Autor: Vi Keeland, Penelope Ward
Tytuł: Sprośne listy
Wydawnictwo: Editio
Data wydania: 2021
Ilość stron: 339
Ocena: 8/10
Opis:
Historia miłosna, która rozpoczęła się od przyjaźni między dziewczyną i chłopcem, a rozkwitła, gdy nawiązali kontakt ponownie — jako dorośli ludzie
Griffin Quinn był moim korespondencyjnym powiernikiem z dzieciństwa, angielskim chłopcem, od którego różniło mnie wszystko. Z biegiem lat, wraz z setkami napisanych listów, staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi — dzieliliśmy się najgłębszymi, najmroczniejszymi sekretami i zbudowaliśmy więź, która wydawała się niezniszczalna. Pewnego dnia jednak została zniszczona.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, przyszedł kolejny list. Pełen wyrzutów — gniewu nagromadzonego przez osiem lat. Nie miałam wyboru i w końcu musiałam się przyznać, dlaczego przestałam odpowiadać na korespondencję.
Griffin mi wybaczył i po jakimś czasie udało nam się ożywić relację z lat dziecinnych. Z tym że byliśmy już dorośli i wszystko nabrało rumieńców. Nasze listy szybko stały się niegrzeczne, odkrywaliśmy w nich swoje najdziksze fantazje. Jedynym logicznym wyjściem z sytuacji wydawało się więc przeniesienie znajomości na kolejny poziom i spotkanie twarzą w twarz.
Tyle że Griffin nie chciał się spotkać, bo uznał, że tak będzie dla nas najlepiej. Jednak ja musiałam go zobaczyć, więc wykonałam skok na głęboką wodę i zaczęłam go szukać. Przecież ludzie robili w imię miłości bardziej szalone rzeczy, prawda?
Ale to, czego się dowiedziałam, może zmienić wszystko...
Recenzja:
Mój ulubiony duet autorek wydał kolejną powieść - a raczej wydał już jakiś czas temu, ale dopiero teraz jest ona opublikowana w Polsce. I dobrze, bo "Sprośne listy" to kawał dobrej literatury, chociaż nazwa trochę nieadekwatna - bo owszem, kilka takich listów się pojawiło, ale właściwie nie był to główny motyw. Zaraz zresztą Wam opowiem w szczegółach coś więcej o tej powieści, ale już teraz mogę spokojnie powiedzieć, że gorąco polecam!
Luka straciła najlepszą przyjaciółkę w pożarze na koncercie - i to na tym samym, z którego udało jej się wyjść cało. Ma ogromne wyrzuty sumienia, że ona przeżyła, a jej najlepsza przyjaciółka zginęła, a na dodatek nabawia się ona pokaźnej kolekcji zaburzeń lękowych - głównie związanych z tym, żeby opuszczać dom, gdy miałoby tam być dużo osób - albo, jeśli nie byłoby łatwej drogi ewakuacyjnej, żeby Luka w każdej chwili mogła się ulotnić.
W tym pożarze Luka straciła po części samą siebie i w związku z tym, że nie umiała się podnieść z całej tej tragedii - a jedyne postępy zaczęła robić dopiero z terapeutą kilka lat później - przestała ona odpisywać także na listy swojego przyjaciela z Anglii, którego poznała w projekcie wymiany listów - to był taki projekt w stylu szukania korespondencyjnych przyjaciół, który organizowała szkoła. Griffin - bo tak nazywał się przyjaciel od wymiany listów, był Luce bardzo bliski, ale przez długi czas nie umiała mu odpisać i wyjaśnić, dlaczego w jej życiu tak bardzo się pozmieniało.
Pewnego dnia, po ośmiu latach od ostatniej wymiany listów, Luka wpada na kopertę adresowaną do niej - od Griffina, który postanowił wylać trochę żali po pijaku. List ten sprawił jednak, że Luka postanawia mu odpisać i w końcu wyjaśnić, dlaczego przez tak wiele lat milczała i nie szukała kontaktu, chociaż chłopak był dla niej bardzo ważny. I tak oto rozpoczyna się historia miłosna w "Sprośnych listach", która nie jest cukierkowa, ale bardziej słodko-gorzka: a ja takie uwielbiam!
