poniedziałek, 16 października 2023

Ludka Skrzydlewska - "O jeden urok za daleko. Czarownice z Inverness. Tom 2"

Autor: Ludka Skrzydlewska

Tytuł: O jeden urok za daleko. Czarownice z Inverness. Tom 2

Wydawnictwo: Kobiece [współpraca reklamowa]

Data wydania: 2023

Ilość stron: ok. 400

Ocena: 8/10


Opis:

Czarownice, zemsta i pradawny rytuał. Skutki tego uroku będą naprawdę zabójcze.

Willow uchodzi za najbardziej złośliwą i impulsywną czarownicę z rodu McKenzie. Gdy dziewczyna postawia się zmienić, w nowym starcie ma jej pomóc wyprowadzka z rodzinnego domu. Wszystko układa się doskonale do czasu, gdy okazuje się, że jej nowy sąsiad nienawidzi czarownic. 

Konflikt z mężczyzną szybko przeradza się w wojnę podjazdową. Czarę goryczy przelewa moment, gdy mężczyzna umyślnie krzywdzi kota Willow. Aby raz na zawsze dać mu nauczkę, dziewczyna postanawia wykonać rytuał gwarantujący zemstę na wrogach, który znajduje w jednej ze starych magicznych ksiąg.

W święto Beltane przywołuje istotę, która ma jej pomóc dać nauczkę sąsiadowi. Okazuje się nią Ly Erg, fae ze szkockich wierzeń - wojownik o niezrównanej magicznej sile. Niestety Willow bardzo szybko przekonuje się, że nie ma nad nim żadnej kontroli. Mityczna istota ma tylko jeden cel – zabicie wszystkich wrogów czarownicy. McKenzie jeszcze nie wie, ilu ma ich wokół siebie...

„O jeden urok za daleko” Ludki Skrzydlewskiej to przepełniona magicznymi zaklęciami historia, w której nie zabraknie wątków rodzinnych, romantycznych i... oczywiście mrocznych.

Książkę można czytać jako niezależną opowieść osadzoną w świecie “Czarownice z Inverness”. Pierwszy tom serii "Do zakochania jeden urok”. 


Recenzja:

Kocham Ludkę Skrzydlewską - a może nawet nie to, że ją jako ją, co jej twórczość: i dosłownie pochłaniam każdą jej książkę tuż po premierze. Uwielbiam jej styl pisania, uwielbiam jej pomysłowość, jej bohaterów, a także sarkazm i humor, którego notorycznie używa. 

Mówiąc w skrócie: Ludka Skrzydlewska jest jedną z najlepszych polskich autorek: szczególnie z gatunku romansów - z dużą dawką thrilleru, wątków kryminalnych, sensacji i tajemnic. A jej intrygi? Są najlepsze na świecie.

Z góry powiem, że seria Czarownice z Inverness liczy sobie dwa tomy - pierwszy jest o kuzynce Willow, a drugi: o Willow. I chociaż można te powieści czytać osobno, to jednak wydaje mi się, że lepiej czytać najpierw historię Margo, a później o Willow - bo wychodzę z założenia, że w "O jeden urok za daleko" poznaje się całość spojlerową z "Do zakochania jeden urok". Także nie traćcie czasu, jeśli nie znacie jeszcze historii naszych czarownic - musicie poznać je obie - i to najlepiej teraz i już!

W "O jeden urok za daleko" poznajemy Willow - wredną perfekcjonistkę z tomu pierwszego - która z powodu koszmarów: takich trochę magicznych, mówiąc ogólnikowo (żeby nie zdradzać zakończenia poprzedniej części), wyprowadza się do swojego własnego domu, gdzie od samego początku jej sąsiad rzuca informację, iż nie chce jej w swojej okolicy - i że czarownice nie powinny istnieć. Główna bohaterka oczywiście stara się go ignorować - w końcu nawet gdy rozrzuca śmieci na jej podjeździe, to Willow z dużą łatwością ogarnia to wszystko magiczną sztuczką. 

