Witam wszystkich czytelników Naszego Książkowiru! Dzisiaj mam Wam do zaprezentowania wywiad z Michaliną Olszańską, polską autorką. Możecie kojarzyć tą panią przede wszystkim z jej dwóch powieści, dzięki którym zasłynęła: "Zaklętej" oraz "Atlantydzie dziecku gwiazd". Dzisiaj chcę przybliżyć Wam jej postać jako autora miesiąca.
Ariada: Pani Michalino, czytałam Pani powieść pt. „Zaklęta”, która bardzo przypadła mi do gustu. Skąd pomysł na taką baśniową tematykę?
Michalina Olszańska: Baśnie były zawsze obecne w moim życiu, w dużej mierze mnie ukształtowały. Uwielbiam ten gatunek ze względu na to, że w prostej formie i za pomocą metafory zwraca naszą uwagę na najbardziej podstawowe ludzkie marzenia, jest kopalnią archetypów. Prawdziwa baśń nie jest de facto tylko dla dzieci, to często do dorosłych zwraca swoje przesłanie. Uważam, że klasyczne baśnie jak również baśnie i opowieści z różnych kultur powinny być obowiązkową lekturą psychologów.
Ariada: Ujęła Pani tą historię z całkowicie innej perspektywy, bardziej rzeczywistej. Chciała Pani pokazać, że nie zawsze można oczekiwać przysłowiowego księcia na białym koniu?
M.O.: Opowiadania braci Grimm, zanim je ocenzurowano i złagodzono, były wyjątkowo brutalne, wręcz przerażające. Nie było w nich nic ze sztucznej słodyczy bajek, które teraz serwuje się dzieciom. To po pierwsze, ale zakończenie "Zaklętej" ma na celu nawet nie tyle pokazać bardziej realną i życiową wersję wydarzeń, ale zwraca uwagę na to, jak względne jest pojęcie happy endu. Nie będę zdradzać szczegółów, ale w moim odczuciu ta opowieść kończy się dobrze. Nie tak, jak w klasycznej bajce, trudniej, ale bohaterka odnajduje prawdziwą siebie.
Ariada: Ma Pani bardzo dobry warsztat. Czytając Pani powieść nie miałam pojęcia, że tak młoda osoba może posiadać już tak duże umiejętności. Czy to wynik pracy czy może talent?
M.O.: Dziękuję :) Mnie samej trudno to oceniać, jednak na pewno bardzo dużo pracuję. Czytam, krytycznie podchodzę do tego, co napisałam i cały czas staram się rozwijać. Może talent to właśnie nic innego, jak konsekwencja i samozaparcie.
Ariada: Ile czasu poświęciła Pani na pisanie „Zaklętej”? Jest prawdziwą cegłą, a na dodatek można z niej „sypać” mądrościami.
M.O.: Haha! Czy sypać mądrościami to nie wiem, ale cegła to jest na pewno. Pisałam ją pół roku. Nie do końca wierzę w tworzenie w jakichś ogromnych bólach, powieści pisane przez 10 lat... No dobrze, "Mistrz i Małgorzata" to majstersztyk, ale bardzo często jeśli pisarz się tak wlecze, książce brak spójności.
Ariada: Jest Pani nazywana renesansową kobietą, ponieważ posiada Pani bardzo szerokie zainteresowania – m.in. aktorstwo, czy modeling. Jak Pani znajduje czas na to wszystko i na dodatek jest dobra w tym, co robi?
M.O.: Jeżeli się coś kocha, zawsze się znajdzie na to czas. Oczywiście coś na pewno na tym cierpi, chociażby życie towarzyskie, ale z drugiej strony aktor tyle przebywa z ludźmi, że się tego tak nie czuje.
Ariada: Artystyczne zainteresowania dzieli Pani ze znajomy, rodziną?
M.O.: Pochodzę z artystycznej rodziny, moi rodzice są oboje aktorami. Oczywiście dotknął nas klasyczny syndrom, że rodzic aktor nie chce tego samego dla dziecka i do Akademii Teatralnej zdawałam w tajemnicy przed mamą, ale prawdą jest, że rodzice od najmłodszych lat "nawadniali" mnie wszelkiego rodzaju sztuką. Literatura, muzyka, filmy... To były moje ukochane zabawki ;) Wychodząc z takiej rodziny nie ma się za dużego wyboru, prędzej czy później sztuka wyciąga po nas ręce. Co do znajomych - powiem więcej: nie mam żadnego znajomego spoza artystycznych branży. Trochę przerażające, ale tak wyszło. Najpierw chodziłam do szkoły muzycznej, potem poszłam na AT i nie wystawiam nosa poza to zaklęte koło.
