i redakcji w myśl, że jakoś to będzie, to przecież produkt dla mas. A w książkach w miejscach "korekta" lub "redakcja" pojawiają się jakieś fałszywe dane. Już mnie chyba nic nie zdziwi w tej kwestii - chociaż ciągle boli ze względu na moje wykształcenie - po lekturze Władcy Pierścieni, przecież której to z kolei reedycji (zareklamuję pseudowydawnictwo Muza), w której Legolas rozmawia sam ze sobą, Gadzi Język zmienia przezwiska nawet w obrębie jednej sceny, zdarzają się notorycznie braki akapitów i inne dziwne przesunięcia lub piękne literówki. Tak że dziękuję za recenzję, wpisuję sobie to wydawnictwo na moją czarną listę.
OdpowiedzUsuńDziękuję za szczerą opinię. Na razie nie mam tej książki w planach do przeczytania.
OdpowiedzUsuńTo ja podziękuję za lekturę tego dzieła...
OdpowiedzUsuń