Tyle, że oczywiście nic nie dzieje się tak, jak dziać się powinno - bo złośliwy sąsiad rozjeżdża kota Willow: jej najlepszego przyjaciela. Dziewczyna wpada w żałobę, bardzo cierpi, nie umie sobie poradzić. Chce tylko sprawiedliwości. Więc gdy w biblioteczce domowej wpada na książkę, która tyczy się zemsty - postanawia się z nią zapoznać, a późnej także wykorzystać jeden z rytuałów: jeden z tych, który wezwał potężnego wojownika fae, aby pozbył się wszystkich wrogów osoby, która rzuca zaklęcie...

Nie będę więcej zdradzać, powiem w skrócie, że to chyba jeszcze lepsza historia niż opowieść o Margo, w której się zaczytywałam. Uważam, że jest to jeden z lepszych romansów paranormalnych, które czytałam w tym roku - a co ciekawe, uważam, że dawno nie widziałam książki, gdzie dziewczyna, która udaje silną, bo chce być idealna (a tak naprawdę w środku jest bardzo wrażliwa i potrzebuje bezpieczeństwa), zaczyna nawiązywać relację z facetem, który jest w pewien sposób twardym jak skała barbarzyńcą, który nie owija w bawełnę i bywa raczej w większości czasu mrukiem.

Jestem zachwycona pozycją "O jeden urok za daleko" i uważam, że powinno się twórczość Ludki Skrzydlewskiej polecać dalej - naprawdę, ja mnóstwo czytam, a mam wrażenie, że jej historie są jednymi z najlepszych, jakie w ogóle powstają w ostatnich latach w Polsce. 

Co ciekawe, Ludka Skrzydlewska naprawdę (według mnie) nie stworzyła słabej książki - najniżej oceniłam jej powieść na sześć na dziesięć gwiazdek (a to zdecydowanie nie jest słabo!). Ale co tu dużo mówić: świetnie wykreowane postacie, które doskonale można zrozumieć pod kątem emocjonalnym, a do tego mnóstwo ciekawych pomysłów i intryg... No cóż, to dopiero początek góry lodowej talentu tej pisarki. Nie znam w sumie chyba żadnej większej wady twórczości tej autorki - może to, że szkoda, że jej historie kiedyś się kończą. Niby spoko, bo Ludka sporo pisze - co sprawia, że później można sięgnąć po inną jej książkę, aleeeee... Ja pragnę więcej opowieści o czarownicach z Iverness!!!

"O jeden urok za daleko" to kolejny powód do mojej długiej listy powodów, dla których uwielbiam i kocham twórczość tej pisarki. Będę oczywiście sięgała po kolejne jej premiery. Już się nie mogę doczekać i zacieram rączki, bo wiem, że w tym roku jeszcze coś od niej wychodzi!

Podsumowując: POKOCHAJCIE "O JEDEN UROK ZA DALEKO" TAK JAK JA!

3 komentarze:

  1. Nie czytałam jeszcze powieści autorki 🙈

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię pióro pisarki, z chęcią czytam książki Ludki. "O jeden urok za daleko" zapowiada się magicznie, jeszcze nie zapoznałam się z pierwszą częścią ale mam taki zamiar. Recenzowana książka ma wciągającą akcję, magię oraz humor. Czytając recenzję wpadł mi do głowy film 'Totalna Magia'. Seria ta będzie przeczytana.

    OdpowiedzUsuń
  3. Skrzydlewska mi coś mówi... jeszcze nie czytałam. Tylko nie wiem, czy chciałabym się bawić w kobiecą fantastykę, jakoś za blisko jej do romansu. Ale jeśli wrócę do polskiej fantastyki, to na pewno skorzystam.
    Na razie na tapecie wciąż mam "Wiedźmina".

    OdpowiedzUsuń