Ariada: Która forma sztuki najbardziej Panią pasjonuje? Świat mody, pisarstwo, czy aktorstwo, a może z czymś innym wiąże Pani przyszłość?
M.O.: Jestem wdzięczna moim rodzicom, że zachęcali mnie do próbowania różnych rodzajów sztuki. Bo wydaje mi się, że każda artystyczna dziedzina to po prostu inny sposób przekazania tj samej myśli, dlatego nie kłócą się między sobą. Więcej - prerafaelita Gabriel Dante Rossetti twierdził, że każdy malarz powinien pisać wiersze i na odwrót. To może przesada, ale można próbować realizować się w różnych dziedzinach. Niemniej nadchodzi ten moment, kiedy trzeba zacząć się określać. Dlatego zrezygnowałam z Akademii Muzycznej, nigdy już nie będę zawodową skrzypaczką, odmówiłam też pracy jako grafik nad komiksem. Nadal kocham mój instrument, rysuję sobie hobbistycznie, ale moje życie to aktorstwo i książki. Na tyle sporo popracowałam już na tych płaszczyznach, że mogę to z pełną świadomością powiedzieć. Co do modelingu, to zawsze było tylko hobby i rodzaj nauki, który bardzo mi a aktorstwie pomógł. Daje niesamowitą świadomość siebie i uczy zmagać się z kompleksami.
Ariada: Polacy nie są raczej czytelniczym narodem. Ma Pani jakiś pomysł, żeby przyciągnąć rodaków do książek?
M.O.: Szczerze? Nie mam pojęcia. Oczywiście wspieram z całego serca wspieram wszelkie ruchy i inicjatywy mające za zadanie wspierać czytelnictwo (tak, jak Wasz blog, dziewczyny), ale nie wiem, co zrobić, żeby ludzie faktycznie zaczęli czytać. Trzeba przyznać, że czytanie nigdy nie było narodowym "sportem" Polaków, nie mamy historycznej tradycji książki. Ale jeżeli chce się to zmienić, to chyba przede wszystkim trzeba zachęcać do czytania dzieci. Nauczyć je obchodzić się z książką, rozwijać wyobraźnię. Czytanie wymaga pewnego wysiłku umysłowego i jeżeli nie nauczymy się go wcześnie, to trudno nam się będzie później do tego wysiłku przyzwyczaić, zwłaszcza w czasach, w których mamy pełny dostęp do filmów i seriali, z zasady łatwiejszych w odbiorze. To tak, jak ze sportem czy tańcem, ciało musi być trenowane od najmłodszych lat. I mózg też.
Ariada: Należy Pani do zwolenników ekranizacji, czy raczej gorąco kibicuje Pani pierwowzorom, (zresztą podobnie jak ja)?
M.O.: Dobra ekranizacja nie jest zła ;) Najważniejsze, żeby twórcy zdawali sobie sprawę z różnicy języka literatury i filmowego. Mój ogromny szacunek wzbudza Ian McEvan, któy jest genialnym pisarzem i jednocześnie scenarzystą. Kiedy pisze scenariusz do filmów na podstawie swoich książek, nie boi się zmieniać szczegółów tak, żeby pasowały do ekranu. Teraz zresztą bardzo modne zrobiły się seriale luźno zbudowane na podstawie książek, ale czasem bardzo od pierwowzorów odbiegające. Nie widzę w tym nic złego. Gorzej, jeśli ekranizacja ma być ścisła i wychodzi kulawo.
Ariada: Jaka była najgorsza kiążka, która przeczytała Pani w życiu?
M.O.: Ojej... Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Zazwyczaj, jeśli książka mi się nie podoba, przestaję ją czytać. Nie należę do tych hejterów, którzy męczą się z 500-stronicową cegłą tylko po to, żeby móc później pluć na nią w internecie. Tych, którzy nienawidzą np. "Zmierzchu", ale mężnie przebrnęli przez wszystkie tomy. Po co tracić życie na coś, co uważamy za złe? Ale sprawdza mi się pewna prawidłowość: nie lubię książek napisanych na podstawie scenariusza. Zwykle są jakieś bardzo po wierzchu, nieudolnie próbują językiem pisanym oddać to, co obraz. Za przykład może tu posłużyć "Stowarzyszenie umarłych poetów" czy "Dziewczyna w czerwonej pelerynie". No... nie.