"Sprośne listy" są fantastycznie opowiedziane - a mnie już najbardziej zauroczył nie tyle sam wątek miłosny (bo te w książkach tych pisarek są zawsze cudowne), ani nawet nie oryginalna historia i poruszana tematyka, co właśnie to, jak zostały przedstawione zaburzenia lękowe - i jak realne było to wszystko w odbiorze. Autorki musiały naprawdę dogłębnie to przestudiować, bo nawet po studiach z psychologii (na których jestem), nie umiałabym chyba zrobić tak sprawnie i tak dobrze.
Ta książka jest napisana w tak ciekawy, a zarazem przyjemny i lekki sposób, że dosłownie nie da się jej nie czytać z uśmiechem. Mimo tego że porusza ona wiele trudnych wątków, to mnie czytanie "Sprośnych listów" sprawiło ogromną radość i satysfakcję. To na pewno jest jedna z lepszych książek, jakie będę miała okazję przeczytać w lutym, więc myślę, że jak tylko lubicie romanse, które są dobrze skonstruowane, to jak najbardziej możecie sięgnąć po tę powieść. Ostrzegam tylko, że autorki czasem lubią trochę namieszać i zaskoczyć!
Nie mam pojęcia, jakim cudem tej dwójce tak super wychodzi pisanie w duecie, ale mam nadzieję, że będą pisać razem jak najdłużej - chociaż ich solowe powieści także są świetne (i także je uwielbiam!). W wypadku "Sprośnych listów" jednak średnio pasuje mi tytuł i bardziej widziałabym na okładce jakąś parę, a nie tylko samego faceta, bo to powieść pisana z dwóch narracji (w zależności od rozdziału) - stąd przedstawianie tylko męskiej postaci tak mi tu trochę zgrzyta.
Podsumowując: "Sprośne listy" to definitywnie odkrycie tego miesiąca, jeśli nie roku. Jak już wspomniałam - nie jestem w stanie pokazać książki, szczególnie romansu - który byłby serwowany szerszemu gronu czytelników, który by tak dobrze poruszył temat zaburzeń lękowych. Wydaje mi się, że wielu osobom to otworzy oczy, bo przecież zaburzenia lękowe wcale nie są takim rzadkim zjawiskiem - i w końcu możemy nawet sami znać osobę, która na nie cierpi, chociaż się do tego nie przyznaje. Jeszcze raz, gorąco polecam "Sprośne listy"!
Widzę, że wreszcie coś nowego w romansach. Do tej pory czytałam jedna książkę tagi duetu, ale bardzo dobrze ją wspominam, świetnie się ja czytało. Chętnie przeczytam ta, wydaje się interesująca, coś ala Masz wiadomość tylko bardziej niegrzeczne. Już mi się podoba. Muszę zapisać siebie tytuł.
OdpowiedzUsuńKolejna książka obok której przeszłabym obojętnie. Po takim tytule nie spodziewałabym się książki opisującej traumatyczne przeżycia i zaburzenia lękowe, a raczej erotyku. A tu proszę. Pora sprawdzić, jak będzie mi się czytało ten duet.
OdpowiedzUsuńSerca i serduszka. Czuć, że Walentyki zbliżają się wielkimi krokami :P Wydawniczymi, bo chyba na ten właśnie czas czekano w Polsce z wydaniem tej książki. Kojarzę już te autorki z niejednej recenzji, zresztą w antologii się przecież pojawiły dosłownie chwilę temu. Widać, że nie próżnują, jeśli chodzi o pisanie. Najwyraźniej nie zamierzają pozwolić o sobie zapomnieć zbyt szybko.
OdpowiedzUsuńZaskoczył mnie fakt - tym razem pozytywnie - że ktoś najwyraźniej mnie posłuchał (ok, dobrze, wiem, że nie jestem na tym polu sama) i wreszcie zrobił research przy takim gatunku jak romans. Dla mnie to zaskakujące, bo do tej pory wydawało mi się, że autorzy po prostu odpuszczają, a dokładniej "olewają sprawę z góry do dołu i odwrotnie", ponieważ sami uważają ten gatunek za niewysokich lotów, a tym samym nie ma po co się starać. Cieszy mnie to tym bardziej, że nawet ktoś (konkretny ;) ) po psychologii dostrzega analogie w przedstawionych w książce zaburzeniach lękowych i potrafi przyznać, że potraktowano temat poważnie, tym razem pokazując, że cienią swoich czytelników i nie chcą im wciskać kitu. To prawdziwa pochwała! Brawo. Wreszcie coś nowego.
PS A gdzie goła klata na okładce :O
Po takiej recenzji chyba nie przejdę obojętnie obok takiej książki. I na dodatek nie jest to taki zwykły romans. Ależ jestem zaciekawiona. Wpisuję powieść na swoją listę poszukiwań. Pewnie tytuł nie przyciągnąłby mojej uwagi,gdybym tu nie zajrzała...
OdpowiedzUsuńObok tego duetu nie przechodzę obojętnie (tak samo jak pisarki piszą solo), mają w sobie to COŚ opowieści spod pióra tych autorek. "Sprośne listy" to nie tylko lektura o uczuciu ale posiada drugie dno a jest to choroba psychiczna, odróżnia tą lekturę na tle innych książek z tego gatunku. Do stylu nie można się przyczepić oraz fabuły, Vi Keeland oraz Penelope Ward zastawiają jakoś minę. Wpisuje książkę na listę.
OdpowiedzUsuńP.S. Tytuł ani okładka nie oddają treści książki dobrze to że model na okładce ma podkoszulkę..
Ten gatunek+ ten duet, biorę w ciemno :) Recenzja jeszcze tylko bardziej zachęciła i skusiła do zakupu tej pozycji za jakiś czas :) Ten duet z każdą kolejną książką, coraz bardziej zaskakuje i to w bardzo fajny sposób :) Bardzo dziękuję :)
OdpowiedzUsuńŚwietna okładka :)
OdpowiedzUsuńOkładka mi nie pasuje 😁 ale historia brzmi ciekawie, trochę jak w filmie Czy chcesz zostać moim przyjacielem? (film bollywood, polecam bardzo do obejrzenia, świetny), chętnie bym przeczytała, ale nie wiem czy kiedyś u nas w bibliotece się pojawi ten tytuł 😉
OdpowiedzUsuńKeeland i Ward to zdecydowanie mój ulubiony duet <3 Nie dość, że świetnie razem tworzą historie, to solowe ich książki również bardzo lubię. Co prawda mają słabsze i lepsze momenty, to jednak każdą ich książkę biorę w ciemno. Mega się cieszę, że Editio wydaje je regularnie, bo to moje "pewniaki" na gorsze momenty w czytaniu :D Co do okładki, to mnie się bardzo podoba <3 Mimo iż nie przepadam za twarzami na okładkach, to ten Pan mega mnie zauroczył :D No i plus, że ubrany :D Ale książki jeszcze nie czytałam, więc mogę zmienić zdanie i uważać jak ty - że okładka nie odzwierciedla treści. A jeśli już przy treści jesteśmy, to nie mogę się doczekać aż przeczytam. Chociaż kojarzę jakąś książkę, w której też była wymiana listów, potem przerwa i po jakimś czasie znów kontakt wrócił. Bardzo mi się ten motyw spodobał, więc jestem niemal pewna że i w tym przypadku nie będę zawiedziona. Ja lubię w autorkach to, że one nawet z najbardziej schematycznego motywu potrafią stworzyć coś oryginalnego. ch bohaterzy są jak żywi, historie zapierają dech w piersi nie sposób się od powieści oderwać. Jedyny zarzut - czyta się je błyskawicznie i zbyt szybko się kończą :D Muszę czym prędzej złapać w ręce ten tytuł, bo mega mam na niego ochotę :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany wpis. Czekam na wiele więcej
OdpowiedzUsuń