Ariada: Ma Pani motto życiowe, którym kieruje się na co dzień?
M.O.: Kilka. Ale kiedyś dostałam pocztówkę z sentencją Michela Quoista: "Panie, udziel mi cichej wytrwałości fal". Powtarzam to sobie, kiedy jest mi ciężko. I nie tylko.
Ariada: Lubiła Pani czytać szkolne lektury, czy raczej niechętnie na nie spoglądała?
M.O.: Może to bezczelne, co powiem, ale uważam, że lektury szkolne są źle podobierane. Zniechęcają do czytania młodych ludzi. Rzecz jasna jest lista tematów, które trzeba poruszyć w szkole, ale powinien być wybór dzieł owe tematy poruszających. Żeby każdy mógł wybrać coś dla siebie i potem dyskutować w klasie. Problem w tym, że to by wymagało wysiłku od nauczycieli, a oni niestety często wysiłku unikają. Sama zasada lektury jako takiej wydaje mi się błędna. Do czytania nie wolno zmuszać, do niego powinno się zachęcać. Sama miałam z moją polonistką sztamę: ona doskonale wiedziała, że wielu lektur nie czytam, ale za to podsuwała mi inne książki. I to jest właśnie twórczy proces pedagogiczny.
Ariada: Czy uważa Pani za istotne, aby ludzie czytali poezję?
M.O.: Zdarza się, że nie mamy czasu usiąść nad grubą beletrystyczną książką, życie toczy się dziś bardzo intensywnie i szybko. Poezja to literatura w kapsułce, takie witaminy. Każdy znajdzie chwilkę, żeby przeczytać przed snem choćby czterowiersz, myślę, że to bardzo istotne. Jeżeli nie będziemy rozwijać swojej wrażliwości, całkowicie zrogowaciejemy!
Ariada: Preferuje Pani bibliotekę, czy kupowanie książek?
M.O.: Nie oszukujmy się, książki są drogie, a młodych ludzi często nie stać na taki wydatek. A to przecież oni w szczególności powinni czytać. Są książki, które muszę mieć własne i na zawsze, ale bardzo często pożyczam znajomym i od znajomych, z bibliotek... Jeżeli mamy wybór: pożyczać, czytać z internetu (okropność, ale co zrobić) lub nie czytać wcale, to dość prosty wybór.
Ariada: Jakie korzyści płyną z bycia molem książkowym?
M.O.: Pisarze przez wieki tworzyli w swoich dziełach obraz świata, który podają czytelnikowi jak wykwintne danie. Żyjąc swoim codziennym życiem mamy wąski zakres tego, co możemy poznać, czego się dowiedzieć. Czytanie książki jest jak otwieranie drzwi do innych czasoprzestrzeni, nasz kosmos się drastycznie poszerza. Jest przysłowie, że ile człowiek zna języków, tyle razy żyje. Z książkami jest tak samo. Traktujmy literaturę jak kamień filozoficzny. Skoro już poturlał nam się pod nogi, głupotą jest go nie podnieść :)
Ariada: Bardzo dziękuję Pani za wywiad, mam nadzieję, że czytelnicy jeszcze bardziej docenią Panią jako zdolną autorkę, tak jak ja doceniłam. :)
To tyle na dzisiaj. Mam nadzieję, że wywiad Was zainteresował i może w przyszłości sięgniecie po książki tej autorki? Pozdrawiam Was gorąco, Ariada. :)
Bardzo ciekawy wywiad :) Pani Olszańska rzeczywiście świetnie włada słowami, co widać po jej odpowiedziach. Chętnie sięgnę po którąś z jej książek ;)
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto :)
UsuńŚwietny wywiad
OdpowiedzUsuń"Oczywiście wspieram z całego serca wspieram wszelkie ruchy i inicjatywy mające za zadanie wspierać czytelnictwo (tak, jak Wasz blog, dziewczyny), ale nie wiem, co zrobić, żeby ludzie faktycznie zaczęli czytać."
OdpowiedzUsuńNie za dużo tego "wspierania" na raz? ;)
Świetnie włada językiem? Być może... Na pewno nie umie pisać. Nie przebrnęłam nawet przez pierwszy rozdział "Atlantydy". Książka chyba wydana jako self-publishing bez redakcji. Żenada. Budowanie pozycji na plecach rodziców - aktorów jest śmieszne. Autorka ma mieć talent bo jej rodzice są znani? Mamy wiele nie znanych prawdziwych talentów, którym drogę blokuje takie... coś.
OdpowiedzUsuń